XLIV

464 22 3
                                    

Tydzień zleciał bardzo szybko. Orlando już nigdy więcej się nie spóźnił, Elenor i Jean poprawiali się z dnia na dzień. Warlen zaś odzywał się rzadko ale Liv wcale to nie przeszkadzało, wręcz dziękowała w duchu za chwile ciszy w jego towarzystwie.

- Przypominam o tym, że zabieram Cię na przejażdżkę. - powiedział do niej blondyn gdy jedli śniadanie.

- Tak, pamiętam. - odpowiedziała dopijając kawę.

Wróciła do siebie i zajęła się raportami. Pochłonięta papierami ledwo usłyszała pukanie.

- Wejść. - powiedziała podnosząc wzrok.

- Nie byłaś na objedzie. - zganił ją Levi.

- Zasiedziałam się. - przyznała. - Dziękuję, że przyszedłeś. - uśmiechnęła się do niego.

- Zjedz coś. - poprosił.

- Jadę gdzieś z Erwinem to po drodze coś zjem. - powiedziała wstając.

- Dobrze, ja idę poprowadzić za Ciebie trening. - rzucił wychodząc z pokoju.

Wyszła chwilę po nim i udała się do gabinetu Dowódcy. Zapukała trzykrotnie i po pozwoleniu weszła do środka.

- Gotowy? - zapytała.

- Tak, chodźmy. - podał jej ramię, które przyjęła.

Wyszli na plac mijając Levi'a i aktualnie trenującą grupę. Skinęli mu głowami na co odpowiedział tym samym.

- Może trochę szacunku do przełożonych? - powiedział do podwładnych.

Zasalutowali prawie jednocześnie. Liv uśmiechnęła się pod nosem na ten widok. Smith tylko objął kobietę czym zupełnie ją zaskoczył. Zresztą nie tylko ją, Levi też był zdziwiony i nawet nie próbował opanować podkomendnych, którzy zaczęli szeptać.

- To jest dziewczyna Pana Generała?

- To on jest w związku?

- Czy to nie Wilczyca?

- Ale od kiedy?!

Czarnooka tylko się odwróciła i przyspieszyła kroku.

- Czemu mnie zawstydzasz? - zapytała gdy już byli sami.

- Czas pokazać czyja jesteś. - szepnął jej do ucha.

Po tych słowach przeszedł ją dreszcz. Bez słowa weszli do stajni i przyszykowali konie. Wyjechali do miasta by po chwili z niego wyjechać. Jechali w zupełnej ciszy rozkoszując się czasem wolnym i swoją obecnością. Dojechali na piękną polanę, która rozkwitła mnóstwem kwiatów.

- Pięknie tu. - westchnęła.

Zsiedli z koni a Smith wyciągnął koc z sakwy przy siodle. Z drugiej zaś wyciągnął ciastka i wino. Doskonale wiedział, że jego ukochana uwielbia te kruche słodkości. Rozłożył koc i skinął na nią żeby usiadła. Długo rozmawiali śmiejąc się i sącząc trunek.

- Chodź. - powiedział wstając i wyciągnął do niej rękę.

Chwyciła jego dłoń i pozwoliła się prowadzić. Powiódł ją na delikatne wzgórze gdzie widać było przepiękny zachód słońca. W oczach brunetki zakręciły się łzy wzruszenia.

- Liv. - odezwał się do niej.

Odwróciła się do niego i oniemiała. Mężczyzna klęczał przed nią z pierścionkiem w dłoni.

- Liv. - powtórzył. - Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - zapytał.

- Tak! - krzyknęła i rzuciła mu się w ramiona przewracając go.

Leżąc tak pocałowała go jakby bojąc się, że to tylko sen. Gdy oderwali się od siebie założył jej pierścionek na palec. Był to skromny, srebrny pierścionek z granatowym kamieniem. Niemalże identycznym jak ten przy sztylecie, którego również dostała od mężczyzny.

- Nawet nie wiesz jak się denerwowałem. - zaśmiał się nadal leżąc pod dziewczyną.

- Czym? - spojrzała na niego zdziwiona.

- Tym, że odmówisz. - przyznał unikając jej wzroku.

- Głupek. - uderzyła go w ramię i po chwili znów pocałowała.

Spędzili całą noc na kocu patrząc się w gwiazdy. Nie martwili się tym co przyniesie przyszłość, najważniejsze, że będą mieli siebie.

~

Wrócili nad ranem i od razu poszli spać. Gdy kobieta się obudziła blondyna nie było u jej boku.

- Jest już na śniadaniu. - pomyślała i wygrzebała się spod kołdry.

Zerknęła na pierścionek i uśmiechnęła się. Czyli to naprawdę nie był sen. Ubrana zeszła do jadalni. Zobaczyła jak jej narzeczony wstaje i idzie w jej stronę. Patrzyła na niego podejrzliwie ale nic nie robiła. Stanął przed nią i bez ostrzeżenia wbił się w jej usta. Na początku lekko zaskoczona lecz po chwili oddała pieszczotę. Po sali rozległy się krzyki, gwizdy i oklaski. Złapał ją za rękę i zaprowadził do stolika. Postawił przed nią talerz i po chwili też usiadł. Uśmiechnął się do niej szeroko i zaczął jeść.

- Czy my o czymś nie wiemy? - odezwała się Hange.

Liv z pełną buzią pokazała jej dłoń na której widniał pierścionek. Kobieta pisnęła głośno i zaczęła ściskać brunetkę, która mało ducha nie wyzionęła.

- Będziemy rodziną kurduplu. - powiedział blondyn do Ackermanna.

- Ja pierdolę. - westchnął.

- Bracie... - spojrzała na niego karcąco.

- Martwię się Liv. - zmarszczył nos. - Boję się, że któreś z was będzie miało złamane serce. - przyznał.

Spojrzała na czarny napój w filiżance. Złapała dłonią za wisiorek i upiła łyka. Ciarki rozkoszy przebiegły wzdłuż jej kręgosłupa gdy gorzka ciesz spłynęła po jej gardle. Doskonale zdawała sobie sprawę z ich niepewnej przyszłości. Mogli zginąć zostawiając swoją drugą połówkę w samotności.

- Wiem Levi. - westchnęła cicho.

Erwin złapał jej dłoń dodając otuchy.

- Wiecie co nas czeka? - zapytała Hange.

Spojrzeli na nią wyczekująco.

- Trzeba to opić! - krzyknęła rozradowana.

Czarne Serce || Erwin Smith x OC ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz