40.

584 41 0
                                    

Zawiera fragmenty książki „Harry Potter i Komnata Tajemnic”


Wakacje powoli dobiegały końca. Dla Snape’a, który od początku sierpnia i tak mieszkał w Hogwarcie, nic się właściwie (jeszcze) nie zmieniło, jednak dla reszty grona pedagogicznego był to czas powrotu do zamku i podczas wspólnych posiłków dawało się wyczuć dość ciężką atmosferę. Chociaż akurat w tym roku mogła być ona spowodowana obecnością Lockharta. Chyba jeszcze nigdy żaden nauczyciel Obrony nie wzbudzał tak wielu negatywnych emocji wśród swoich kolegów.

– Sev, Gilderoy pytał, czy mógłbyś mu pomóc… – zaczęła Minerwa, ale nie udało jej się dokończyć.
– Nie mógłbym – odpowiedział jej bez zastanowienia.
– Nawet nie wiesz, o co chodzi, a już jesteś na nie – wytknęła mu, uśmiechając się nieznacznie.
– Nie zrezygnuję ze swoich planów tylko po to, by spełnić jakąś odrealnioną zachciankę Lockharta.
– Będzie mu przykro, jeśli mu to powtórzę – zachichotała złośliwie.

Spojrzał na nią zaintrygowany i po chwili uśmiechnął się wrednie.

– Liczyłaś na to, że odmówię – stwierdził.
– Tak, ale nie będę ukrywać, że czuję się trochę zawiedziona – powiedziała z naganą. – Miałam nadzieję, że twoja odmowa będzie bardziej… dosadna.
– Pewnie by była, gdybym naprawdę nie miał czegoś do załatwienia – odparł i wstał od stołu. – Ale nic się nie bój, jeszcze nie raz zdarzy ci się usłyszeć kilka ciepłych słów kierowanych do Lockharta.

Zaśmiali się cicho, a Severus skinął jej głową i nawet nie patrząc w stronę Gilderoya wyszedł z Wielkiej Sali. Naprawdę nie kłamał twierdząc, że musi coś załatwić, chociaż nawet gdyby nie musiał, to i tak znalazłby jakąś wymówkę, żeby tylko uniknąć jego nagabywań.

Przeniósł się do Londynu i niespiesznie ruszył w stronę szpitala. Do spotkania z Lorelai miał jeszcze chwilę, więc mógł w spokoju przemyśleć sobie to, o co chciał ją spytać. Przed nią przynajmniej nie musiał ukrywać, że jest ojcem Harry’ego. Lily zwierzyła się jej, gdy jeszcze była w ciąży. Snape nie wiedział, czemu to zrobiła, ale teraz był jej za to wdzięczny.

– Jestem umówiony z Lorelai Queen – oznajmił rejestratorce zaraz po wejściu do kliniki.
– Już na pana czeka, profesorze – wyszeptała przerażona dziewczyna, modląc się, by Snape jak najszybciej poszedł do gabinetu uzdrowicielki. Chociaż już jej nie uczył, to ona wciąż czuła lęk, gdy na nią patrzył.

Severus, widząc, że rejestratorka boi się spojrzeć w jego stronę, westchnął w duchu. Nigdy nie zależało mu na tym, by budzić w swoich uczniach strach. Ale niektórzy nigdy nie potrafili tego zrozumieć. Skinął jej głową bez słowa i poszedł do gabinetu Lorelai.

– Myślałam, że to czyjś głupi dowcip, gdy zobaczyłam twoje nazwisko na liście pacjentów – roześmiała się Queen.
– A podpadłaś komuś ostatnio, że spodziewałaś się takich żartów?
– Możliwe, że dałam się we znaki twojej stażystce, ale jej bym o to nie podejrzewała – odparła, ciekawa jego reakcji na wzmiankę o Cassandrze.
– Właśnie miałem o to spytać… Czy to był twój pomysł, żeby Flamel przerobiła program praktyk w dwa tygodnie?
– Owszem – uśmiechnęła się.
– Wydawała się całkiem z siebie zadowolona – on także się uśmiechnął, ale wyglądało to raczej złowieszczo niż radośnie. – Na szczęście nie na długo.
– Ja wiem, że ty każdemu potrafisz zepsuć humor, ale dlaczego w tym przypadku nie mogłeś się powstrzymać?
– Przypadek, jak każdy inny – wzruszył ramionami, chociaż w jego głowie rozdzwonił się alarm. – Poza tym ja tylko uświadomiłem jej, że poziom jej zadań będzie stale rósł.
– Jak cię znam, to Cassie drży na samą myśl o kolejnym roku stażu pod twoim kierunkiem.
– Wydaje mi się, że raczej kombinuje, jakby tu udowodnić mi, że w ogóle jej nie doceniam – uśmiechnął się, tym razem normalnie.

Lorelai przyglądała mu się z nieskrywaną ciekawością. Jeszcze nigdy nie widziała, by w taki sposób mówił o swoich stażystach. Jakby naprawdę polubił Cassandrę. To było zdecydowanie coś nowego. Ucieszyła się. Między tą dwójką tworzyła się więź, która obojgu była tak bardzo potrzebna. Mogli na tym zbudować piękną przyjaźń, o ile kiedykolwiek zdecydują się porozmawiać o swoich sekretach.

– Ale chyba nie przyszedłeś do mnie rozmawiać o Cassandrze? – zauważyła w końcu.
– Nie… Chciałem spytać, czy w klinice macie dostęp do danych medycznych uczniów Hogwartu? – Severus z westchnieniem przeszedł do celu swojej wizyty.
– Z tego co wiem, to nie. Możemy poprosić o takie informacje, jeśli któryś z waszych uczniów trafia do szpitala, ale musi to być uzasadniony przypadek – odpowiedziała. – Pytasz z ciekawości, czy chodzi ci o Harry’ego?
– A jak ci się wydaje? – Snape spiął się, jednak próbował zachować spokój. – Harry… Wydaje mi się, że powinien nosić mocniejsze okulary, ale nie mam pewności i… Nie bardzo wiem, jak to sprawdzić… Dlatego miałem nadzieję, że ty będziesz mogła mi pomóc.

Kobieta zamyśliła się. To rzeczywiście mógł być pewien problem skoro chłopak nadal nie wiedział, kto był jego ojcem. Co prawda uważała, że lepiej by było wyznać chłopcu prawdę i zapewnić mu normalną opiekę, ale już kiedyś rozmawiała o tym z Severusem i wiedziała, że to dosyć delikatna kwestia. Pytanie Snape’a i zawarta w nim ojcowska troska wzruszyły ją i podsunęły jej pewien pomysł.

Podeszła do szafy, wyciągnęła z niej jakąś zakurzoną teczkę i uśmiechnęła się tryumfująco.

– Kiedyś wysłaliśmy do Hogwartu wytyczne dotyczące badań okresowych uczniów i nauczycieli – powiedziała wyjmując z teczki właściwy formularz. – I tak sobie myślę, że można by to powtórzyć w tym roku. Jeśli Pomfrey nie będzie miała na to czasu, to chętnie sama się tym zajmę.
– Zrobiłabyś to? – nie mógł w to uwierzyć.
– Jasne. Raz, że chętnie odwiedzę Hogwart, a dwa – będziesz moim dłużnikiem, a to bardzo ekscytująca perspektywa.
– Świetnie – mruknął, ale ugryzł się w język, żeby nie powiedzieć czegoś głupiego.
– Daj spokój, Snape, nie będę żądać niczego w zamian – pokręciła głową z politowaniem.
– Miałabyś do tego prawo – stwierdził poważnie i nie bez oporów dodał: – Dzięki.

*

– Severusie, czytałeś może „Proroka Wieczornego”? – zagadnął go Dumbledore, tuż przed ucztą powitalną.
– Nie, a powinienem? – zaniepokoił się Snape.

Albus nie odpowiedział, tylko bez słowa wręczył mu gazetę. Gdy Severus dostrzegł nagłówek pierwszej strony, pobladł a głęboka zmarszczka przecięła mu czoło.

LATAJĄCY FORD ANGLIA BUDZI SENSACJĘ WŚRÓD MUGOLI.

W zasadzie nie musiał czytać dalej, żeby domyślić się, kto znajdował się w tym samochodzie. Jednak pobieżnie przeleciał wzrokiem treść artykułu, by upewnić się, że Harry’emu nic się nie stało:

Dwóch mugoli w Londynie utrzymuje, że widziało stary samochód przelatujący nad wieżą Poczty Głównej…
W południe, w Norfolku, pani Hetty Bayliss, wieszając bieliznę…
Pan Angus Fleet z Peebles zgłosił policji…

Na szczęście żadnej wzmianki o tym, że Ford spadł i rozbił się, a jego pasażerowie leżą gdzieś ranni czy martwi. Odetchnął z ulgą i spojrzał na Dumbledore’a.

– Zrobię obchód i powiadomię cię, gdy chłopcy dotrą do szkoły – powiedział cicho.

To nie był pierwszy raz, kiedy bał się o Harry’ego, ale wcześniej mógł być w pobliżu i służyć mu pomocą. Teraz chłopak był zdany na siebie, swoje szczęście i umiejętność kierowania latającym samochodem Weasleya. Zacisnął dłonie w pięści. Tak wiele rzeczy mogło pójść nie tak.

*

Silnik strzelił dwukrotnie, drzwi się otworzyły, Harry poczuł, jak jego fotel chwieje się gwałtownie, a w następnej chwili leżał już na wilgotnej murawie. Bagażnik wyrzucał z siebie kufry, które lądowały na trawie z głuchym grzmotem. Klatka z Hedwigą zatoczyła wielki łuk w powietrzu i otworzyła się, spadając na ziemię, a sowa zaskrzeczała ze złością i poszybowała w stronę zamku, nie oglądając się za siebie. A pogięty, obdrapany i zionący parą samochód potoczył się w ciemność z okropnym zgrzytem, jękiem i dudnieniem. Tylne światła zamrugały gniewnie.

– Wracaj! – krzyknął Ron, wymachując swoją połamaną różdżką. – Tata mnie zabije!

Ale samochód po raz ostatni strzelił z rury wydechowej i zniknął im z oczu.

– Możesz uwierzyć w takiego pecha? – zapytał Ron, schylając się po swojego szczura Parszywka. – Tyle tu drzew, a musieliśmy rąbnąć akurat w takie, które się wścieka i oddaje?

Spojrzał przez ramię na prastare drzewo, które wciąż wymachiwało groźnie gałęziami.

– Chodź – powiedział Harry markotnie. – Musimy jak najszybciej znaleźć się w szkole.

Nie był to wcale ów triumfalny powrót, który obaj sobie wymarzyli. Poobijani i zziębnięci powlekli swoje kufry po trawiastym zboczu, ku dębowym wrotom zamku.

– Uczta pewnie już się zaczęła – mruknął Ron, rzucając swój kufer u stóp frontowych schodów i podchodząc, by spojrzeć przez jasno oświetlone okna. – Hej, Harry, zobacz… Ceremonia Przydziału!

Harry podbiegł do niego i razem zajrzeli do Wielkiej Sali. Niezliczone świece wisiały w powietrzu nad czterema długimi stołami, zastawionymi roziskrzonymi złotymi talerzami i pucharami. A wyżej zaczarowane sklepienie, które zawsze odzwierciedlało niebo, jarzyło się miriadami gwiazd. Ponad lasem czarnych spiczastych tiar na głowach uczniów Harry zobaczył wystraszonych pierwszoroczniaków wchodzących do sali. Była wśród nich Ginny, której trudno było nie zauważyć z powodu płomienistych włosów.

– Trzymaj się, bo spadniesz… – mruknął Harry do Rona. – Przy stole nauczycielskim jest puste miejsce… Gdzie jest Snape?
– Może jest chory! – szepnął Ron z nadzieją.
– Może sam odszedł – mruknął Harry – bo znowu nie dali mu Obrony Przed Czarną Magią!
– Albo może go wylali! – zawołał Ron. – Przecież nikt go nie znosi, więc…
– A może – rozległ się lodowaty głos tuż za nimi – czeka, żeby usłyszeć, dlaczego wy dwaj nie przyjechaliście pociągiem razem z innymi.

Harry odwrócił się gwałtownie. Przed nimi, w czarnej todze falującej w chłodnym wietrze, stał Severus Snape. W tym akurat momencie uśmiechał się w sposób, który Harry i Ron rozszyfrowali natychmiast. Znaleźli się w poważnych kłopotach.

– Za mną – warknął Snape.

Nie śmiejąc nawet wymienić spojrzeń, poszli za nim schodami do oświetlonej pochodniami Sali Wejściowej, rozbrzmiewającej echem ich kroków. Rozkoszna woń potraw napływała z Wielkiej Sali, ale Snape szybko wyprowadził ich z kręgu światła i ciepła, schodząc wąskimi kamiennymi schodkami w dół, do lochów.

– Do środka! – rozkazał, otwierając jakieś drzwi w połowie zimnego korytarza.

Weszli do gabinetu, trzęsąc się z zimna i strachu. Na ciemnych półkach wzdłuż ścian stały rzędy szklanych słojów, a temu, co w nich pływało, Harry wolał się w tym momencie nie przyglądać. W kominku nie płonął ogień. Snape zamknął drzwi, odwrócił się i zmierzył ich zimnym spojrzeniem.

– A więc – zaczął niemal łagodnie – słynny Harry Potter i jego wierny towarzysz Weasley gardzą czymś tak przyziemnym jak pociąg, co? Chcieliście pojawić się tutaj z wielkim hukiem, tak?
– Nie, panie profesorze, tylko ta barierka na King’s Cross…
– Milczeć! Co zrobiliście z samochodem?

Ron przełknął ślinę. Nie po raz pierwszy Snape zrobił na Harrym wrażenie człowieka, który czyta w cudzych myślach. Chwilę później zrozumiał wszystko, kiedy Snape potrząsnął im przed nosem ostatnim numerem „Proroka Wieczornego”.

– Widziano was – syknął, wskazując na wielki tytuł na pierwszej stronie. Zaczął czytać na głos co ciekawsze fragmenty, a gdy skończył, zwrócił się do Rona: – O ile dobrze pamiętam, twój ojciec pracuje w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Produktów mugoli, tak? No, no, no… jego własny syn…

Harry poczuł się tak, jakby jedna z grubszych gałęzi wściekłego drzewa wymierzyła mu właśnie cios prosto w żołądek.

Severus przyglądał się ich poważnym, pełnym skruchy minom i czekał, aż w pełni do nich dotrze to, co zrobili. Nie sądził, by któryś z nich docenił to, że nie podniósł na nich głosu i nie wlepił im kary adekwatnej do przewinienia. Tę przyjemność postanowił zostawić Minerwie. Jednak jego uczucia musiały wreszcie znaleźć jakieś ujście, więc postanowił trochę ich nastraszyć:

– Niestety, nie jesteście w moim domu i nie do mnie należy decyzja o wyrzuceniu was ze szkoły. Teraz pójdę i sprowadzę kogoś, kto ma taką władzę. A wy tutaj poczekacie.

Chłopcy spojrzeli po sobie; obaj byli biali jak papier. Harry przestał odczuwać głód. Było mu po prostu niedobrze. Jeśli Snape przyprowadzi profesor McGonagall, ich sytuacja wcale się nie polepszy. Była od niego bardziej sprawiedliwa, ale była też bardzo surowa.

Dziesięć minut później wrócił Snape, a osobą, która mu towarzyszyła, była profesor McGonagall.

Harry już nieraz widział ją rozgniewaną, ale albo zapomniał, jak bardzo mogą zwęzić się jej usta, albo jeszcze nie widział jej naprawdę rozwścieczonej. Gdy tylko weszła, uniosła różdżkę. Harry i Ron cofnęli się, przerażeni, ale ona tylko wskazała nią na kominek, w którym natychmiast buchnął ogień.

– Siadajcie – powiedziała, a oni zapadli się w fotele przy kominku. – Czekam na wyjaśnienia – powiedziała, a jej okulary błysnęły złowieszczo.

Ron zaczął opowiadać, zaczynając od przygody z barierką, która nie chciała ich przepuścić. – …więc nie mieliśmy wyboru, pani profesor, nie mogliśmy się dostać do pociągu.

– Dlaczego nie wysłaliście listu przez sowę? Ty chyba masz sowę, co? – zwróciła się do Harry’ego.

Harry wytrzeszczył na nią oczy i otworzył usta. Teraz, kiedy to usłyszał, wydało się to tak oczywiste…

– Ja… ja nie pomyślałem…
– No właśnie – stwierdziła chłodno profesor McGonagall.

Rozległo się pukanie do drzwi i Snape podszedł, aby je otworzyć. Do gabinetu wkroczył profesor Dumbledore.

Harry poczuł, że drętwieje mu całe ciało. Dyrektor miał niezwykle poważną minę. Zapadło długie milczenie, a potem Dumbledore powiedział:

– Proszę mi wyjaśnić, dlaczego to zrobiliście.

Byłoby lepiej, gdyby krzyczał. Harry’emu bardzo się nie podobała nuta zawodu w jego głosie. Nie był w stanie spojrzeć mu w oczy, więc przemówił do swoich kolan. Opowiedział wszystko, zatajając tylko, do kogo należał zaczarowany samochód, dając do zrozumienia, że on i Ron po prostu znaleźli jakiś latający samochód zaparkowany w pobliżu dworca.

Severus i Minerwa starali się na siebie nie patrzeć. Opowieść chłopców była tak absurdalna, że po prostu musiała być prawdziwa. I teraz, gdy już nic im nie groziło, wydawała im się nawet zabawna. Ulga i rozbawienie mieszały się na ich twarzach, gdy próbowali nad sobą panować. Dopiero kiedy Weasley nie wytrzymał napięcia, udało im się opanować.

– Pójdziemy zabrać swoje rzeczy – powiedział Ron bez cienia nadziei.
– O czym ty mówisz, Weasley? – warknęła profesor McGonagall, z trudem przybierając surowy wyraz twarzy.
– No przecież wylatujemy ze szkoły, prawda?
– Nie dzisiaj, panie Weasley – powiedział Dumbledore, który także miał ochotę się roześmiać. – Musi jednak do was obu dotrzeć, że to, co zrobiliście, jest bardzo poważnym wykroczeniem. Jeszcze dziś napiszę do waszych rodzin. Muszę was również ostrzec, że jeśli coś takiego się powtórzy, nie będę miał wyboru. Wyrzucę was ze szkoły. Jednak dzisiaj to nie ja wymierzę wam karę. Minerwo, chłopcy są z twojego domu, więc ty ponosisz za nich odpowiedzialność. – Zwrócił się do profesor McGonagall. – Muszę wracać na ucztę, mam im jeszcze coś do powiedzenia. Chodź, Severusie, spróbujmy tego wspaniałego ciasta z kremem, wygląda naprawdę zachęcająco.

*

– Co o tym sądzisz? – spytał dyrektor, gdy znaleźli się na korytarzu.
– Poza tym, że zgadzam się z Minerwą, że powinni byli przysłać sowę? Albo zwyczajnie zaczekać na Weasleyów? – spytał Severus próbując do końca uspokoić skołatane nerwy.
– Tak, poza tym – powiedział łagodnie Albus, który rozumiał, że wcześniejsze rozbawienie Severusa było wynikiem przeżytego stresu, podobnie jak obecne problemy z mimiką.
– Nie wydaje ci się dziwne, że najpierw ktoś używa zaklęć w miejscu zamieszkania Harry’ego, a później uniemożliwia mu powrót do szkoły?
– Udało ci się ustalić, kto odwiedził go na Privet Drive?
– Tak – uśmiechnął się chytrze i wreszcie poczuł, że odzyskał kontrolę nad własnym ciałem. – To pewien skrzat domowy o imieniu Zgredek.
– A czy wiesz, komu ten Zgredek służy? – dopytywał Dumbledore.
– Tak się składa, że wiem. Ten skrzat należy do Malfoyów.
– Hagrid wspominał, że był świadkiem bójki pomiędzy Lucjuszem a Arturem Weasleyem… Czyżby to wszystko jakoś się ze sobą łączyło?
– Jestem pewien, że tak – potwierdził jego podejrzenia Severus i bez zastanowienia zadeklarował: – Przyjrzę się temu dokładniej.
– Właśnie miałem cię o to prosić – odparł Dumbledore, przyglądając mu się z troską. – Jak się czujesz?
– W porządku – wzruszył ramionami. – Ale pozwolisz, że wrócę już do siebie?
– Oczywiście. Dobranoc, Severusie.
– Nawzajem.

Severus Snape I Mistrzyni ElksirówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz