Zawiera spory fragment książki "Harry Potter i Insygnia Śmierci"
Jak ona mogła mu o tym tak spokojnie powiedzieć? Tak po prostu: Jestem w ciąży, ale to nie jest twoje zmartwienie. James także nie musi o niczym wiedzieć. Ale… więcej się już nie zobaczymy.
Nawet nie spytała, czy chciał tego dziecka. Nie. Ona, jak zwykle, podjęła decyzję i łaskawie zakomunikowała mu, jaką. Szlag go trafiał, ale nie zdążył jej o tym powiedzieć, bo zwyczajnie wyszła i się zdeportowała.
Nawet się, kurwa, nie pożegnała! – pomyślał.
Miał wielką ochotę ruszyć jej śladem i zrobić jej awanturę w jej rodzinnym domu! Niechby jej mąż się dowiedział, jaką ma cudowną żonkę. Powstrzymał się przed tym tylko dlatego, że wiedział, że w jego sytuacji… W jego życiu nie było miejsca dla dziecka. Co nie znaczyło, że zamierzał całkowicie odpuścić.
To, że Lily najpierw wyszła za mąż za Pottera, a dopiero później zrozumiała jaki popełniła błąd, to nie był jego problem. Już nie. Jednak nadal był jej przyjacielem, więc wspierał ją najlepiej jak potrafił. Pocieszał ją, pozwalał jej się wyżalić, wypłakać... Aż któregoś razu trochę ich poniosło. Spędzili ze sobą tylko jedną noc. Jak się później okazało, brzemienną w skutki.
Mógł zrozumieć, że w ten sposób odreagowała swoje małżeńskie niepowodzenia. W innej sytuacji nie miałby do niej żalu. Jednak kiedy dowiedział się, że ten kretyn Potter będzie wychowywał jego dziecko, miał ochotę wyć z bezsilnej złości.
Jeszcze dobrze nie ochłonął po rewelacji, którą uraczyła go Lily, a już czuł, że zaczyna mu zależeć. Pewnie gdyby zaczekała chwilę, gdyby dała mu dojść do słowa, to…
Chociaż nie. Prawdopodobnie niczego by to nie zmieniło.
*
Jakim trzeba być idiotą, żeby aż tak nie kojarzyć faktów? – wyrzucał sobie w myślach. Gdyby chodziło o kogoś innego, to kpiłby z niego bezlitośnie. Jednak to właśnie on nie popisał się inteligencją.
Tak bardzo zależało mu na aprobacie Czarnego Pana, że bez namysłu powtórzył mu przepowiednię, którą wygłosiła Trelawney. Zrozumiał swój błąd dopiero wtedy, kiedy On wydał wyrok na Lily i jej dziecko... Na ich dziecko. Na jego jeszcze nienarodzonego syna...
Próbował Go przekonywać, żeby darował im życie, ale albo nie potrafił właściwie umotywować swojej prośby, albo... Jego decyzja była nieodwracalna. Tak czy inaczej, została mu już tylko jedna opcja.
W tych dniach nie łatwo było umówić się na audiencję u Dumbledore’a. Zwłaszcza komuś takiemu, jak on. Jednak tym razem szczęście mu dopisało i dyrektor zgodził się z nim spotkać.
Severus nie czuł się zbyt pewnie, czekając na szczycie wzgórza, gdzie wyznaczono mu spotkanie. Obracał się wokół siebie, szykując się na odparcie ataku. I nawet jeśli nie zjawiłby się tam nikt inny, to i tak nie miał gwarancji, że Dumbledore go nie zabije. W końcu czemu miałby go oszczędzić?
Nagle w powietrzu świsnął poszarpany strumień oślepiającego białego światła. Przerażony Snape padł na kolana, a różdżka wypadła mu z ręki.
– Nie zabijaj mnie!
– Nie miałem takiego zamiaru.Szum wiatru zagłuszył trzask, z jakim aportował się Dumbledore. Stał przede nim, wiatr łopotał jego szatą, twarz miał oświetloną z dołu różdżką. Snape pomyślał, że było to całkiem efektowne.
– A więc, Severusie, co Lord Voldemort chce mi przekazać?
– Nie... nic... ja sam tu przyszedłem!Zacierał nerwowo ręce. Wyglądał jak obłąkany, a poplątane, czarne włosy rozwiewające się wokół jego twarzy tylko potęgowały to wrażenie.
CZYTASZ
Severus Snape I Mistrzyni Elksirów
FanfictionTym razem chciałam spróbować czegoś innego - wzięłam na warsztat motyw, który już pewnie nie raz był wałkowany w fan fiction i pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że Was, moi kochani czytelnicy, to nie odstraszy. A jaki to motyw? Dowiecie się już w pi...