V

530 37 0
                                    

Rok 831

- Jeszcze raz. - rozkazał Jake.

Liv zlana potem kopnęła w prowizoryczny worek do ćwiczeń. Trenowała już od dwóch godzin ale wiedziała, że wytrzyma jeszcze drugie tyle. Minął już rok odkąd dostała wisiorek od mentora. W tym czasie wiele się nauczyła, chociaż nadal nie pokonała Jake'a w walce. Co prawda chłopak nie dotrzymał obietnicy i już uczył ją posługiwać się bronią palną jak i białą lecz nadal największy nacisk kładł na walkę wręcz.

Dzień w dzień Liv trenowała i wykonywała zlecenia. Miała dopiero jedenaście lat a okradała możnych całego miasta, włamywała się do najbogatszych posiadłości oraz wrabiała starców w morderstwa. Można powiedzieć, że nie miała sumienia a jej serce było zimne i twarde.

- Jutro stoczymy kolejną walkę. Zobaczymy czy tym razem uda Ci się mnie pokonać Wilczku. - uśmiechnął się niebieskooki do dziewczyny.

- W porządku. Skopię Ci dupę. - powiedziała beznamiętnym tonem ale z błyskiem determinacji w oczach.

Chłopak tylko poszerzył uśmiech. Skierował swoje kroki do kuchni przygotować posiłek a ona wzięła szybki prysznic. Z łazienki wyszła ubrana w starą sukienkę i skórzane buty. Usiadła do stołu i w milczeniu zjedli kolację.

- Ja pozmywam a ty wracaj do domu. Proszę Cię tylko żebyś po drodze dostarczyła list. Adres masz na kopercie. - chłopak podał jej przesyłkę.

- Dlaczego ja? Sam nie możesz? - warknęła dziewczyna.

- Oj, oj! Czyżby wilczek pokazał kły? - zaśmiał się chłopak. - Zrób to po prostu. Będę wdzięczny. - spojrzał na nią.

Liv tylko prychnęła i wzięła kopertę. Wyszła z domu chłopaka standardowo, przez okno. Biegła po dachach i skakała z budynku na budynek. Czuła się silna i miała nadzieję, że jutro uda jej się pokonać swojego przeciwnika.

~

Wybiegła rano ze swojej piwnicy. W burdelu nikt się nie przejmował co robi całymi dniami co bardzo jej odpowiadało. Przez ten rok zdążyła nabrać krzepy, poprawiła kondycję i rozwinęła mięśnie. Była niezwykle rozciągnięta i zwinna dzięki czemu wygrywała wszystkie uliczne bójki. W większości to właśnie Jake ją wystawiał i zarabiali na tym niemałe pieniądze. Jeśli chodzi o wzrost to cóż... nie urosła zbyt wiele a przynajmniej mniej niż przeciętne dzieci w jej wieku.

Wskoczyła przez okno do izby mentora.

- Siemka Młoda! - przywitał się z nią chłopak.

- Hej. - odpowiedziała i od razu usiadła do stołu gdzie czekało na nią śniadanie. - Już jadłeś? - zapytała patrząc na niego znad talerza.

- Taaa. Muszę coś załatwić więc zostawię Cię teraz samą. - wstał i skierował się w kierunku wyjścia. - Jak wrócę czeka nas sparing. - przypomniał odwracając się do niej. - Tylko nie wyj za mną z tęsknoty, Wilczku. - powiedział z figlarnym błyskiem w oku.

Ona tylko prychnęła w odpowiedzi i wróciła do posiłku. Gdy skończyła przebrała się w strój lepiej przystosowany do walki niż stara, połatana sukienka. Jasne spodnie dobrze przylegały do jej ciała jednocześnie nie krępując ruchów. Materiałowa koszulka dobrze wchłaniała pot ale też zapewniała swobodę działania. Zawiązała rzemyk na głowie jako opaskę. Od roku regularnie obcinała włosy aby nie ograniczać sobie pola widzenia. Diabelnie szybko rosły co niesamowicie irytowało dziewczynę. Po całym zabiegu zmieniania odzienia zaczęła rozgrzewać się przed walką zaczynając od stawów skokowych kończąc na rozluźnieniu karku. Gdy skończyła postanowiła się porozciągać a gdy i te ćwiczenia dobiegły końca młody chłopak wrócił do domu.

- Zaczynamy? - od razu spojrzał na dziewczynę.

- Tak. Jestem gotowa. - odpowiedziała zaciskając pięści.

- No to do dzieła. - powiedział unosząc ręce do gardy.

Walczyli już pół godziny. Spoceni i wyczerpani wymieniali się ciosami do ostatniego tchu i żadne nie chciało odpuścić.

- Wymiękasz Wilczku? - prowokował niebieskooki marszcząc piegowaty nos.

- Nie. - odpowiedziała z kamiennym wyrazem twarzy.

Zmęczenie dawało jej się we znaki. Drżały jej kolana, oddech był urywany a pot i krew spływały jej do oczu. Wtedy chyba tylko dzięki skrajnemu wyczerpaniu coś sobie uświadomiła. Dlaczego wilk? Podobno jej pasuje, ale dlaczego? Dlatego, że jest samotna? Raczej nie, wilki to zwierzęta stadne...I w tym momencie oczy jej zalśniły. Była wilkiem, urodzonym alfą, przywódcą. Urodziła się by stać na czele i przewodzić. Ale jak ma niby tego dokonać nie umiejąc pokonać szczupłego, piętnastoletniego chłopaka?

Liv wzięła się w garść, wyprostowała się i odetchnęła głęboko. Poczuła w sobie nową falę energii, wręcz furii i z zimnym ogniem w oczach zaatakowała chłopaka. On początkowo zaskoczony jej reakcją cofnął się parę kroków, to wystarczyło do wytrąceni go z równowagi i zmuszeniu do defensywy. Zdany na łaskę alfy dzielnie się bronił lecz na próżno. Dziewczyna obezwładniła go i przygniotła kolanem do ziemi. On odwrócony twarzą do podłogi tylko zaśmiał się gardłowo.

- Gratuluję Młoda. Wreszcie Ci się udało. -powiedział z lekką irytacją. - Puść mnie już. - dodał po czym wstał i otrzepał ubrania jakby miało to pomóc i tak brudnym od krwi spodniom. - Po obiedzie zaczniemy trening na nowym sprzęcie. Do tego czasu masz wolne. Nadal będziemy ćwiczyć walkę ale teraz w mniejszych ilościach więc się nie obijaj. - spojrzał na nią. - No już, zmiataj pod prysznic! - rzucił do niej kierując się w stronę kuchni by napić się wody.

- Nie pachniesz lepiej. - burknęła do niego ale szybko wykonała polecenie.

Wyślizgnęła się przez okno on patrzył za nią z zadowoleniem w oczach. Teraz, gdy już go nie widziała mógł sobie na to pozwolić.

- Jestem z Ciebie dumny Wilku. - szepnął do siebie i skierował się obolały do łazienki.

Czarne Serce || Erwin Smith x OC ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz