XI

551 39 1
                                    

Rok 845 (rok ataku tytana kolosalnego)

Przez rok pracowała w barze w Shiganshinie. Zdążyła przyzwyczaić się do paplaniny Rin, smrodu alkoholu i komentarzy podpitych gości. Wiele razy zdarzały się bójki, które dziewczyna szybko kończyła obijając delikwentów czym zasłużyła sobie na wdzięczność szatynki. Była pod wrażeniem umiejętności brunetki ale nie zadawała zbędnych pytań. Wiedziała, że nic to nie da więc zaakceptowała Liv taką jaka była.

Przez ten rok Liv w wolnym czasie oddawała się zajęciom podobnym co w podziemiu. Kradzieże, bójki, walki na noże i wkurwianie wojska sprawnymi ucieczkami z miejsc morderstw. Czy była złym człowiekiem? Nie dla dziewczyn, które dzięki niej uniknęły gwałtu lub dzieci, które nie zostały skatowane na śmierć przez pijanych Stacjonarnych.

Wojsko dostawało szału, że Wilczyca wydostała się z podziemia. Nic nie mogli zrobić bo kto podejrzewałby spokojną kelnerkę z jakiejś speluny. Kiedyś nawet Zwiadowcy się nią zainteresowali po tym jak zabiła piątkę żołnierzy. Ledwo wtedy uciekła i od tamtej pory nauczyła się uważać na zielone płaszcze.

- Liv, mogłabyś zająć się tamtymi Panami? - zapytała Rin.

- Już idę. - odpowiedziała i podeszła do stolika.

- Dobry wieczór. Co podać? - zapytała beznamiętnym głosem.

- Dwa piwa. - powiedział rudy mężczyzna.

Dziewczyna odwróciła się na pięcie i poszła napełnić kufle. Podeszła do mężczyzn i postawiła zamówienie na stole.

- Czekaj, czekaj... Czy my się przypadkiem nie znamy? - zapytał ten sam mężczyzna.

- Długo tu pracuję. - powiedziała Liv ale coś kazało jej być czujną.

- Nie, to nie to. Jesteśmy tu pierwszy raz. Chwila... Czy ty przypadkiem nie pracowałaś u Gerdy? - nagle go oświeciło.

Kobieta spojrzała na niego zimnym wzrokiem. Już miała się odwrócić gdy ten oblech złapał ją za tyłek. Chwyciła jego włosy i walnęła nim w stół, jego kompan wstał i chciał walczyć ale Liv szybko go obezwładniła po czym obu wyrzuciła za drzwi. Niestety nie był to koniec kłopotów lecz dopiero ich początek.

Po dwóch godzinach drzwi do knajpy otworzyły się z hukiem a do środka weszła czwórka wojskowych. Wszyscy mieli zielone płaszcze.

- Cholera. - pomyślała i zastanawiała się jak się ulotnić.

- To ona. - wskazał na nią palcem ten rudy mężczyzna.

- Kurwa, jest zwiadowcą. - przeklęła. - Co Zwiadowca robił u Gerdy? - zdążyła pomyśleć lecz przerwał jej cios w twarz.

Jeden z mężczyzn złapał jej ręce i przytrzymał z tyłu. Dwóch pomagało ją unieruchomić a czwarty sięgnął do jej szyi. Na początku myślała, że chce ją udusić ale on sięgnął do jej łańcuszka i uważnie obejrzał wilka. Po chwili skończył oględziny i podciągnął jej sukienkę wysoko, by mógł zobaczyć brzuch i opatrunek na nim. Odkleił go i zobaczył długie, głębokie lecz już zszyte cięcie.

- Ta rana... Mój kolega Cię tak użądził. - mruknął pod nosem. - Jesteś Wilczycą. - stwierdził.

Liv zaczęła się szarpać, rana jej dokuczała lecz w niej znowu odpaliła się furia. Wyrwała się i wybiegła tylnymi drzwiami. Wspięła się na dach i pędziła ile sił w nogach do najbliższej skrytki gdzie trzymała rzeczy na czarną godzinę. Dobiegła do ciemnego zaułka, odrzuciła obluzowany kamień na jednej ze ścian i z wydrążonej dziury wyjęła zestaw noży, pasy do sprzętu i ubranie na zmianę. W pośpiechu się ubrała i przypięła noże, ponownie wskoczyła na dach i w biegu zapinała pasy. Wpadła do domu i złapała sprzęt, przypięła go, wzięła łyka zimnej kawy z rana i pędziła dalej.

- Chyba uzależniłam się od kawy. Nawet w takich chwilach znajdę czas na łyka. Zgubi mnie kiedyś ta czerń. - myślała.

Wypuściła liny i zaczęła uciekać. Puściła się szybko jak najdalej od speluny, w której pracowała. Gdy już myślała, że uciekła zobaczyła przed sobą Żandarmerię.

- Jestem aż tak niebezpieczna? - prychnęła w myślach.

Zwinnie zmieniła kierunek lecz jakaś dziewczyna była szybsza. Przedziurawiła jej nogę hakiem od liny i pociągnęła do siebie. Liv upadła i uderzając głową o kamienie straciła przytomność.

Czarne Serce || Erwin Smith x OC ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz