27.

627 45 0
                                    

Snape i Cassandra podeszli bliżej, ale nie chcieli, by ktoś ich zauważył, więc profesor rzucił na nich Zaklęcie Niewidzialności. Dzięki temu mogli spokojnie podsłuchiwać i obserwować.

– Popatrzcie tutaj – powiedział Hagrid. – Widzicie te świecące ślady na ziemi? Takie srebrne? To krew jednorożca. Gdzieś tu jest jednorożec, którego coś ciężko zraniło. To już drugi raz w tym tygodniu. W zeszłą środę znalazłem jednego martwego. Musimy znaleźć tego biedaka. Może uda się nam mu pomóc.
– A jeśli to coś, co poraniło jednorożca, znajdzie nas najpierw? – zapytał Malfoy, nie będąc w stanie ukryć strachu.
– W tym lesie nic nie zrobi wam krzywdy, dopóki jesteście ze mną i z Kłem – odpowiedział Hagrid. – I trzymajcie się ścieżki. A teraz podzielimy się na dwie grupy i każda pójdzie ścieżką w inną stronę. Pełno tu wszędzie krwi, biedak musi się błąkać po lesie przynajmniej od zeszłej nocy.
– Chcę mieć przy sobie psa – powiedział szybko Malfoy, spoglądając na długie zęby Kła.
– Dobrze, ale ostrzegam cię, że to straszny tchórz. Więc tak... Ja, Harry i Hermiona idziemy w jedną stronę, a Draco, Neville i Kieł w drugą. Jak któreś z nas znajdzie jednorożca, strzelamy zielonymi iskrami, dobra? Wyjmijcie swoje różdżki i spróbujcie... znakomicie... Jeśli ktoś znajdzie się w opałach, strzela czerwonymi iskrami, a reszta natychmiast spieszy mu z pomocą... Wszystko jasne? No, to idziemy.

– Może powinniśmy się rozdzielić? – spytała Cassandra patrząc na rozchodzącą się w dwie strony grupę.
– Nie ma mowy – ostudził jej zapał Snape. – Nie mam zamiaru potem szukać pani po całym Lesie.
– To co robimy? – dziewczyna nie dała się sprowokować, chociaż zrobiło jej się przykro, że miał tak kiepskie zdanie o jej orientacji w terenie.

Nie odpowiedział, bo w tym momencie usłyszał dziwny dźwięk. Coś szeleściło, jakby ktoś ciągnął płaszcz po zeschłych liściach. Cassandra przestraszyła się i złapała Snape’a za ramię. Nie protestował, więc przysunęła się bliżej.

– Idziemy, tylko ostrożnie – szepnął.

Nie odtrącił jej ręki, nawet kiedy przedzierali się przez zarośla. Nie chciał, by wiedziała, że jest niespokojny. Przeszli kawałek ścieżką, gdy usłyszeli głos Hagrida.

– Wiedziałem – mruknął półolbrzym. – Tu jest coś, czego wcale nie powinno być.
– Wilkołak? – zapytał Harry.
– To nie był żaden wilkołak ani żaden jednorożec – odpowiedział ponuro Hagrid. – Dobra, idziemy, tylko teraz uważajcie.

Nie tylko dzieci zastosowały się do tej rady. Śledzący ich Severus i panna Flamel także zachowywali ostrożność. Okazało się to dobrym posunięciem, bo dzięki temu udało im się usłyszeć nadbiegające centaury. Zamarli w bezruchu i nasłuchiwali, pozostając w ukryciu.

Nogi im ścierpły, ale nie poruszyli się do momentu, gdy w oddali zobaczyli strzelające w niebo czerwone iskry. W pierwszej chwili Severus chciał iść za Hagridem, który pobiegł sprawdzić, co się stało, jednak doszedł do wniosku, że lepiej będzie zostać i pilnować, by Harry’emu i Hermionie nic się nie stało.

W końcu głośny łoskot obwieścił powrót Hagrida. Za nim szli Malfoy, Neville i Kieł. Hagrid był wściekły. Okazało się, że to Malfoy zakradł się za Neville’a i dla żartu złapał go nagle za szyję. Neville ze strachu wystrzelił czerwone iskry.

– Będziemy mieć szczęście, jeśli teraz uda nam się cokolwiek znaleźć – burczał Hagrid. – Cały las postawiliście na nogi! No dobra, robimy zmianę... Neville, zostaniesz ze mną i z Hermioną, a ty, Harry, pójdziesz z Kłem i tym kretynem. Przykro mi – dodał szeptem, zwracając się do Harry’ego – ale ciebie tak łatwo nie przestraszy, a musimy szukać dalej.

– Panno Flamel, proponuję, żebyśmy poszli za Malfoyem i Potterem – zadecydował szybko Severus. – Reszcie nic nie grozi, skoro jest z nimi Hagrid.
– To pan tutaj rządzi, profesorze – mruknęła Cassandra, która miała już serdecznie dość tej wycieczki.
– Cieszę się, że pani tak uważa – uśmiechnął się lekko. – I mam nadzieję, że nigdy pani o tym nie zapomni.
– O tym, co powiedziałam, czy o tej... eskapadzie? – wolała się upewnić.

Spojrzał na nią, ale nie odezwał się ani słowem. Po chwili odwrócił się i zaczął się skradać w stronę, w którą poszli Harry i Draco. Cassandra szła za nim, jednak tym razem już nie trzymała się jego ramienia. Sam nie wiedział, czemu, ale nagle zaczęło mu tego brakować.

Szli dosyć długo, starając się zachowywać jak najciszej. Potter i Malfoy nie odzywali się do siebie. Zagłębiali się głębiej w puszczę, aż ścieżka zrobiła się tak wąska, a las tak gęsty, że trudno było nią iść. Ślady krwi też były coraz obfitsze. Przed nimi, przez splątane gałęzie wielkiego dębu, prześwitywała polana.

– Zobacz... – szepnął Harry, wyciągając rękę, by zatrzymać Malfoya.

Na polanie widać było jakąś jasną plamę. Wyszli ostrożnie na skraj polany. Był to jednorożec, niestety już martwy. Harry po raz pierwszy w życiu ujrzał coś tak pięknego i tak smutnego. Długie, smukłe nogi spoczywały pod dziwnymi kątami, a grzywa rozsypała się perłowobiałą kaskadą na ciemnych liściach. Harry zrobił krok i nagle zamarł w miejscu, słysząc odgłos skradania się. Krzak na skraju polanki zadrżał...

A potem z cienia wyłoniła się zakapturzona postać, pełznąca tuż przy ziemi, jak polujący drapieżnik. Harry, Malfoy i Kieł stali, jakby wrośli w ziemię. Zakapturzona postać zbliżyła się do ciała jednorożca, przywarła do jego zranionego boku i zaczęła chłeptać krew.

– AAAAAA! – To Malfoy wrzasnął przeraźliwie i pomknął w las. Za nim czmychnął Kieł.

Zakapturzona postać podniosła głowę i spojrzała prosto na Harry’ego. Krew jednorożca ściekała po jej płaszczu. A potem podniosła się i skoczyła ku Harry’emu, który nie był w stanie ruszyć się ze strachu.

Severus także był niezdolny do ruchu. Wiedział, kto ukrywał się pod tym kapturem. Czuł to całym sobą. Mroczny Znak wypalony na jego lewej ręce zapiekł tak mocno, że musiał zagryźć zęby, żeby nie zacząć krzyczeć. Z przerażeniem przyglądał się Harry’emu, który zachwiał się i zaczął cofać. Chłopak bezwiednie dotknął czoła w miejscu, gdzie znajdowała się słynna blizna w kształcie błyskawicy. Widać było, że cierpi. Snape pomyślał, że w końcu jest coś, co ich łączy. Wolałby, żeby było to jednak coś innego.

– Panie profesorze, co to jest? – spytała drżącym szeptem Cassandra.
– Cicho – upomniał ją.

Chłopiec usłyszał za sobą tętent kopyt i coś śmignęło nad krzakami, nacierając na zakapturzoną postać. Harry osunął się na kolana. Straszliwy ból minął dopiero po dwóch lub trzech minutach. Kiedy podniósł głowę, tamtego widma już nie było. Stał nad nim centaur.

– Nic ci nie jest? – zapytał centaur, pomagając Harry’emu wstać.
– Nie... dzięki... Co to było?

Centaur nie odpowiedział. Miał niesamowite niebieskie oczy, zupełnie jak dwa blade szafiry. Spojrzał uważnie na Harry’ego, zatrzymując wzrok na bliźnie, która teraz wyraźnie znaczyła czoło chłopca.

– To ty jesteś chłopcem Potterów – powiedział. – Lepiej wracaj do Hagrida. W puszczy nie jest bezpiecznie... zwłaszcza dla ciebie. Potrafisz jeździć konno? Byłoby o wiele szybciej.

Uklęknął na przednie nogi, aby Harry mógł wspiąć się na jego grzbiet.

– Nazywam się Firenzo – dodał.

Z drugiej strony polany rozległ się tętent kopyt. Dwa inne centaury wypadły z zarośli; ich spocone boki wznosiły się i opadały w rytmie szybkiego oddechu.

– Firenzo! – zagrzmiał Zakała. – Co ty wyprawiasz? Masz człowieka na grzbiecie! Co za wstyd! Zachowujesz się jak zwykły muł!
– Nie widzisz, kto to jest? – odpowiedział Firenzo. – To chłopiec Potterów. Im szybciej opuści Las, tym lepiej.
– Co mu powiedziałeś? – warknął Zakała. – Pamiętaj, Firenzo, że zostaliśmy zaprzysiężeni. Nie możemy sprzeciwiać się wyrokom nieba. Czyż nie wiemy z biegu planet, co ma się wydarzyć?

Ronan pogrzebał kopytem w ziemi, wyraźnie zakłopotany.

– Jestem pewny, że Firenzo chciał jak najlepiej – powiedział ponurym tonem.
– Jak najlepiej! A niby co my mamy z tym wspólnego? Centaury zajmują się odczytywaniem przyszłości z gwiazd! Nie jesteśmy po to, żeby uganiać się po lesie jak osły za jakimiś zbłąkanymi ludźmi!

Firenzo niespodziewanie stanął dęba, tak że Harry musiał złapać się jego grzywy, żeby nie spaść.

– Nie widzisz tego jednorożca? – ryknął Firenzo. – Nie wiesz, dlaczego musiał umrzeć? A może planety nie podzieliły się z tobą tym sekretem? Bo jeśli chodzi o mnie, Zakało, to będę walczył z wrogiem, który czai się w tym lesie! Tak, ramię w ramię z ludźmi, jeśli będę musiał.

I zawrócił w miejscu, a potem – z Harrym na grzbiecie – pogalopował między drzewa, zostawiając na polanie Ronana i Zakałę.

*

Snape odczekał, aż pozostałe dwa centaury także opuszczą polanę i spojrzał na pannę Flamel. Stażystka była blada, roztrzęsiona i obejmowała się ramionami, jakby było jej zimno. W jej oczach widać było wielki znak zapytania.

– Myślę, że możemy już wracać – odezwał się, próbując dodać jej otuchy.
– Powie mi pan w końcu, co to było?
– A jak pani myśli?
– Najpierw myślałam, że to był Quirrell, ale teraz...
– To zdecydowanie nie był Quirrell – postanowił ją uświadomić. – Mam podstawy, by sądzić, że chłopak spotkał Czarnego Pana. I właśnie dlatego powinniśmy jak najszybciej wrócić do zamku.
– On... on pił krew jednorożca – szeptała przejęta dziewczyna. – To znaczy, że musi być pewien, że już wkrótce zdobędzie Kamień i stworzy Eliksir Życia.
– Tak pani uważa?
– Nikt normalny nie odważyłby się zabić jednorożca i skazać się na taki los, jeśli nie miałby pewności, że uda mu się temu zaradzić – stwierdziła.
– Ma pani wysokie mniemanie o stanie jego umysłu – szepnął. – Minęło prawie jedenaście lat odkąd utracił swoją moc, naprawdę sądzi pani, że postępuje rozsądnie?
– Nawet jeśli nie on, to może chociaż jego sługa?
– Nie można tego wykluczyć – zgodził się z nią. – Zresztą to nieistotne. Quirrellowi nie zostało już zbyt dużo czasu... a nie chciałbym być w jego skórze, jeśli nie uda mu się zdobyć Kamienia.
– Ale ma pan jakiś pomysł, jak mu w tym przeszkodzić?
– Mam – odrzekł i spojrzał na nią uważnie. – Tylko najpierw musi do niego dotrzeć.
– Czy to nie będzie zbyt ryzykowne? Pozwolić mu dojść tak daleko?
– W tej chwili każde rozwiązanie wiąże się z ogromnym ryzykiem – wzruszył ramionami. – I w związku z tym mam propozycję...
– Jaką? – spytała zaskoczona, ale jednocześnie pełna nadziei, że włączy ją w swoje plany.
– Niech się pani nie zbliża do korytarza na trzecim piętrze – odparł, rozwiewając tym samym jej nadzieje.
– Nie – zaprzeczyła stanowczo i aż przystanęła. – Nie może mnie pan o to prosić.
– To nie była prośba – powiedział z naciskiem i wyminął ją. – Jestem pani nauczycielem, a nie niańką i nie chcę, żeby plątała mi się pani pod nogami.

Dziewczyna fuknęła pod nosem, ale w końcu ruszyła z miejsca, bo Snape nie miał zamiaru się zatrzymywać, żeby z nią dyskutować, a ona wolała się poddać niż zostać sama w Lesie, w którym nadal mógł przebywać Voldemort. Skoro był zdolny do zabicia jednorożca, to pewnie z nią też by sobie poradził. Usłyszała szelest gdzieś za swoimi plecami, więc szybko dogoniła Snape’a i obejrzała się za siebie.

– On tam jest – szepnęła.
– Dlatego właśnie sugerowałem, żebyśmy poruszali się szybciej – odszepnął. – Ale pani nie posłuchała. Jaką mam gwarancję, że następnym razem byłoby inaczej?

Nie czekał na jej odpowiedź. Odprowadził ją pod bramę i bardzo stanowczo powiedział:

– Niech pani wraca do domu.
– A mój egzamin?
– No tak... – mruknął i nieoczekiwanie uśmiechnął się do własnych myśli. – Proszę mi powiedzieć, co otrzymamy po dodaniu sproszkowanego korzenia asfodelusa do nalewki z piołunu?
– Pan żartuje? – spytała zaskoczona. – Przecież to pytanie na poziomie pierwszej klasy!
– Robiła pani z tego notatki, więc mam prawo sprawdzić, czy udało się pani coś z tej lekcji zapamiętać.
– Otrzymamy Wywar Żywej Śmierci – odpowiedziała.
– Brawo, panno Flamel, zdała pani – stwierdził Severus, ale już się nie uśmiechał. – Proszę iść do domu, przespać się czy co tam pani woli. Jutro wypiszę pani dokumenty dotyczące zaliczenia pierwszego roku praktyk i zadam pani pracę na wakacje.

Dziewczyna skinęła mu głową i zdeportowała się. Dopiero wtedy odetchnął z ulgą i czujnie rozglądając się dookoła ruszył prosto do zamku. Chciał porozmawiać z Dumbledore’em, ale po namyśle postanowił poczekać z tym do jutra.

Severus Snape I Mistrzyni ElksirówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz