Rozdział 52 - Chcę Ci pomóc w tym trudnym czasie.

32 1 0
                                    

Od moich urodzin czas zaczął niesłychanie szybko płynąć. Jeszcze się nie obejrzałam, a zostały mi tylko trzy miesiące do matury. Co prawda, co tydzień w weekendy dużo się uczyłam. Rozwiązywałam różne testy i tak dalej. Jednak to nie sprawiało, iż byłam rozluźniona. Z każdym dniem stres wzrastał. Kilka razy zdarzyło mi się nawet wymiotować. Nie mogłam się doczekać, aż będę już po wszystkim. Oprócz tego zajęłam się jeszcze Ianem. W końcu się mu postawiłam i na szczęście odpuścił.

-Nie ma go? - rzekłam do Zeydena, gdy zapukałam do drzwi.

-Powiem Ci szczerze, że nie wiem - odparł.

-Tak? - po dłuższej chwili otworzył - No proszę. Was tutaj się nie spodziewałem.

-Możemy wejść? - zapytałam.

-Oczywiście. Zapraszam - sarknął.

-Pójdę pierwszy - mruknął czarnowłosy i zaczął iść za mężczyzną, a ja podążałam za nim. Mieszkanie było bardzo małe oraz niezwykle zaniedbane. Chociaż co ja oczekiwałam. Przecież to była kawalerka, którą wychowawca ledwo co spłacał. W salonie na podłodze walało się mnóstwo butelek po alkoholu. Inni mówili, iż był alkoholikiem, lecz nie myślałam, że to prawda.

-Przepraszam za bałagan. Nie byłem przygotowany na gości - burknął.

-My tylko na chwilę - zabrał głos Zeyden.

-Skąd macie mój adres? - odparł zdziwiony.

-Są na to różne sposoby - rzekł chłopak, zakładając rękę na rękę.

-Chyba wolę o nich nie wiedzieć - szepnął.

-Dobry wybór. Jednak przejdźmy do rzeczy. Czego oczekujesz?

-Może jaśniej?

-Światło mam zaświeci? - powiedziałam sarkastycznie.

-Masz zostawić Rebece w spokoju. Rozumiemy się?

-Nie - warknął - Ona ma wszystko, ja nie mam nic. Dlaczego więc mam przestać jej grozić? Dzięki temu dostanę to, co chcę.

-Czyli? - uniosłam brwi.

-Wszystko. Pieniądze, dom, a nawet może i ciebie. Kto wie - wzruszył ramionami, a Zeyden uderzył go w policzek.

-Ona nie jest rzeczą - wycedził.

-Wątpię. Przecież do tego służy - zaśmiał się. Tym razem chłopaka zbyt poniosło. Przygniótł go do ściany i zaczął podduszać.

-Powtórzę jeszcze raz: masz zostawić ją w spokoju. Jeśli nie to obiecuję, że tu wrócę, lecz tym razem żeby cię zabić. Łapiesz? - warknął.

-Tak - wychrypiał.

-Świetnie. Tylko ją dotkniesz czy szturchniesz, nie żyjesz. Kolejnym razem nie będzie żadnego ostrzeżenia - rzekł, puszczając go.

-Dobrze, dobrze. Będę się trzymał z daleka - podniósł ręce w geście obronnym.

-I pięknie - westchnął, odgarniając włosy z czoła - Idziemy - zwrócił się do mnie.

Natomiast pan od matmy w drugim semestrze co tydzień w czwartek zorganizował dodatkowe lekcje o siódmej rano. Zdecydowałam się na nie chodzić, bo zależy mi, by dobrze napisać maturę.

-Specjalnie się dla was poświęcam, a wy to ignorujecie - mruknął smutno - No trudno. Cieszę się, że chociaż jest wasza piątka. Mam kilka arkuszy, więc sobie je rozwiążecie, a potem sprawdzimy - rzekł i je rozdał - Za piętnaście minut czytamy odpowiedzi z zadań zamkniętych.

One girl, two facesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz