Zawiera fragmenty książki „Harry Potter i Komnata Tajemnic”
– Nie – powiedział Severus głośno, wyraźnie i stanowczo. – Nie wrobisz mnie w to.
– Nikogo innego nie mogę o to prosić – odparł na to zupełnie niezrażony odmową Dumbledore. – Tylko ty dasz radę zapanować nad tłumem uczniów i, przy okazji, nad Gilderoyem.
Snape zazgrzytał zębami, ale z uwagi na obecność stażystki, powstrzymał się od komentarza.
– Severusie? – ponaglił go dyrektor.
– Nie zgadzam się – mruknął. – To jeden z twoich gorszych pomysłów… – zauważył dziwny błysk w oczach Albusa i skrzywił się paskudnie. – To nie ty to wymyśliłeś, prawda?
– Zgadłeś. Klub Pojedynków powstaje z inicjatywy Gilderoya – Dumbledore uśmiechnął się szeroko. – A ja uważam, że uczniom przyda się odrobina rozrywki.
– I chcesz im jej dostarczyć moim kosztem? – Severus dalej marudził, chociaż w jego głowie już zaczął kiełkować pewien plan.
– Raczej przy twojej niewielkiej pomocy – uściślił Albus. – To jak, weźmiesz w tym udział?
– Nie zostawiłeś mi wyboru – poddał się Snape.
– Świetnie. W takim razie od razu przekażę tę nowinę Gilderoyowi. Na pewno się ucieszy.
– Taaa… na pewno – mruknął jeszcze Snape, ale dyrektor już go nie usłyszał.
Przez całą ich rozmowę Cassandra starała się sprawiać wrażenie, jakby jej tam wcale nie było. I bardzo się pilnowała, by nie wybuchnąć śmiechem. Sama już nie wiedziała, komu bardziej współczuje – Snape’owi czy Lockhartowi.
– Podsłuchiwała pani? – zagadnął ją Severus, gdy zauważył uśmiech czający się w kącikach jej ust.
– Nie dało się tego nie słyszeć – przyznała się od razu. – Naprawdę uważa pan, że to taki zły pomysł?
– W wykonaniu Lockharta każdy pomysł jest zły – stwierdził. – Ale skoro tak bardzo zależy mu na tym, by młodzież nauczyła się pojedynkować, to chętnie urządzę im mały pokaz. A pani, panno Flamel, pomoże mi w tym.
– Ja? – zdziwiła się dziewczyna.
– To będzie kara za podsłuchiwanie – Snape uśmiechnął się do własnych myśli.
*
Tydzień później Harry, Ron i Hermiona przechodzili przez salę wejściową, kiedy zobaczyli grupkę uczniów zgromadzonych wokół tablicy ogłoszeń. Czytali mały pergamin, który właśnie wywieszono.
Seamus Finnigan i Dean Thomas pomachali do nich, wyraźnie podekscytowani.
– Powstaje Klub Pojedynków! – powiedział z przejęciem Seamus. – Dziś wieczorem jest pierwsze spotkanie! Kilka lekcji pojedynkowania się może człowieka wyratować z niejednej opresji, zwłaszcza w tych dniach…
– A co, myślisz, że potwór Slytherina stanie z tobą do pojedynku? – zakpił Ron, ale sam też z zaciekawieniem przeczytał ogłoszenie. – Może się przydać – powiedział do Harry’ego i Hermiony w drodze do jadalni. – Idziemy?
Harry i Hermiona byli tego samego zdania, więc o ósmej wieczorem udali się do Wielkiej Sali.
Długie stoły jadalne znikły, a wzdłuż jednej ze ścian pojawiło się złote podwyższenie oświetlone tysiącami wiszących w powietrzu świec. Sklepienie było aksamitnie czarne. Zebrała się pod nim prawie cała szkoła. Wszyscy mieli różdżki i byli bardzo podnieceni.
– Ciekawa jestem, kto będzie nas uczył – powiedziała Hermiona, kiedy weszli w rozgadany tłum. – Ktoś mi mówił, że Flitwick był mistrzem pojedynków za swoich młodych lat, może to będzie on.
– Jeśli tylko nie będzie to… – zaczął Harry, ale urwał i jęknął.
Na podium wkraczał Gilderoy Lockhart we wspaniałej szacie koloru dojrzałej śliwki, a towarzyszyli mu Snape, jak zwykle ubrany na czarno i jego stażystka, w męskim stroju w kolorach ziemi. Cała trójka zatrzymała się na środku podwyższenia. Lockhart pomachał ręką, aby uciszyć salę i zawołał:
– Przybliżcie się! Przybliżcie! Czy każdy mnie widzi? Czy wszyscy mnie słyszą? Wspaniale! Otóż profesor Dumbledore udzielił mi pozwolenia na zorganizowanie tego małego Klubu Pojedynków, żebyście potrafili się obronić tak, jak mnie się to tyle razy udało… Jeśli chodzi o szczegóły, wystarczy zajrzeć do moich książek – uśmiechnął się szeroko, ukazując swoje dorodne zęby, i spojrzał na Snape’a. – Pozwólcie mi przedstawić mojego asystenta, profesora Snape’a. Powiedział mi, że trochę się zna na pojedynkach i zgodził się, jako prawdziwy dżentelmen, pomóc mi w krótkim pokazie, zanim przejdziemy do ćwiczeń. Towarzyszy nam także panna Flamel, która będzie nadzorować wasze ćwiczenia. I proszę was, młodzieńcy i dziewczęta, nie lękajcie się o waszego Mistrza Eliksirów. Kiedy z nim skończę, będzie nadal żywy i cały, nie bójcie się!
– A nie byłoby lepiej, gdyby się nawzajem wykończyli? – mruknął Ron do ucha Harry’emu.
Severus, który to usłyszał, odsłonił górne zęby, jakby zamierzał kogoś ugryźć. Harry dziwił się, dlaczego Lockhart wciąż się uśmiecha; gdyby Snape spojrzał w ten sposób na niego, czmychnąłby, gdzie pieprz rośnie.
Lockhart i Snape stanęli naprzeciw siebie i skłonili się; w każdym razie na pewno uczynił to Lockhart, bo Snape tylko nieznacznie kiwnął głową. A potem wyciągnęli ku sobie różdżki, jakby to były miecze.
– Jak widzicie, trzymamy różdżki w przyjętej pozycji bojowej – wyjaśnił Lockhart. – Jak policzę do trzech, rzucimy pierwsze zaklęcia. Oczywiście żaden z nas nie zamierza drugiego zabić.
– O to bym się nie założył – mruknął Harry, widząc, że Snape znowu obnaża zęby.
– Raz… dwa… trzy…
Obaj równocześnie machnęli różdżkami. Snape zawołał:
– Expelliarmus!
Błysnęło oślepiające szkarłatne światło i Lockhart został zdmuchnięty z podwyższenia. Uderzył o ścianę i ześlizgnął się po niej na podłogę, gdzie legł z rozciągniętymi ramionami. Malfoy i kilku innych Ślizgonów zawyło z radości. Hermiona podskakiwała na czubkach palców.
– Myślicie, że nic mu się nie stało? – piszczała, zakrywając sobie usta dłonią.
– A kogo to obchodzi? – odpowiedzieli jednocześnie Harry i Ron.
Lockhart dźwigał się chwiejnie na nogi. Tiara spadła mu z głowy, a faliste włosy stanęły dęba.
– No więc sami widzieliście! – powiedział, wracając na podium. – To było Zaklęcie Rozbrajające… Jak widzicie, utraciłem różdżkę… Ach, dziękuję, panno Brown. Tak, to był wyśmienity pomysł, żeby im to pokazać, profesorze Snape, ale jeśli wolno mi uczynić pewną uwagę, z góry było wiadomo, co pan zamierza zrobić. Gdybym chciał pana powstrzymać, byłoby to zbyt łatwe. Zgadzam się jednak, że dla młodzieży było to bardzo pouczające…
W oczach Snape’a płonęła żądza mordu.
– Byłoby zdecydowanie bardziej pouczające, gdybyś zaczął od podstaw – przerwał mu Severus i powiódł spojrzeniem po zgromadzonych uczniach. – Ten pokaz niczego ich nie nauczył, poza tym, że teraz wszyscy już wiedzą, że nawet kiedy wiesz, jakie zaklęcie chce rzucić twój przeciwnik, to i tak nie potrafisz go zablokować.
– Ależ, Severusie, przecież… – próbował wtrącić Lockhart, jednak Snape nie dał mu dojść do głosu.
– Nikogo nie interesuje, co napisałeś w swoich książkach – ciągnął Mistrz Eliksirów. – To Klub Pojedynków, a nie spotkanie autorskie.
To był chyba pierwszy raz w jego karierze, kiedy uczniowie w pełni się z nim zgadzali. Widział wyraz aprobaty na ich twarzach i tryumfował. Z kolei uczennice buczały z oburzenia, co trochę popsuło mu tę chwilę.
– Pokażę ci, jak to powinno wyglądać – powiedział trochę ciszej. – Panno Flamel.
Cassandra stanęła na wprost swojego Mistrza i uniosła różdżkę. Nie spuszczała przeciwnika z oczu, podobnie jak on ograniczając ukłon do skinienia głową.
– Rictusempra! – krzyknęła.
– Expelliarmus!
Snape ponownie użył zaklęcia rozbrajającego. Złapał w locie różdżkę Cassandry i oddał jej ją, a następnie sam zaatakował.
– Drętwota!
– Protego!
Przed stażystką wyrosła magiczna tarcza, która odbiła zaklęcie Severusa prosto w naburmuszonego Lockharta. Gilderoy ponownie runął na ziemię. Męska część widowni parsknęła śmiechem, a następnie nagrodziła pojedynkujących się obfitymi brawami.
Snape gestem przywołał wszystkich do porządku.
– Pokazaliśmy wam przed chwilą dwa podstawowe zaklęcia, które musicie poznać, jeśli chcecie nauczyć się pojedynkować. Pierwsze z nich, Expelliarmus, pozwala rozbroić przeciwnika i sprawić, że stanie się całkowicie bezbronny. Drugie, Protego, to zaklęcie tarczy. Odbija większość zaklęć, więc jest całkiem użyteczne w trakcie walki.
Lockhart podniósł się, otrzepał szatę z kurzu i wściekłym wzrokiem zgromił Snape’a, który nie tylko dwukrotnie go ośmieszył, ale też odebrał mu całe show. Wykorzystując chwilę względnej ciszy, krzyknął rozpaczliwym tonem:
– Dość demonstracji! Teraz poustawiam was w pary. Profesorze Snape, mógłby mi pan pomóc…
Ruszyli przez tłum, dobierając pary pojedynkowiczów. Lockhart ustawił Neville’a naprzeciw Justyna Finch–Fletchleya, ale Snape był szybszy i pierwszy doskoczył do Harry’ego i Rona. Nie chciał, by połamaną różdżką Weasley wyrządził krzywdę jego dziecku.
– Czas, by podzielić drużynę marzeń – powiedział. – Weasley, będziesz partnerem Finnigana. Potter…
Harry ruszył automatycznie w stronę Hermiony.
– Nie, nie, Potter – powstrzymał go Snape. – Panie Malfoy, proszę tutaj. Zobaczymy, jak pan sobie poradzi ze słynnym Potterem. A panna Granger może się zmierzyć… z panną Bulstrode.
Malfoy podszedł, uśmiechając się głupkowato. Za nim szła ślizgońska dziewczyna, która przypominała Harry’emu obrazek z książki Wakacje z wiedźmami. Była wielka, prostokątna, z potężną dolną szczęką, którą zaczepnie wysunęła do przodu. Hermiona uśmiechnęła się do niej na powitanie, ale tamta nie zamierzała odwzajemnić uśmiechu.
– Stańcie naprzeciw swoich partnerów! – krzyknął Lockhart, który wrócił na podium. – Ukłon!
Harry i Malfoy ledwo skinęli głowami, nie spuszczając się z oczu.
– Różdżki w gotowości! – ryknął Lockhart. – Kiedy policzę do trzech, rzucajcie zaklęcia, żeby rozbroić przeciwnika… tylko rozbroić… nie chcemy nowych wypadków. Raz… dwa… trzy…
Harry machnął różdżką, ale Malfoy rzucił zaklęcie na „dwa”: ugodziło ono Harry’ego tak potężnie, że poczuł się, jakby dostał w głowę sosjerką. Zachwiał się, ale prócz tego nic mu się nie stało, więc wycelował różdżkę prosto w Malfoya i krzyknął:
– Rictusempra!
Strumień żółtego światła ugodził Malfoya w brzuch. Zgiął się wpół i zrobił się siny na twarzy.
– Powiedziałem, tylko rozbroić! – krzyknął Lockhart ponad głowami walczących, kiedy Malfoy osunął się na kolana.
Harry ugodził go Zniewalającą Łaskotką i Malfoy nie mógł się wyprostować ze śmiechu. Harry uznał, że nie byłoby sportowo rozbroić Malfoya, póki ten tarza się ze śmiechu na podłodze, więc cofnął zaklęcie. Był to błąd. Malfoy wziął głęboki oddech, wycelował różdżką w jego kolana i wykrztusił:
– Tarantallegra!
W następnej chwili nogi Harry’ego zaczęły wbrew jego woli wykonywać dzikie pląsy, jakby tańczył charlestona.
– Dosyć! Dosyć! – wrzasnął Lockhart, ale Snape przejął inicjatywę.
– Finite Incantatem! – zawołał.
Nogi Harry’ego uspokoiły się, Malfoy przestał dusić się ze śmiechu i byli w stanie rozejrzeć się wokoło.
Nad podium unosiła się zielonkawa mgiełka. Neville i Justyn leżeli na podłodze, dysząc ciężko, Ron podnosił szarego jak popiół Seamusa, przepraszając go za wyczyny swojej połamanej różdżki, natomiast Hermiona i Milicenta Bulstrode nadal walczyły: Milicenta założyła jej nelsona, a Hermiona skomlała z bólu. Ich różdżki leżały bezużytecznie na podłodze. Harry podskoczył i odciągnął Milicentę. Nie było to wcale łatwe, była od niego o wiele większa.
– No, no, no – pomrukiwał Lockhart, krążąc wśród tłumu i oglądając skutki pojedynków. – Wstawaj, Macmillan… Ostrożnie, panno Fawcett… Ściśnij to jak najmocniej, Boot, krwawienie zaraz ustanie… Cassandro, zajmij się proszę rannymi – zatrzymał się pośrodku sali i pokręcił głową. – Myślę, że będzie lepiej, jak przejdziemy do blokowania nieprzyjaznych zaklęć. – Spojrzał na Snape’a, któremu rozbłysły oczy, i szybko odwrócił wzrok. – Potrzebna będzie para ochotników… Longbottom i Finch–Fletchley, może wy, co?
– To nie jest dobry pomysł, profesorze – rzekł Snape, zjawiając się przy nich bezszelestnie jak wielki, złośliwy nietoperz. – Nawet najprostsze zaklęcia w wykonaniu Longbottoma zawsze kończą się tragicznie. To, co zostałoby z Finch–Fletchleya, musielibyśmy odesłać do szpitala w pudełku od zapałek. – Okrągła buzia Neville’a pokryła się rumieńcem wstydu. – Może Malfoy i Potter? – zapytał niewinnym tonem.
– Znakomity pomysł! – ucieszył się Lockhart, zapraszając gestem Harry’ego i Malfoya na środek sali, kiedy tłum rozstąpił się, żeby zrobić im miejsce. – A teraz posłuchaj, Harry – powiedział Lockhart. – Kiedy Draco wyceluje w ciebie różdżką, zrobisz tak.
Uniósł własną różdżkę i wykonał nią serię skomplikowanych ruchów, co skończyło się tym, że wyleciała mu z ręki. Snape uśmiechnął się drwiąco, kiedy Lockhart szybko ją podniósł, mówiąc:
– Uups… moja różdżka jest trochę za bardzo rozochocona.
Snape zbliżył się do Malfoya.
– Może przynajmniej tym razem udowodnisz, że potrafisz wygrać z Potterem w uczciwej walce? – szepnął mu do ucha.
Malfoy, który nawet nie zamierzał próbować, uśmiechnął się złośliwie.
Widząc to Harry spojrzał z niepokojem na Lockharta i poprosił:
– Panie profesorze, czy mógłby mi pan jeszcze raz pokazać tę blokadę?
– Pękasz, co? – mruknął Malfoy, tak żeby go Lockhart nie usłyszał.
– Chciałbyś – odpowiedział Harry kącikiem warg.
– Raz… dwa… trzy… start! – krzyknął podekscytowany Lockhart.
Malfoy szybko uniósł różdżkę i ryknął:
– Serpensortia!
Z końca różdżki wystrzelił najpierw błysk, a potem, ku przerażeniu Harry’ego, długi, czarny wąż, który spadł ciężko na posadzkę między nimi i wyprężył się, gotów do ataku. Rozległy się krzyki i tłum cofnął się w popłochu.
– Nie ruszaj się, Potter – wycedził Snape, który z największym trudem panował nad rozsadzającą go wściekłością. W końcu to jego syn stał bez ruchu, oko w oko z syczącym gadem. – Zaraz go usunę…
– Ja to zrobię! – krzyknął Lockhart.
Machnął różdżką w kierunku węża i rozległ się donośny huk; wąż, zamiast zniknąć, podskoczył na dziesięć stóp w powietrze i spadł z głośnym pacnięciem. Rozwścieczony, sycząc gniewnie, popełzł prosto do Justyna Finch–Fletchleya i znowu uniósł trójkątny łeb, ukazując kły.
Harry nie wiedział, co kazało mu to zrobić. Nie był nawet świadom podjęcia takiej decyzji. Wiedział tylko, że nogi same prowadzą go ku wężowi. Zatrzymał się przed nim i krzyknął:
– Zostaw go!
Stało się coś zadziwiającego, a dla Harry’ego zupełnie nieoczekiwanego. Wąż opadł na podłogę, potulny jak gumowy wąż ogrodowy, i utkwił wzrok w Harrym. Harry poczuł, że strach go opuszcza. W jakiś niewytłumaczalny sposób wiedział, że wąż już nikogo nie zaatakuje. Spojrzał na Justyna z uśmiechem, spodziewając się, że ujrzy na jego twarzy ulgę, zdumienie, może nawet wdzięczność – ale z pewnością nie to, co ujrzał: złość i strach.
– Pewno uważasz, że to bardzo śmieszne, co? – krzyknął Justyn i zanim Harry zdążył zareagować, odwrócił się i wybiegł z sali.
Podszedł Snape i machnął różdżką w kierunku węża, który zamienił się w strzęp czarnego dymu.
Snape też patrzył na Harry’ego jakoś dziwnie: było to przenikliwe, badawcze spojrzenie, które Harry’emu wcale się nie podobało. Nie podobał mu się też złowieszczy szmer wśród zgromadzonych uczniów. A potem poczuł, że ktoś ciągnie go z tyłu za szatę.
– Chodź – usłyszał w uchu głos Rona. – Rusz się… no, chodź…
Kiedy chłopcy wyszli, Lockhart ponownie przemówił, ale widać było, że sytuacja kompletnie wymknęła mu się spod kontroli i niewiele brakowało, by zaczął płakać.
– Myślę, że na dzisiaj wystarczy – jęknął żałośnie. – Bardzo proszę, żeby ranni zgłosili się do panny Flamel, a pozostali niech wracają do swoich pokoi wspólnych. Severusie…
Odwrócił się w stronę, w której jeszcze chwilę temu widział Mistrza Eliksirów, ale ten zdążył już wyjść z Wielkiej Sali.
*
– Tego się nie spodziewałem – westchnął Dumbledore, kiedy wysłuchał relacji Snape’a.
– Tego, że Klub Pojedynków okaże się niewypałem? – spytał całkiem niewinnie Severus.
– Dobrze wiesz, o co mi chodzi – upomniał go dyrektor. – Jesteś pewien, że to to?
– Obawiam się, że tak – spoważniał Snape. – Harry jest wężousty.
– Czy ty…?
– Nie – zaprzeczył szybko Severus. – Z tego, co wiem, żaden z moich przodków nie władał taką umiejętnością. Rodzinę Lily także możemy wykluczyć.
– Ciekawe, jak w takim razie Harry posiadł tę zdolność? Gdyby spotkał kogoś, kto potrafi porozumiewać się w mowie węży, mógłby się jej od niego nauczyć, ale…
Snape zadrżał i zbladł, ale po chwili odważył się powiedzieć:
– Przecież spotkał kogoś takiego…
Dumbledore spojrzał na niego uważnie, a kiedy zrozumiał, kogo Severus miał na myśli, również pobladł.
– Nie podoba mi się to – mruknął.
– Nie tylko tobie.
– Chyba powinniśmy o tym pomówić z Harrym – Dumbledore poderwał się od biurka i szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi. – I to natychmiast.
CZYTASZ
Severus Snape I Mistrzyni Elksirów
FanfictionTym razem chciałam spróbować czegoś innego - wzięłam na warsztat motyw, który już pewnie nie raz był wałkowany w fan fiction i pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że Was, moi kochani czytelnicy, to nie odstraszy. A jaki to motyw? Dowiecie się już w pi...