<Alex>
Nadszedł dzień pogrzebu.
Stałam przed lustrem na korytarzu. Ubrana w czarną sukienkę, rajstopy, buty, płaszcz i kapelusz. Moje wciąż różowe końcówki odznaczały się niesamowicie, chyba powinnam je ściąć.
Kieran zszedł po schodach i mnie przytulił. Ubrany równie czarno, jak ja.
- Gotowa?
Zaprzeczyłam.
- Nie, ale chce mieć to już za sobą.
Podał mi równie czarną torebkę i kluczyki od samochodu. Spojrzał na mnie i wyszliśmy z domu.
- Poprowadzę, tylko mów mi jak jechać.
- Ustawię nawigację. Sama nie wiem dokładnie.
Po kilkunastu minutach dojechaliśmy. Parking powoli się zapełniał, zadzwoniłam do jakoś dwudziestu-trzydziestu osób, reszta to widocznie poczta pantoflowa.
Wyszliśmy, a Kieran złapał mnie w tali i podeszliśmy wspólnie do środka zamieszania. Kilka osób mnie poznało i podeszło, reszta plotkowała tylko kim jestem. Nawet Wiktor i Oscar się pojawili. Oboje mnie przytulili.
- Jeśli to ciebie chcą, ktoś tutaj powinien być. Przyjrzyj się dokładnie wszystkim.
- Wiem, właśnie dlatego to zrobili.
- Jak się sprawują panowie?
- Nic nie zauważył. Nikt nie zaatakował.
Kieran stał koło mnie i obserwował wszystkich. Nawet nie próbował już czegokolwiek zrozumieć.
- To dobrze, on nie rozumie po polsku?
- Nie, jest Anglikiem.
- To my chyba już pójdziemy trochę w cień. Pamiętaj, wystarczy jedno spojrzenie i wkraczamy.
Uśmiechnęli się delikatnie i pokazali broń pod marynarką. Pokiwałam głową i odwróciłam się do Kierana.
- Mogę prosić o rozmowy po angielsku, jeśli chcesz.
- Wiem, że nie wszyscy Polacy mówią po angielsku. Nie martw się o mnie. To ważne, żebyś ty się dobrze czuła.
Pocałował mnie w głowę i przytulił mnie mocniej.
- Chodź ze mną się pożegnać.
Pociągnęłam go do kaplicy, a następnie do trumien. Trzy zamknięte trumny. Ludzie rozstąpili się na boki, robiąc nam przejście.
- Zostawimy cię tutaj samą.
Wszyscy wyszli z pomieszczenia i zamknęli drzwi. Wpatrywałam się w trumny, a następnie otworzyłam tą ojca. Wpatrywałam się w twarz bez wyrazu, a następnie przeniosłam wzrok na ranę na szyi. Przejechałam po niej palcami.
- Przykro mi tatusiu. Nie martw się, ci tchórze zapłacą za to co wam zrobili. Dziękuję za to co dla mnie zrobiłeś i za to, czego mnie nauczyłeś - pocałowałam go w lodowaty policzek i zamknęłam trumnę. Podeszłam do matki. Poprawiłam jej włosy i poprawiłam szminkę. Za makijaż, który jej zrobili by ich pozwała. - Przepraszam mamusiu, że tego nie dopilnowałam. Dziękuję, że nauczyłaś mnie postępować w życiu tak, a nie inaczej. Nie pójdą twoje nauki w las - pocałowałam ją w policzek i zamknęłam wieko. - Przykro mi jednak, że zrobiliście to, co zrobiliście. Wybaczam wam jednak, możecie odejść w spokoju - otworzyłam braciszka i spojrzałam na niego. Dokładnie taki, jakiego do sobie wyobraziłam. - Przepraszam, że nigdy cię nie poznałam i że przeze mnie zginąłeś. Nie pozwolę im bezkarnie chodzić po świecie. Kiedyś się poznamy, braciszku.
CZYTASZ
Uciekinierka《ROOM 94》
FanfictionZdrada : 1. to bycie nieuczciwym wobec kogoś, czegoś postąpienie przeciwko niemu i przejście na stronę wroga 2. to niedotrzymanie przyrzeczenia, przysięgi danej komuś. Tak to tłumaczy słownik języka polskiego, ale każdy z nas dobrze zna...