Rozdział 10 - Skąd wiesz, że kłamię?

67 7 27
                                    

-Kogo o tej godzinie niesie? - powiedziałam do siebie, gdy ktoś zaczął nawalać w drzwi. Ubrałam się w szlafrok i zeszłam na dół je otworzyć - Czego?

-Hej - przywitał się ten gość.

-Boli cię coś Zeyden? Jest piąta nad ranem w niedzielę. Jak czegoś chcesz przyjdź za pięć godzin - rzekłam, przy okazji ziewając.

-No właśnie. Jest piąta, a ty śpisz.

-A co mam do cholery robić?

-Zacząć działać.

-Co i po co?

-Nie wiem co, ale napewno masz coś do roboty, a jak to zrobisz to zostanie Ci jeszcze dużo dnia.

-Lecz się. Dobranoc - odpowiedziałam, zamykając drzwi przed nosem chłopaka i poszłam dalej spać. Niestety nie na długo, bo dwie godziny później znowu ktoś pukał do drzwi - Ja ci nogi z dupy powyrywam - powiedziałam, otwierając je.

-Ciebie też miło widzieć - odparł z uśmiechem.

-Mówiłam przyjdź za pięć godzin, nie za dwie!

-Oj dobra, dobra. Idź się ubierać - mruknął, wchodząc do środka.

-Nie rozkazuj mi - warknęłam.

-Ta...

Po kilku minutowej wymianie zdań z czarnowłosym, udałam się jednak  ubrać. Włożyłam granatowe spodnie i czarną bluzę z jakimś napisem. Do tego zwykłe, białe trampki. Nie malowałam się, tylko na usta nałożyłam bordową szminkę. Włosy związałam w dwa wysokie warkocze i zeszłam na dół.

-Co robisz? - zapytałam, jak zobaczyłam Zeydena w kuchni.

-Śniadanie.

-Myślisz, że je zjem?

-Przecież cię nie otruje.

-A kto tam z tobą wie. A co szykujesz?

-Gofry.

-Okej. Mogę zadać Ci pytanie?

-Już zadałaś.

-Ugh... Tak czy nie.

-No okej, ale łatwe.

-Dlaczego dalej ze mną się zadajesz? W sensie przyszedłeś i powiedziałeś żebym nie szła na policję i tak dalej. Myślałam, że o mnie zapomnisz.

-Miałem taki plan - odpowiedział, podając mi talerz z ciepłymi goframi, bitą śmietaną i polewą czekoladową - Ale wtedy co rozmawialiśmy, uznałem, że Ty jesteś inna niż te wszystkie łaski i może być ciekawie.

-Żartujesz sobie? Tak, to prawda. Jestem pełnoletnia, ale nie przygotowana na zadawanie się z najniebezpieczniejszą osobą w tym mieście. A może ty planujesz mnie zabić czy coś? - zachichotałam, a następnie zabrałam się za jedzenie posiłku - A po za tym nawet nie spytałeś czy chce się z tobą kolegować.

-Przecież odpowiedź jest oczywista. Kto by nie chciał?

-Nie wiem. Może całe miasto. Każdy się ciebie tutaj boi.

Znaczy ja nie, ale inni już tak.

-To chyba fajnie.

-Nie jestem pewna. Po za tym mam przyjaciół, którzy mogą sobie tutaj od tak przyjść. Ja nie mam zamiaru z niczego się tłumaczyć.

-Spokojnie.

-Ta...

-Dobre? - zapytał.

-Może być.

One girl, two facesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz