20. Czas przezentów i pożgnań

568 28 2
                                    

<Alex>

- Dobry wieczór, panowie policjanci.

Przywitałam się z panami, ponieważ akurat weszli, a ja wydostałam się z ramion Paula. Co za dziwny mężczyzna.

- Witam, dostaliśmy zgłoszenie, że słuchać tutaj wystrzały z pistoletu. Możemy wiedzieć, co się tutaj dzieje?

- No więc, proszę pana. To jest bardzo dziwna historia. Ta oto piątka chciała mnie przestraszyć i zrobić niespodziankę. Znaleźli gdzieś te przebrania, pistolety na kulki i udawali zamach. Muszę przyznać, że im się doskonale udało. Każdy się nabrał, dlatego panowie również są tutaj. Przepraszamy bardzo za kłopot, to był tylko niewinny kawał.

- Rozumiem, moglibyśmy zobaczyć jednak te pistolety?

- Naturalnie.

Podałam im pistolet, który miałam dalej w ręku, a pozostali resztę. Gliniarze oglądali je przez chwilę, a następnie oddali.

- Wszystko w porządku, więc dostaniecie teraz tylko pouczenie, żeby więcej nie wycinać takich numerów, ale to chyba czas, żeby kończyć już tą imprezę.

- Musimy?

- Jest już trzecia nad ranem! Chyba już macie dość.

- Dopiero trzecia. To jest moja i moich dwóch przyjaciół impreza urodzinowa.

- Potrójne urodziny? - Skinęliśmy głową. - Wszystkiego najlepszego, ale niestety już pora to zakończyć.

- Jak trzeba, to trzeba - odwróciłam się do tłumu i złożyłam ręce przy ustach, żeby było mnie lepiej słychać. - Ludzie! Koniec imprezy!

Dało się usłyszeć pojękiwanie i ciche protesty, ale większość kierowała się powoli do wyjścia.

- Więc do widzenia! I bezpiecznego powrotu do domu!

Wszyscy wyszli, zostałam tylko ja i zespół. Moi dziwni "przyjaciele" zostawili jeszcze dwa prezent i również się zmyli, ale nie oczekiwałam od nich więcej.

- Więc, kto zamawia taxi?

Kit wyciągnął telefon i zaczął wybierać w spisie kontaktów.

- Ile potrzeba?

- Dwa, albo trzy duże. Mamy sporo rzeczy.

Spojrzałam na stosy prezentów, trochę mnie przerażały. Szczególnie ciekawy wydawało się całe czarne pudełko, to chyba od Paula i jego szefa, Martina.

- Zadzwoni ktoś jeszcze po właściciela, czy coś.

Kiedy już wszystko zrobiliśmy i dotarliśmy do domu, nikt nie miał siły. Każdy miał w swoim pokoju stos prezentów, więc nic nie trzeba było już robić. Zasnęłam, jeszcze sprawdzając tylko, czy na pewno mam ustawiony budzik.


... 14 tego samego dnia...


Mój budzik zadzwonił, wyłączyłam go, wstałam i omiotłam spojrzeniem moją sypialnię. Sukienka leżała na krześle, buty o torebka na środku pokoju, a prezenty niemal spadały z biurka, walizka leżała na podłodze, w połowie pusta, chociaż wszystko, co mi jest potrzebne już tam było.

Złapałam przygotowane wcześniej rzeczy i poszłam pod prysznic. Za cztery godziny mam samolot do Warszawy, do Polski. Dalej ciężko mi się przyzwyczaić z myślą, że znów będę w Polsce.

Wyszłam z pod prysznica i udałam się na dół w poszukiwaniu jedzenia. Przed wyjazdem musze tylko dopakować resztę rzeczy, pożegnać się i rozpakować prezenty.

Uciekinierka《ROOM 94》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz