Severus dość długo nie mógł ochłonąć. Po jej wyjściu doprowadził do porządku zarówno siebie, jak i wnętrze swoich komnat i z niechęcią stwierdził, że na nic więcej nie ma już siły. Zaległ na łóżku i przez resztę wieczoru i połowę nocy czytał jakiś mugolski kryminał, który ostatnio poleciła mu McGonagall. To pomogło mu się oderwać od problemów. Kiedy odłożył na bok przeczytaną książkę, mógł spojrzeć na sytuację nieco bardziej spokojnie.
Flamel była wkurzająca, to nie ulegało wątpliwości. Była też zdolna i coraz lepiej sobie radziła na stażu. A on, z jakiegoś powodu, nie chciał, żeby odeszła. W pierwszej chwili zabolało go, gdy powiedziała, że mogłaby odbywać praktyki gdziekolwiek by zechciała. Jednak teraz czuł dumę, że wybrała właśnie jego. Jednocześnie był zły, bo tak łatwo odrzuciła wszystko to, co już udało im się wypracować. Założyła z góry, że to on chce wykraść Kamień, i nawet nie próbowała go wysłuchać.
Zwykle Snape nie analizował zbytnio swoich uczuć. Jego życie było dosyć ubogie w tym aspekcie, co w ogóle mu nie przeszkadzało. Był zdania, że emocje prowadzą do niepotrzebnych komplikacji, a on lubił pewną przewidywalność. Cassandra sprawiła, że w jego umyśle zapanował chwilowy chaos, jednak on uważał, że szybko temu zaradzi.
Zasnął dopiero nad ranem, starannie oczyszczając przed snem swój umysł, dzięki czemu nic mu się nie śniło. Wstał po kilku godzinach. Może nie był tak wyspany, jakby sobie życzył, ale kiedy spojrzał na czekającą na niego praktykantkę, mógł śmiało stwierdzić, że wyglądał promiennie. W przeciwieństwie do niej.
– Zapraszam – mruknął, wpuszczając ją do laboratorium.
Pokuśtykał do biurka i ciężko usiadł na krześle, a panna Flamel, dziwnie blada i jakby wymięta, podeszła do niego. Zakłopotana patrzyła na swoje dłonie, które znowu wykręcała nerwowo.
– Czyżby pani zapomniała, na czym pani wczoraj skończyła? – spytał obojętnym tonem Snape.
– Nie, panie profesorze, chciałam... jeszcze raz przeprosić...
– Dobrze pani radzę zabrać się do pracy... W końcu po to się tu spotykamy – przypomniał jej.
– Ale...
– Naprawdę chce pani ze mną dyskutować? – przerwał jej.
Cassandra odwróciła się na pięcie i bez słowa podeszła do swojego stanowiska pracy. Jeden eliksir miała już gotowy, drugi powoli nabierał mocy, a dwóm pozostałym powinna poświęcić jeszcze trochę uwagi. Jednak natłok myśli nie pozwalał jej się skupić, dlatego bezmyślnie zamieszała w kociołku, niepewna, co ma dalej robić.
Snape nie wyrzucił jej ze stażu, co było odrobinę pocieszające, ale nadal nie wiedziała, na czym stoi. Zwątpiła w niego, co w jego oczach na pewno wyglądało na utratę świeżo zbudowanego zaufania, którym zaczęła go darzyć. A to z kolei równało się zakończeniu współpracy. Czemu w takim razie pozwolił jej kontynuować?
– Czyżby skończyły się pani pomysły? – spytał jadowicie Snape zza swojego biurka. – A może jednak nie pamięta pani, jak się warzy Veritaserum? Przepis ma pani na tablicy.
– Znam go na pamięć – mruknęła rozzłoszczona.
– Jakoś tego nie widać – zauważył bezlitośnie.
Zacisnęła zęby i zmusiła umysł do pracy. Na czym, do cholery, skończyła poprzednim razem? Na pewno jakoś to sobie zaznaczyła. Otworzyła swój notatnik i przerzucała kartki w poszukiwaniu przepisu na serum prawdy. To pozwoliło jej w końcu zebrać myśli i skoncentrować się na tym, co robiła.
Severus zauważył, że udało jej się skupić i przestał ją obserwować. Wiedział, że oboje będą potrzebowali czasu, żeby znowu zacząć ze sobą rozmawiać. Póki co, nie bardzo czuł taką potrzebę. Miał świadomość, że nie powinien się na niej wyżywać, w końcu był starszy i mądrzejszy, ale nie umiał się powstrzymać. Dlatego na wszelki wypadek postanowił się więcej nie odzywać.
*
Wieczorem, kiedy Cassandra wreszcie sobie poszła, pojawił się na chwilę na Privet Drive, żeby przeczytać list od Harry’ego. Uśmiechnął się do swoich myśli. W końcu miał szansę jakoś się dogadać z synem. Co prawda jeszcze nie wiedział, jak miałby go naprowadzić na odkrycie prawdy o sobie, ale nie chciał tego na siłę przyspieszać. Szczególnie w sytuacji, gdy chłopak wciąż był przekonany, że on go nienawidzi. Małymi krokami dojdzie wreszcie do upragnionego celu.
*
Harry i Ron po uratowaniu Granger przed rychłą śmiercią z rąk górskiego trolla, zyskali jej dozgonną przyjaźń. I zaczęli ją bardzo cenić. Szczególnie dla Harry’ego przyjaźń z Hermioną miała naprawdę duże znaczenie. Bez niej nie poradziłby sobie z nawałem prac domowych, bo Wood wyciskał z niego ostatnie poty na treningach. Pożyczyła mu też Quidditch przez wieki, książkę, która okazała się bardzo ciekawą, choć nie zawsze dodającą otuchy lekturą.
W sobotę Harry miał wystąpić w swoim pierwszym meczu po wielu tygodniach treningu: Gryfoni przeciw Ślizgonom. Jeśli wygrają Gryfoni, przesuną się na drugie miejsce w tabeli domów.
Mało kto widział Harry’ego w grze, bo Wood postanowił, że będzie ich tajną bronią i utrzymywał to w tajemnicy. Ale i tak wieść o tym, że Harry trenuje jako szukający, jakoś się rozniosła i nie wiadomo było, co jest gorsze – ludzie mówiący mu, że jest naprawdę dobry, czy ci, którzy twierdzili, że będą pod nim biegać z materacem.
Hermiona nie była już tak bezwzględna wobec łamania regulaminu szkolnego i obcowanie z nią stało się o wiele przyjemniejsze. W dniu poprzedzającym pierwszy mecz Harry’ego wszyscy troje wyszli podczas przerwy na zimny dziedziniec, a Hermiona wyczarowała im jasny, niebieski płomień, który można było zamknąć w słoju od marmolady.
Stali, grzejąc się przy nim, kiedy nagle pojawił się Snape. Harry zauważył, że Snape utyka na jedną nogę. Skupili się blisko, by ukryć płomień, bo byli pewni, że wykorzystywanie magii do takich celów jest zabronione. Niestety, ich miny musiały się wydać Snape’owi podejrzane, bo podszedł do nich, wyraźnie chcąc się do czegoś przyczepić. Nie zobaczył płomienia, ale wypatrzył książkę, którą Harry trzymał pod pachą.
– Co tam masz, Potter?
Harry pokazał mu książkę – Quidditch przez wieki.
– Książek z biblioteki nie wolno wynosić poza obręb szkoły. Daj mi ją. Gryffindor traci pięć punktów.
– Przed chwilą stworzył ten przepis – mruknął Harry ze złością, kiedy Snape pokuśtykał dalej. – Ciekawe, co mu się stało w nogę?
– Nie wiem, ale mam nadzieję, że mu ostro dokucza – powiedział Ron mściwym tonem.
*
Severus wcale nie chciał podchodzić do Harry’ego, kiedy ten stał z przyjaciółmi na dziedzińcu. Przeciwnie, zamierzał wyminąć ich bez słowa. Jednak właśnie wtedy, gdy przechodził tuż obok, rana na nodze znowu się otworzyła i zaczęła krwawić. Odezwał się, używając pierwszej lepszej wymówki, która przyszła mu do głowy, żeby zagłuszyć jęk bólu, wyrywający się z jego gardła. Teraz trochę tego żałował.
Zły i obolały dowlókł się do gabinetu.
Wezwał do siebie Cassandrę, która ostatnio siedziała samotnie w laboratorium, bo on nie miał siły, żeby jej towarzyszyć. Dziewczyna pojawiła się już po kilku minutach. Spojrzała na niego i od razu wiedziała, co się stało.
– Jak mogę panu pomóc? – spytała.
– To pani zaklęcie zamykające rany chyba jest niewiele warte – wysyczał przez zaciśnięte z bólu zęby. – Dlatego teraz przygotuje mi pani kilka opatrunków z dyptamem.
– Przecież uprzedzałam, że nie powinien pan obciążać nogi – przypomniała mu. – Sam jest pan sobie winny...
– Być może, ale nie wezwałem tu pani, by wysłuchiwać takich mądrości – stwierdził ze złością. – Proszę wykonać moje polecenie.
– Już się robi, profesorze – westchnęła.
Opatrunki były w zasadzie gotowe, bo już wcześniej podejrzewała, że Snape w końcu przesadzi z tymi swoimi spacerami. Jednak nie wróciła z nimi do niego od razu, najpierw musiała się trochę uspokoić.
*
Tego wieczora w salonie Gryffindoru było wyjątkowo gwarnie. Harry, Ron i Hermiona siedzieli razem tuż przy oknie. Hermiona sprawdzała im pracę domową z zaklęć. Nigdy nie dawała im gotowych wypracowań do przepisania, ale czytała je na głos, żeby sami doszli do właściwych odpowiedzi.
Harry czuł niepokój. Bardzo mu brakowało odebranej przez Snape’a książki, bo miał nadzieję, że pogrążenie się w lekturze pomoże mu odwrócić uwagę od jutrzejszego meczu. A właściwie dlaczego tak się boi Snape’a? Wstał i oznajmił Ronowi i Hermionie, że idzie do Snape’a, żeby go poprosić o zwrot książki.
– Mnie do tego nie namówisz – odpowiedzieli równocześnie.
Ale Harry uważał, że Snape mu nie odmówi, jeśli będzie przy tym jakiś inny nauczyciel.
Zszedł na dół do pokoju nauczycielskiego i zapukał. Nie było odpowiedzi. Zapukał ponownie. Nic.
Może Snape zostawił tam książkę? Warto spróbować. Uchylił lekko drzwi, zajrzał do środka, ale nikogo tam nie było. Książki także nie udało mu się dostrzec, więc nie widząc innego wyjścia, zszedł do lochów i zapukał do drzwi gabinetu Snape’a.
Znowu nikt mu nie odpowiedział, ale tym razem nie ośmielił się tak po prostu zajrzeć do środka. Zwłaszcza, że słyszał jakieś podniesione głosy dochodzące zza drzwi. Kierowany ciekawością przyłożył do nich ucho i zaczął podsłuchiwać.
– To i tak nic nie da, jeśli wciąż będzie pan na niej stawał! – zdenerwowała się Cassandra. – Marnuje pan moją pracę... Lekceważy mnie i...
– Nie zrezygnuję z pracy tylko dlatego, że jakieś trójgłowe bydle chciało sobie ze mnie zrobić przekąskę! – Snape podniósł głos.
– To ja się więcej nie będę panem przejmować! – krzyknęła rozzłoszczona dziewczyna i gwałtownie otworzyła drzwi. – Och...
– Potter! – Severus zrobił się czerwony ze złości, gdy na progu dostrzegł swojego syna.
Zszokowany chłopak zdążył zauważyć ranę, którą Snape szybko zakrył skrajem szaty. I, w przeciwieństwie do profesora, pobladł ze strachu. Wszystko, co podsłuchał stało się nagle dla niego jasne i zapragnął jak najszybciej uciec z powrotem do dormitorium.
– Ja tylko chciałem zapytać, czy mógłby mi pan oddać moją książkę – wydusił z siebie, chcąc się jakoś wytłumaczyć. – Ale... może przyjdę kiedy indziej...
Harry uciekł, zanim Snape zdążył pozbawić Gryffindor kilku punktów.
– Panno Flamel, proszę oddać Potterowi jego książkę – Severus opanował się i posłał różdżką książkę w jej stronę. – I pouczyć go, że nieładnie jest podsłuchiwać.
Cassandra chwyciła książkę i pobiegła za oddalającym się chłopakiem. Nie czuła się na siłach, żeby go pouczać, zresztą było po nim widać, że bardzo żałuje tego, co zrobił.
– Zaczekaj, Harry! – zawołała za nim.
Potter zwolnił i pozwolił, by go dogoniła. Jej się nie bał, chociaż może powinien, bo w końcu pomagała Snape’owi.
– Profesor Snape prosił, żebym ci to oddała – odezwała się zdyszana kobieta. – I myślę, że lepiej będzie, jeśli nikomu nie wspomnisz o tym, co widziałeś.
– Kazał to pani powiedzieć? – spytał wojowniczo Harry.
– Nie... kazał mi powiedzieć coś innego, ale... Nieważne... Ja cię proszę o to, żebyś zachował to dla siebie.
– Przemyślę to – obiecał, dobrze wiedząc, że i tak dojdzie do wniosku, że musi się tym podzielić z przyjaciółmi.
– W takim razie... Powodzenia jutro – powiedziała Cassandra i odwróciła się.
Dopiero kiedy zniknęła za zakrętem korytarza, Harry’emu przyszło do głowy, że mógł ją chociaż zapytać o to, jak się nazywa. Żaden ze znanych mu uczniów tego nie wiedział. Snape nazywał ją stażystką i to musiało im wystarczyć, ale Harry czuł, że to nie w porządku.
Zaprzątnięty myślami sam nie wiedział kiedy pokonał te kilka kondygnacji i wszedł do dormitorium.
CZYTASZ
Severus Snape I Mistrzyni Elksirów
FanfictionTym razem chciałam spróbować czegoś innego - wzięłam na warsztat motyw, który już pewnie nie raz był wałkowany w fan fiction i pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że Was, moi kochani czytelnicy, to nie odstraszy. A jaki to motyw? Dowiecie się już w pi...