Bucky: *siedzi z rodzicami Sama i pije kawę* Niby tak, ale jednocześnie czuję się niezmiernie zdenerwowany tym co się wydarzyło. Miałem gorsze dni i naprawdę różne myśli.
Darlene Wilson: W pełni cię rozumiem. Samuel jest zupełnie jak jego ojciec i nie rozumie wielu ważnych spraw. Biedaku, po tym co przeszedłeś należy ci się normalne, spokojne życie, z kimś kto cię rozumie w każdej sytuacji.
Paul Wilson: Kochanie, nie uważasz, że za mocno krytykujesz naszego syna? Sam na pewno nie chciał źle. Na pewno poniosły was emocje i żaden tak naprawdę nie myślał o tym co mówi, a już na pewno nie chciał tego tak powiedzieć. Zła interpretacja w takich sytuacjach też jest czymś normalnym. Dodatkowo wasza dwójka ma dość specyficzny związek, więc...
Bucky: Wiesz Paul, twój syn jest czasami tak strasznie irytujący, że nie da się inaczej niż...
Sam: *w progu* Ale to ty zachowujesz się jak kobieta w ciąży i w ciągu sekundy potrafisz mieć milion sprzecznych uczuć, o których mnie nie informujesz.
Bucky: Za to nie ja odstawiam co chwilę jakieś dziwne akcje, przez które wszystko zawsze się komplikuje.
Sam: JA WSZYSTKO KOMPLIKUJE!? A KTO...
D. Wilson: Chłopcy, a może zamiast się kłócić usiądziecie razem do stołu i porozmawiacie jak dorośli mężczyźni?
Sam i Bucky: *patrzą na nią jak na wariatkę*
D. Wilson: No co? Musicie w końcu wydorośleć.
P. Wilson: A ja mam pewien pomysł!
°Notka od autorki: od tego rozdziału zmieniać się znakowanie rodziców Sama. Chciałam tak pokazać jak Bucky od wroga przeszedł do bycia w rodzinie, w sensie wcześniej mówił na Pan/Pani i uważał za wrogów Państwo Wilson, z czasem znalazł z nimi wspólny język i dołączył do rodziny. (nie wiem, czy ktokolwiek rozumie o co mi chodzi, ale musiałam jakoś zaznaczyć to co chciałam pokazać - ja pierdole, masło maślane)
CZYTASZ
Balcon talks, czyli kolejne talksy z parą, o której opowiadań mi brakuje
De TodoSambucky/Balcon talks, które tworzą jakąś historię. Nie ma co tu za dużo pisać, po prostu zapraszam i życzę miłego czytania.