-Wstajemy - rzekła mama, wchodząc do pokoju.
Co ona tu robi!? Przecież mieli wrócić dopiero jutro!
Szybko się podniosłam, ale Zeyden chwycił mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
-Puść mnie - burknęłam.
-Gdy się człowiek śpieszy to się diabeł cieszy - mruknął - Poza tym masz do szkoły na jedenastą, skarbie.
O matko. Błagam żeby ona tego nie słyszała.
-Debilu, moja mama tutaj jest - szturchnęłam go.
-Dzień dobry - przywitał się.
-Cześć, Zeyden - odparła.
-Teraz idziemy spać - powiedział, przytulając się do mnie.
-Nie - jęknęłam.
-John wylatuje o dziesiątej. Zdążysz.
O czym on mówi?
-Co? O co chodzi? - zdziwiłam się.
-Nie powiedział Ci? - uniósł brwi, a ja pokręciłam głową - No to w takim razie ja to zrobię. John wyjeżdża do Toskani.
-Po co? - zapytałam, wstając.
-Skąd mam to wiedzieć? Przyszedł, oznajmił mi ten fakt i sobie poszedł - wzruszył ramionami.
-Potem będę Cię męczyć, ale teraz wstajemy. Muszę się z nim pożegnać.
-Czemu?
-Bo jest moim przyjacielem - rzekłam, a on przewrócił oczami - No co?
-Nic - burknął.
Po chwili opuściliśmy łóżko. Gdy ja poszłam wziąć prysznic, chłopak udał się do swojego domu. Ubrałam się w czarne spodnie oraz białą bluzkę z krótkim rękawem. Do tego nałożyłam czarne szpilki z czerwoną podeszwą. Włosy związałam w wysokiego koka, a usta pomalowałam na bordowo. Po chwili usłyszałam klakson dobiegający z samochodu Zeydena. Chwyciłam torebkę i poszłam do czarnowłosego.
-Szybko się wyrobiłeś - oznajmiłam.
-Niestety nie mogę powiedzieć tego o tobie - zaśmiał się.
-Jedź, jeśli Ci życie miłe - warknęłam.
-Dobra, dobra - mruknął i zaczął jechać na lotnisko. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu.
-John! - krzyknęłam, wysiadając z pojazdu.
-Becca? - zdziwił się - Co tutaj robisz?
-Powinnam dać Ci ochrzan za to, że nic nie mówiłeś, iż wyjeżdżasz. Jednak zrobię to innym razem.
-Nie chciałem cię martwić - rzekł.
-Ta... Jasne - odparł pod nosem Zeyden.
-Nie ważne. Co się stało to się nie odstanie. Uważaj na siebie. Czasami pisz, dzwoń. Cokolwiek - stwierdziłam - Jesteś dzielny to sobie poradzisz.
-Dziękuję za te cenne słowa. Postaram się kontaktować, lecz niczego nie mogę obiecać.
-Trzymaj się - przytuliłam go.
-Pa - pomachał, a następnie udał się do samolotu.
-Evans - odparłam.
-Mhm - mruknął.
-Czemu go nie zatrzymałeś? - zapytałam zaciekawiona.
-Ostatnie miesiące bardzo nas poróżniły. Częściej się kłóciliśmy i w ogóle. Nawet o jakieś drobiazgi. Dlatego pewnie postanowił wyjechać. Oddalić się, przemyśleć pewne kwestie. Nie mogłem go powstrzymać, sumienie mi nie pozwalało. Gdyby został, nie byłby szczęśliwy. W Toskanii ma rodzinę. Poza tym tam odpocznie.
CZYTASZ
One girl, two faces
AksiWiodła spokojne życie, nie miała problemów, posiadała kochających przyjaciół. Lecz co się stanie kiedy pozna jego? Jak powiodą się jej dalsze losy?