*Na łodzi*
Sam: Jeszcze wczoraj mówiłeś, że cieszysz się, że jestem z tobą i wszystko, no może nie było dobrze, ale wydawało mi się, że możemy razem przebrnąć przez to wszystko, więc co się zmieniło?
Bucky: Skąd mam wiedzieć, że to co jest między nami... Skąd mam wiedzieć, że nie chciałbyś być z nikim innym? Skąd mam wiedzieć, że jesteś ze mną z wyboru i nie jestem dla ciebie ciężarem?
Sam: *w szoku* Myślałem, że to oczywiste. W żadnym momencie naszego związku nie byłeś dla mnie ciężarem, a wręcz przeciwnie. To ty nadawałeś przez ten cały czas sens temu co robiłem. Bez ciebie nic nie ma dla mnie znaczenia. Liczysz się ty i tylko ty. *próbuje zbliżyć się do Buckiego, ale on się odsuwa*
Bucky: Przez cały czas miałem wątpliwości. Od początku były tylko nieliczne momenty, kiedy w pełni czułem, że jesteś dla mnie, a ja dla Ciebie. To było cudowne, ale zawsze później pojawiało się jeszcze większej zwątpienis. Nawet teraz nie jestem w stanie... No bo skąd mam wiedzieć, że mnie nie oszukujesz i to co mówisz jest prawdą?
Sam: Musisz mi zaufać. Staram się pokazać to co dla mnie znaczysz, teraz wiem, że robię to nieudolnie, albo robię coś nie tak, ale chciałbym Ci tym wszystkim pokazać, że zależy mi na tobie.
Bucky: Ostatnio jakoś tego nie czuję.
Sam: Bucky...
Bucky: Może powinniśmy od siebie trochę odpocząć? Wiesz, muszę sobie coś poukładać i może tak będzie lepiej?
Sam: Nie będę cię powstrzymywał, bo znam cie na tyle, żeby wiedzieć, że to nie ma sensu, ale pamiętaj, że nie chcę tego. Nie chcę być od ciebie odsunięty. Chcę być częścią twoich zmartwień i szczęścia. Chcę być twoim powodem szczęścia, a od czasu do czasu smutku.
Bucky: Idę zakomunikować twoim rodzicom, że już postanowiliśmy co i jak.
Sam: Kocham cię James i zawsze będę.
Bucky: *wychyla się przez okno i wystawia kiedyś białą szmatkę, która leżała gdzieś w kącie*
CZYTASZ
Balcon talks, czyli kolejne talksy z parą, o której opowiadań mi brakuje
AcakSambucky/Balcon talks, które tworzą jakąś historię. Nie ma co tu za dużo pisać, po prostu zapraszam i życzę miłego czytania.