49. Dosyć tego!

218 23 10
                                    

<Alex>

Staliśmy przy następnym budynku, do tego który zajmowali wrogowie. Potworna rudera sprawiała, że każdy chciał odwrócić od niej wzrok. Ten krajobraz można by było dać do jakiegoś horroru. Całkowity nieporządek. Dachówki zamiast na dachu, leżały rozbite na ziemi. Okna były zabite deskami. Wszystko stare i zszarzałe. I te ogromne, dwuskrzydłowe drzwi ze złuszczającą się farbą.

Przyjrzałam się dokładniej.

To wszystko było przykrywką. Pod odpowiednik kątem można było dostrzec szyby w oknach, ukryte zaraz za deskami. Dach nie miał ani jednej dziury, kilka miejsc miało stosunkowo niedawno wymienione dachówki. Brama do garażu była tylko stylizowana na starą. Podjazd był często używany, a nie zarośnięty, tak jak powinien. Chodnik do drzwi frontowych również. Stosunkowo nowa łopata leżała porzucona przy schodkach, jakby ktoś wbiegł do domu w pośpiechu. Widać też było zapalone światła w piwnicy, mimo że starali się je ukryć pod jakimiś zasłonkami.

Cóż, jeśli chodzi o niewinnych ludzi, to ta okolica jest chyba wymarła.

Pierwsza grupa już opuściła samochody, wpuszczają właśnie gaz usypiający. Odczekać trzydzieści sekund i wychodzić. Odrzuciłam wzrokiem pojazd, w którym się znajdowałam, i ludzi wokół. Jeden z najbezpieczniejszych samochodów na świecie chronił Wiktora i Martina, jak również mnie, póki go nie opuszczę za piętnaście sekund. Zapięłam hełm. Wiktor nachylił się do mnie.

- Wszystko będzie dobrze, wyprowadzimy ich stąd bezpiecznie, ciebie również. Ci tchórze zapłacą za to.

- Wiem to.

Przytuliłam go szybko i zaraz za Paulem wyszłam z samochodu, kiwając jeszcze Martinowi głową. Nie potrzebowaliśmy słów.

Każdy, z idealnie zgranym krokiem i dokładnymi ruchami, przemieszczał się w stronę budynku. Ktoś dał nam sygnał, możemy wchodzić. Ktoś strzelił w zamek od drzwi wejściowych i wyważył je kopnięciem. Weszliśmy, widząc dwóch uśpionych mężczyzn na podłodze. Dwóch z naszych ich skuło i wyniosło stąd. Coś za łatwo idzie. Przeskanowałam cały dom w poszukiwaniu wszystkich innych. Na piętrze nie było nikogo. Parter miał jedno pomieszczenie, przez które nie mogłam przeniknąć. Na schodach do piwnicy stoczyło się trzech. Były to osoby pilnujące moich przyjaciół. Pięciu czekało w kuchni, aż przeniesiemy się do salonu, żeby znaleźć zejście na dół. Wszyscy byli w maskach gazowych, podobnie jak my. Włączyłam szybko swój mikrofon.

- Pięć kuchnia, trzech schody z salonu na dół. Trzech zakładników w piwnicy. Piętro czyste i jedno pomieszczenie na końcu korytarza ukryte, tam będzie szef, może to być sejf. Mają maski gazowe i broń.

Niemal każdy pokiwał głową, bardziej do siebie niż do mnie. Gotowi. Jeden spojrzał na mnie i wskazał na czterech kolejnych w pierwszym rzędzie. Idą do kuchni. Dwóch ledwo się wychyliło i otworzyło ogień. Nie ryzykować, to była główna zasada.

Wskazałam na kolejną grupkę osób i moje plecy. Mają ochraniać, z kolejnymi czterema mężczyznami ruszyliśmy w stronę schodów. Przeskanowałem okolicę. Moi przyjaciele dalej są zamknięci na dole, nie używają ich jako tarcz.

Uchyliłam drzwi i wystrzeliłam kilkakrotnie. Trafiłam wszystkich. Jeden z mężczyzn mnie wyprzedził i odsunął ciała. Następnie wywarzył drzwi. Zobaczyłam trzech moich uśpionych przyjaciół. Sean leżał na ziemi, był uwolniony z łańcuchów. No tak, zręczne palce gitarzysty.

Rozkuliśmy pozostałych i nałożyliśmy im zapasowe maski gazowe. Obudzili się po chwili.

- To ja, Alex. Wszystko z wami w porządku? Zaraz zabierzemy was w bezpieczne miejsce. Tylko spokojnie i nie ruszajcie się na razie za dużo. Wszystko wam wyjaśnię później.

Usłyszeliśmy strzały. Sejf się otworzył. Każdy z moich przyjaciół został wzięty pod ramię przez kogoś. Spojrzałam na Paula.

- Mamy problem.

Nacisnęłam mikrofon.

- Posiłki, sejf się otworzył.

Wbiegliśmy na górę i od razu na front wystrzałów. Wystrzeliłam kilkakrotnie trafiając trzech sługusów śmiertelnie. Ich było za dużo. Kątem oka widziałam jak koło Paula przelatuje kulka, a on akurat zmienia pozycję przez co go trafia w ramię. Kolejna przeleciała obok, trafiając w kogoś z tyłu.

- Cholera!

Nie mógł już dobrze wycelować. To odwróciło moją uwagę, przez co jednemu udało się wystrzelić w moje serce.

- Dosyć! - Nagle wszystko się jakby zatrzymało. Pocisk zatrzymał się na kilka centymetrów przed moją piersią i po chwili spadł. Spojrzałam na moich wrogów i posłałam ich na ścianę, jednocześnie opuszczając ich broń pod moje stopy. Wszyscy patrzyli na mnie zaszokowani. Czułam się silna, widząc że przeze mnie do ściany jest przytwierdzonych obecnie dziesięciu mężczyzn. Patrząc cały czas na moje ofiary, skierowałam się do moich współpracowników. - Wyprowadzić stąd chłopaków. Tych skuć dokładnie i zamknąć bez możliwości ucieczki - całkowicie panowałam nad sytuacją. To chyba najlepsze uczucie na świcie. Przeskanowałam budynek w poszukiwaniu innych. Drzwi od sejfu były teraz otwarte, więc mogłam sprawdzić również tam. Czysto. Podeszłam do jednego z mężczyzn. Nie miał żadnej ochrony. Krwawił. Uśmiechnęłam się szeroko. - A ten będzie cierpiał najmocniej. Sama się nim później zajmę.

- Alex, musisz nam najpierw pozwolić na poruszanie się.

No tak. Skupiłam całą swoją moc na moich przyszłych ofiarach, uwalniając od mojego czaru przyjaciół. Zaczęli skuwać wszystkich i wyprowadzać ich do samochodów. Dalej stałam na przeciwko szefa. Uwolniłam jego głowę, co od razu poczuł.

- Naprawdę wierzyłeś, że to ci się uda?

- Naprawdę wierzyłem, że mam do czynienia z dziewczyną, a nie demonem.

Zdziwiona nieco jego słowami spojrzałam się na lustro wiszące na ścianie obok. Było rozbite, ale jeden kawałek był na tyle duży, że mogłam dostrzec w nim siebie. Przeraziłam się. Moje oczy były całkowicie czarne, niczym otchłań. Moje usta wykrzywiała się w szyderczym uśmieszku. Nawet zęby wydawały się ostrzejsze niż normalnie. Udając, że wszystko jest w porządku wróciłam spojrzeniem do Michała.

- Tak to się kończy, kiedy nie wierz, czego chcesz.

Odwróciłam się i wypuściłam go z pod mojej mocy. Spadł twarzą do ziemi. Dwóch z moich pomocników go natychmiast związało i zakneblowało. Wyprowadzili go u wrzucili do ciężarówki. Spojrzałam na pozostałych mężczyzn.

- Co mamy robić?

- Podzielcie się na trzy równe grupy. Pierwsza przeszukuje to miejsce. Druga sprawdza dom chłopaków, a trzecia jedzie z nami. Zgoda?

- Zgoda.

Wyszłam z domu i wsiadłam do samochodu. Zobaczyłam jak lekarz opatruje Deana.

- Co jest?

- Dostał kulkę w ramię. Nic mu nie będzie, ale trzeba to opatrzyć.

Nagle oprzytomniałam, ten pocisk trafiający kogoś zaraz za mną, po tym jak Paul oberwał. Trafili Deana. Chcieli mnie zabić. Trafili w niego. Przeze mnie on teraz ma pocisk w ramieniu. Przeze mnie go postrzelili. Przeze mnie się tam znalazł. Nie potrafiłam go obronić. Przeze mnie cierpi. Miał wrócić w stanie nienaruszonym. Nie udało mi się.

Wpatrywałam się na zmianę w lekarza i Deana, temu drugiemu ledwo udawało sie utrzymywać głowę w pionie, ale patrzył prosto na mnie. Otworzyłam się na myśli moich przyjaciół. Żaden z nich mnie nie winił. Chcieli tylko wytłumaczenia tego, co zobaczyli. Rzuciłam kilkunastu mężczyzn na ścianę nawet na nich nie patrząc, nawet ja tego nie rozumiałam.

Cofnęłam się pamięcią do momentu strzału w Deana. Kątem oka udało mi się zobaczyć kto do niego celował. Chciałam wyjść z samochodu i zrobić z nim porządek, na moje nieszczęście lekarz właśnie skończył i ruszyliśmy do bazy.

Wpatrując się w Deana, słyszałam jak Wiktor rozmawia z Oscarem, żeby przywieźli siebie do bazy Martina. Tam się wszyscy spotkamy.

Jeszcze tylko jeden rozdział i epilog!
Kto się cieszy?
A kto smuci?

Uciekinierka《ROOM 94》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz