Rozdział 47 - Jedziemy do San Francisco.

26 1 0
                                    

-Becca, budzimy się - rzekła Zoe, głaszcząc mnie po policzku.

-Co się dzieje? - mruknęłam, przykrywając się kołdrą.

-Jedziemy do San Francisco - pisnęłam zadowolona.

-Ała. Moje uszy - zakryłam je poduszką - Po za tym nie mam ubrań i muszę zapytać rodziców o zgodę.

-Spokojnie. Wszystko jest załatwione - pocieszyła mnie.

-Jak to? - podniosłam się.

-No normalnie. Rano do nich poszłam i powiedziałam o wyjeździe. Zgodzili się, a przy okazji Cię spakowałam. Dlatego ubieraj się i idź na śniadanie, bo stygnie.

Jak zwykle knują za moimi plecami.

Niechętnie wstałam, przeciągając się. Następnie poszłam do łazienki i wykonałam poranną toaletę. Gdy to zrobiłam, ubrałam się w jakieś rzeczy, które przyniosła mi dziewczyna. Włosy związałam w koka i zeszłam na dół.

-Dzień dobry - przywitałam się, ziewając.

-Uważaj, bo nas połkniesz - zaśmiał się Nathan.

-Jedziemy czy lecimy? - zapytałam.

-Jedziemy - odparł Zeyden.

-Okej. Już się domyślam z kim będę w samochodzie - stwierdziłam. Po śniadaniu podzieliliśmy się na grupy. Ja oczywiście byłam wraz z czarnowłosym. Szok i niedowierzanie. Zapakowałam swoje walizki. Było ich dokładniej dwie, więc musiałam przyznać, iż brunetka nie za bardzo zaszalała.

-Przed nami długa droga, dlatego najlepiej, by było gdybyśmy nie dokuczali sobie - oznajmił Zeyden, wsiadając do auta.

-Też tak uważam - pokiwałam głową.

-Świetnie. Masz tutaj telefon - podaj mi go - Jest odblokowany, więc tym razem nie dostaniesz kodu. Twoim zadaniem jest włączyć dobrą muzykę. Powtarzam dobrą - rzekł, odpalając silnik. Po chwili zaczęliśmy jechać.

-Czyli? - uniosłam brwi.

-Wszystko oprócz rocka i kpopu.

-Również ich nie lubię, toteż nie musisz się martwić.

-No i bardzo dobrze.

-To niech będzie to - mruknęłam, włączając piosenkę.

We're riding down the boulevard
We're riding into the dark night, night

-Ocean Drive? - zdziwił się.

-Tak. Jak dla mnie jest idealna na wakacje - wzruszyłam ramionami. Nagle zamknęłam oczy. To był pierwszy, dłuższy wyjazd z chłopakiem i jego przyjaciółmi. Trochę się bałam. Znaczy raz poleciałam z Zoe, Natem i Johnem do Seattle, lecz to było co innego. Oni, można powiedzieć, zachowywali się podobnie do mnie. Inni trochę się różnili. Byli bardziej poważniejsi. W sumie co się dziwiłam, miałam z nich najmniej lat. Niestety moje rozmyślania przerwał, dzwoniący telefon - Słucham.

-Cześć córciu - powiedziała mama.

-Hej mamo.

-Jak tam? Jedziesz już? - dopytywała.

-Tak - westchnęłam.

-Super. To życzę miłego odpoczynku.

-Dzięki - mruknęłam.

Jest zbyt miła. Coś musi być na rzeczy.

-Już nie przeszkadzam. Później się odezwij - stwierdziła.

One girl, two facesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz