Rozdział 4 - To był on...

144 11 70
                                    

Poniedziałek. Dzień, za którym nie przepada wiele ludzi. Najlepiej nie wychodziłoby się z łóżka i spało do południa. Ale cóż zrobić. My, uczniowie, musimy chodzić do szkoły, by się rozwijać. A dorośli do pracy, żeby mogli nas utrzymać dopóki sami nie będziemy na siebie zarabiać. Wychodzi więc na to, że każdy na tym świecie jest do czegoś zobowiązany. Są też osoby, które nie muszą pracować bo albo przeszli na emeryturę, albo są chorzy lub mają tyle pieniędzy, że nie chodzą do pracy. I to jest dopiero paradoks. Lecz niestety takie jest życie. Nikomu nie dogodzisz. Zawsze znajdzie się ktoś kto będzie narzekać.

O godzinie siódmej obudził mnie budzik. Wyłączyłam go i poszłam do łazienki. Na dworze pogoda była beznadziejna. Padał deszcz i było zimno, dlatego ubrałam niebieską bluzkę z krótkim rękawem i jakimś napisem, na to czarną bluzę przez głowę z kapturem, czarne spodnie, czarne adidasy oraz dżinsową kurtkę. Zrobiłam kreski, podkreśliłam kości policzkowe, poprawiłam brwi i pomalowałam usta beżowo. Włosy delikatnie pokręciłam i zostawiłam rozpuszczone.

Gotowa zeszłam na dół zrobić sobie śniadanie. Kiedy zjadłam, wzięłam torebkę i wyszłam z domu uprzednio zamykając drzwi. Następnie włożyłam słuchawki do uszu. Z muzyką moich ulubionych wykonawców ruszyłam w stronę szkoły. Jak tylko weszłam, poszłam sobie kupić kawę. Gdy ją dostałam, zaczęłam kierować się do sali, w której mam matematykę.

-Hej - powiedziałam do przyjaciół.

-Cześć - odpowiedzieli.

-Ale ładnie wyglądasz - rzekł sarkastycznie Ethan.

-Zamknij się - warknęłam.

Kiedy zadzwonił dzwonek, weszliśmy do sali. Sam przedmiot nie jest zły, ale z panią Stephanią to tragedia. Bardzo dużo wymaga, zadaje oraz robi co dwie lekcje kartkówki. Dla mnie to nie ma problemu bo lubię matmę i ją rozumiem, ale inni z tego faktu zadowoleni nie są, lecz co mają zrobić. Muszą się jej uczyć.

-Dzień dobry - powiedziała oschle.

-Dzień dobry proszę pani - odpowiedziała smętnie klasa.

-To co? Wyjmujemy karteczki - rzekła zadowolona, a wszyscy jęknęli.

Zapisała na tablicy wszystkie zadania. Dała nam dwadzieścia minut na rozwiązanie ich. Wszystkich ćwiczeń było pięć. Trochę się zdziwiłam bo to do niej nie podobne. Na tyle czasu przeważnie dawała dziesięć zadań z piętnastoma podpunktami.

-Jak ci poszło? - zapytałam Amy, gdy wyszłyśmy z sali.

-A bardzo dobrze. Mam nadzieję, że dostanę cztery. Rozumiesz!? Liczę na czwórkę. Ja! Ja!

-No właśnie... Ale jestem ciekawa co się jej stało. To do niej niepodobne - odpowiedziałam.

-Może żal się jej zrobiło.

-Żal? Proszę cię - zaśmiałam się.

-Idziemy coś zjeść? - spytała, a ja skinęłam głową.

-Co bierzesz? - zapytałam, gdy weszłyśmy na stołówkę.

-Nie wiem, ale napewno szarlotkę i herbatę, może jeszcze tą babeczkę - rzekła i pokazała na ciastko - A ty?

-Yyyy... Może sernik i kawę. - powiedziałam, a Amy spojrzała na mnie spod oka - No co?

-Przecież nic nie mówię.

Jak dostałyśmy jedzenie skierowałyśmy się do stolika, gdzie siedziała Katherine z Megan.

-Hej - rzekłam razem z blondynką i usiadłyśmy obok nich.

One girl, two facesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz