22. Policja policją, ale opieka nad dzieckiem?!

366 25 4
                                    

<Alex>

 Przekręciłam nieco głowę, by wyjrzeć za plecy gliniarza. No cudownie, jest tam ich jeszcze piątka. Mężczyzna na którego wpadłam złapał mnie za ręce, uniemożliwiając większość ruchów.

  - Czego ode mnie chcecie? Czy wy w ogóle szacunku nie macie?? Jesteśmy na cmentarzu.

  - Szukaliśmy cię od dwóch lat, nie wymkniesz się teraz.

 Haha, a to dobre. Tylko dwa lata? Jeszcze się nie domyśliliście?? Szukacie mnie od siedem i pół roku!

  - Jak to mnie szukacie?? - zaczęli mnie wyprowadzać, a wszyscy inni się na nas gapili. - Hej! Słuchajcie mnie! Mam pomysł! Nie wiem, o co chodzi, ale puśćcie mnie teraz, a ja spokojnie z wami pójdę. Przysięgam, że nic nie wykombinuję. Nie potrzeba robić większej sensacji.

 Jak na komendę, rozejrzeli się i zobaczyli te wszystkie spojrzenia. Nie dziwię sie przezwisku "psy". Ciekawe, czy ma "zostań" też reagują...

  - Nie próbuj nawet uciekać.

 Pff... Jakbym chciała uciec, to już by mnie tu nie było i to bynajmniej nie byłaby próba. Nie chce jednak uciekać, przecież wszystkie moje dokumenty już się zgadzają. No i jestem ciekawa, czego chcą.

 Puścili mnie, ale i tak byłam otoczona. Jak to się mówi? Ach tak, moja przestrzeń osobista!

 Po minięciu bram cmentarza, złapali mnie, zakuli w kajdanki i zapakowali do radiowozu. Ale faza! W radiowozie nie miałam jeszcze szansy być! Chociaż, wolałabym go prowadzić. Właśnie, muszę sobie wyrobić prawko!

 Wyszarpali mnie i zaprowadzili do sali zeznań na komisariacie. Usiadłam na przeciwko jakiegoś detektywa, którego jeszcze nie poznałam.

  - Czemu mnie aresztowano na cmentarzu? Czemu mnie aresztowano?! Co to ma w ogóle znaczyć?!?

  - Spokojnie, uciekałaś przed nami kilka lat. Każde z nas ma duże pokłady cierpliwości.

 Już mnie wkurza, a rozmowa się jeszcze nawet dobrze nie zaczęła.

  - Czego ode mnie chcecie?

  - Musimy trzymać się procedur. Jak się nazywasz?

  - Alexandra Blacky.

  - Zmiana imienia na dobre ci wyszła. Pasuje ci świetnie.

  - Przyjaciele wybrali, miło mi, panie...?

  - Detektyw Adam Woliński.

  - Adamie, dlaczego mnie tu przywieziono?

  - Nie pozwalasz sobie za dużo?

  - Jesteśmy dorośli - uśmiechnęłam się, a on spojrzał zaskoczony. - Tak, możesz sobie nawet sprawdzić w dokumentach. Różnica daty moich urodzin wynosi zawsze raptem kilka dni - zaczął przeglądać stos papierów na blacie. - Z ciekawości, jakie nazwiska tam masz?

  - Nazwiska? Mam tutaj tylko Katarzynę Kabat.

  - Kurde, szybcy jesteście. Może pomogę - złapałam za torebkę i zaczęłam w niej szukać portfela. Nie moja wina, że zapomnieli mnie przeszukać. Detektyw patrzył na mnie oniemiały. - To wasze niedopatrzenie, nie moje - wreszcie znalazłam to, czego szukałam. - Proszę.

  - Adrianna Krawczyk, Katarzyna Kabat, fałszywka Aleksandra Kortezo i angielskie Alexandra Blacky?

  - Może pan sobie poprosić dokumenty pozostałych. Jednak, wszystko powinno być już uregulowane. Podwójna zmiana nazwiska, z jakimś problemem w papierach.

 Poprosił o moje pozostałe akta, a po ich przyniesieniu, zaczął je czytać. Kiedy skończył, patrzył na mnie, jakbym była przynajmniej fioletowa.

  - Kim ty do cholery jesteś?

  - Ładnie tak przeklinać panie władzo? - Zgromił mnie wzrokiem, a ja miałam ochotę się tylko śmiać z jego miny. - To chyba już wszystko, jestem wolna?

  - Tak, tak, jesteś już wolna.

 Wstałam i skierowałam się do drzwi, ale przystanęłam.

  - Wie pan, co by było miłe? - Zwróciłam jego uwagę i się odwróciłam. - Gdyby wszyscy policjanci się o tym dowiedzieli, że już nie jestem zaginiona. O i jeszcze, gdybym miała czystą kartotekę.

 Posłałam mu uśmiech i użyłam nieco swojej mocy. Przełknął po chwili.

  - Zobaczymy, co się da zrobić.

  - Wszystko co w pana mocy, i tych tam również - skinęłam w stronę szyby, z którą była jeszcze trójka innych mężczyzn. - Cóż to by była za sensacja, gdybym poszła do prasy! - W jego oczach zobaczyłam strach. - A teraz, do widzenia!

 Wyszłam z pomieszczenia, a następnie komendy, czując na sobie spojrzenia wszystkich. Widocznie nie można nie złapać w klamry normalnych.

 Nagle usłyszałam dzwonek swojego telefonu, więc szybko go wyciągnęłam. To Dean.

  - Cześć Dean! Co się stało?

  - Yhm.., no więc... mamy problem.

  - Co wyście zrobili?

  - Co znowu my?! To nie nasza wina! Czemu wszystko zwalasz na nas?

  - Dean, powiesz mi o co chodzi, czy mam dzwonić do innych?

  - Mia, pamiętasz Mię, prawda?

  - No jasne, co się stało?

  - Jej mamę potrącił samochód, jest w ciężkim stanie w szpitalu...

  - Dobra, a co z Mią?!

  - Nic jej nie jest, ale nie ma kto się nią zająć. Nie mogą znaleźć jej żadnych bliskich, a mała podała ciebie. Zawitali nam pod drzwi z nią i pytaniem gdzie jesteś. Co mamy zrobić?

  - Cholera, zajmijcie się nią. Przylecę tak szybko, jak to będzie możliwe.

  - Alex! My nie umiemy zajmować się dzieckiem!

  - Nie dawać jej alkoholu, papierosów, dużo napojów gazowanych i słodyczy! Ugotujcie na kolacje coś w miarę zdrowego i znajdźcie jej zajęcie. Możecie ją położyć u mnie w pokoju. I do jasnej ciasnej jesteście czwórką mężczyzn, powinniście sobie dać radę!

  - Ale ona patrzy na mnie teraz, jakby ode mnie zależało całe jej życie!

  - W pewnym sensie zależy - usłyszałam coś pomiędzy piskiem, a westchnieniem. - Wierzę w was! Pa!

 Rozłączyłam się i od razu załapałam taksówkę na dworzec. Teraz do Warszawy, hotel, a potem na lotnisko i do Londynu.

 Błagam, żeby oni sobie poradzili.


*Nie wiem, czy taka sytuacja z policją jest możliwa, ani czy ją dobrze opisałam. Prawdopodobnie kiedyś oglądałam za dużo W11, ale mam nadzieję że to jest akceptowalna przez was wersja ;)
aaaaaaaaaaaaaaaa... Czemumi powiadomienia nie chcą przychodzić?!?

Uciekinierka《ROOM 94》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz