XLVII

445 22 5
                                    

Ból. Krzyk. Krew. I wreszcie ciemność.

- Witaj Wilczku. - usłyszała głos.

- Kim jesteś? - zapytała.

- Nie poznajesz starego, poczciwego Lisa? - zaśmiał się.

- Jake? - niedowierzała.

- A znasz innego równie nieziemsko przystojnego młodzieńca? - jego śmiech niósł się echem po wszechobecnej pustce.

- Gdzie ja jestem? - odwracała głowę we wszystkie strony.

- Po drugiej stronie lecz... nie do końca. Coś jeszcze trzyma Cię przy życiu. - mówił. - Pewien irytująco racjonalny blondyn i kurduplowaty pedant, nieprawdaż? - głos rozchodził się ze wszystkich stron.

- Muszę do nich wrócić! Pomóc im! - krzyczała.

Wtedy młody chłopak pojawił się przed nią. Te roześmiane oczy, kasztanowate kosmyki opadające na piegowatą buzię. Dotknął jej policzka a ona wtulił się w jego dłoń.

- Tak bardzo mi Ciebie brakowało. - szepnęła.

- Czuwałem nad Tobą. Tak jak prosiłaś. - zapewnił. - Byłem zawsze. - oparł swoje czoło o jej.

Po policzkach dziewczyny spłynęły łzy. Znowu była dziesięcioletnią, zagubioną dziewczynką.

- Jestem z Ciebie taki dumny. - uśmiechnął się. - Wilczku wiem, że zamartwiasz się moimi słowami. - wytarł jej łzy.

- Przepraszam. - szepnęła.

- Nie masz za co. Odnalazłaś swoje światło. Tak jak Ty byłaś światłem dla mnie. - pocałował ją w czoło.

- Przepraszam, że Cię wtedy nie uratowałam. - przeszła ją kolejna fala płaczu.

- Nie miej wyrzutów sumienia. To wszystko wina Kenny'ego. - skrzywił się. - Nie zostało Ci wiele czasu. Musisz do nich wrócić. Zaciśnij rękę na głowie wilka. Obudź w sobie alfę. - powiedział.

Dotknął jej brzucha i uśmiechnął się szeroko.

- Masz dla kogo żyć. - szepnął a jego sylwetka zaczęła się rozpływać.

- Jake! Proszę Jake! Nie zostawiaj mnie znowu! - płakała.

Otworzyła oczy i zobaczyła niebo.

- Jake! - krzyknęła i poczuła smak łez.

Jej prawa ręka zaciskała się na wisiorku. Usiadła powoli na dachu jakiegoś budynku. Obok niej był jej brat i Smith. Armin wychodził właśnie z karku tytana. Podkuliła nogi i zaczęła płakać. Szlochała jak małe dziecko. Jej ukochany obejmował ja i próbował uspokoić. Chwilę potem świat znowu zalała ciemność.

~

Tym razem gdy otworzyła oczy ujrzała biały sufit.

- Szpital. - przeszło jej przez myśl.

Obok łóżka stały świeże kwiaty a na krześle w kącie spał blondyn ściskający jej zwiadowczy płaszcz. Podniosła się do siadu i obserwowała jak klatka piersiowa ukochanego unosi się miarowo.

- Erwin. - powiedziała.

Ten natychmiast poderwał się z miejsca. Spojrzał na nią a jego oczy natychmiast się rozszerzyły. Błyskawicznie pojawił się u jej boku i mocno objął jakby w obawie, że zaraz zniknie. Wstrząsnął nim niepohamowany płacz.

- Już spokojnie. Jestem tu. - głaskała go po włosach.

- Tak bardzo się bałem. - zaszlochał.

Czarne Serce || Erwin Smith x OC ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz