12.

817 44 6
                                    



– Panno Flamel, mo–możemy chwilę po–porozmawiać? – usłyszała głos profesora Quirrella, gdy wieczorem przechodziła korytarzem w stronę wyjścia z zamku.

– Przykro mi, profesorze, ale spieszę się – odparła i spróbowała go wyminąć.

– To może cho–chociaż o–odprowadzę panią do bramy? – zaproponował, stając tak, by zablokować jej drzwi.

– Nie ma takiej potrzeby – stwierdziła stanowczo. – Proszę mnie przepuścić.

Widząc, że dziewczyna jest niechętna, a wręcz wrogo do niego nastawiona, odsunął się i przepuścił ją kłaniając się lekko. I chociaż był zły, to postarał się uśmiechnąć do niej przyjaźnie.

– Do zobaczenia, panno Flamel – pożegnał ją zduszonym głosem.
– Do widzenia – odrzekła i szybko ruszyła przed siebie.

Tak naprawdę Cassandra nawet nie zastanowiła się nad tym, co sugerowało zachowanie Quirrella. Była zbyt roztrzęsiona po tym, czego się dowiedziała od Snape’a.

Kiedy już porządnie oczyściła jego ranę, a także zmusiła go do przyjęcia leków, na spokojnie przyjrzała się ugryzieniu i odgadła, kto je spowodował. Samo wspomnienie tamtej kłótni, nadal podnosiło jej ciśnienie.

*

– Próbował pan przejść obok Puszka! – rzuciła oskarżycielsko. – W jakim celu?

– Na pewno nie w takim, o jakim pani myśli – odparł wymijająco.

Nie uwierzyła mu. Cała jej rodzina a także Dumbledore, przyjaciel jej praprapradziadka, stawali na głowie, żeby uchronić Kamień przed zakusami ciemnych mocy, a tymczasem to właśnie jej Mistrz próbował go ukraść! Poczuła się jak idiotka. Zaufała mu. Zapanowała nad własnym strachem, a teraz okazywało się, że słusznie się go obawiała!

Cofnęła się w stronę drzwi, ale gdy do nich dotarła, z przerażeniem odkryła, że są zamknięte. W panice zaczęła szukać różdżki.

– Proszę się uspokoić – powiedział Severus, patrząc na nią z urazą.

– Niech mnie pan wypuści!

– Wypuszczę panią, jak mnie pani wysłucha.

– Nie zamierzam pana słuchać! Nigdy więcej! – krzyknęła rozhisteryzowana.

– No cóż – wzruszył ramionami. – Nie wyjdzie stąd pani, dopóki się pani nie uspokoi i nie da mi dojść do słowa.

– Nie może mnie pan tutaj więzić! Chcę wyjść! Natychmiast!

– O co mnie pani właściwie podejrzewa? – Severus nie dał się wyprowadzić z równowagi. – Naprawdę sądzi pani, że chciałem dostać się do Kamienia?

– A po cóż innego mógłby pan tam pójść?

– Może po to, by powstrzymać przed tym kogoś innego?

– Akurat! I tak wiem, że do niczego pan się nie przyzna – nie chciała dać za wygraną. – Ale powiem o wszystkim Dumbledore’owi...

– Och, jestem pewien, że Albus chętnie panią wysłucha... tylko nie wiem, komu z nas uwierzy...

Cassandra nie wyczuła, że mężczyzna z niej kpi. Była przekonana, że zaraz zrobi jej coś złego, co uniemożliwi jej porozmawianie z dyrektorem. Przestraszyła się, że swoimi słowami sama go do tego sprowokowała. Osunęła się na ziemię i rozpłakała się.

Snape nie zamierzał jej uspokajać, czy tym bardziej pocieszać. Skoro nie chciała go wysłuchać, to w ogóle nie życzył sobie mieć z nią nic wspólnego. Był zły, bo tak łatwo go osądziła. I nie dała sobie nic wyjaśnić. A już mu się wydawało, że zaczęli się dogadywać. Najwyraźniej pomylił się co do niej.

– Drzwi są otwarte. Może pani iść do laboratorium i spakować swoje rzeczy. Nie chcę tu pani więcej widzieć – oznajmił jej i odblokował drzwi.

Dopiero po chwili dotarło do niej, co powiedział. Poderwała gwałtownie głowę i spojrzała na jego twarz, na której na próżno szukała śladu jakichkolwiek emocji. Ale i tak wyczuła, że był na nią zły. Tylko dlaczego postanowił ją wypuścić, skoro wyraźnie mu powiedziała, że zamierza na niego donieść dyrektorowi?

– No na co pani czeka? Jeszcze przed chwilą bardzo chciała pani stąd wyjść! – teraz już nie krył się ze swoim zdenerwowaniem.

– Już sobie idę! – Cassandra podniosła się z ziemi i otarła łzy. – W ogóle żałuję, że zaczęłam ten staż! Miałam tyle ofert od innych Mistrzów... To było nieporozumienie...

– Zgadzam się z panią – skrzywił się okropnie. – A teraz proszę opuścić moje mieszkanie. I dobrze pani radzę uważniej wybrać następnego nauczyciela... Chociaż, gdy w Związku Alchemików otrzymają moją opinię na pani temat, mogą już nie być tacy chętni, by przyjąć panią na staż.

– Nie zrobi pan tego! – przestraszyła się nie na żarty.

– Dlaczego miałbym tego nie zrobić? – zdziwił się teatralnie. – W końcu jestem podejrzanym typem, który próbuje wykraść pilnie strzeżony Kamień Filozoficzny, żeby przywrócić do życia pewnego czarnoksiężnika! Czy naprawdę, w tej sytuacji, miałbym się przejmować losem jakiejś niezrównoważonej emocjonalnie studentki?

Wiedziała, że nie żartował. A wyraźnie słyszalna w jego głosie kpina sprawiła, że nagle zwątpiła w swoje podejrzenia. I z całą wyrazistością zrozumiała, że nie chce kończyć tego stażu. Na pewno nie w taki sposób. Pożałowała swoich słów, ale nie wiedziała, jak wybrnąć z tej sytuacji.

– Ja... nie myślę tak... to znaczy... to wyglądało...

– Nie musi się pani tłumaczyć – przerwał jej. – Tylko wyjść.

– Panie profesorze... przepraszam – jęknęła. – Zdenerwowałam się i...

– Widzę, że znowu ma pani problem ze zrozumieniem tego, co mówię – nie dał jej dokończyć. – Ułatwię to pani. Wyjdę na chwilę, a kiedy wrócę, ma pani tu nie być.

– Profesorze niech mnie pan nie wyrzuca – złapała go za rękę, kiedy ją mijał. – Wytłumaczę panu...

– A nie sądzi pani, że mogę już nie mieć ochoty na rozmowę? – wyszarpnął rękę z jej uścisku.

Wyminął ją w końcu i wyszedł z pokoju. Wszystko się w nim gotowało ze złości. Wiedział, że Flamel zrozumiała już, że zbyt pochopnie go oceniła, ale chwilowo miał gdzieś ją i jej przeprosiny. Pomogła mu i za to mógłby być jej wdzięczny, ale po tym, jak go potraktowała, nie zamierzał jej tego okazywać.

Noga bolała go niemiłosiernie, więc doszedł tylko do końca korytarza i usiadł na schodach prowadzących na wyższe kondygnacje zamku. Zaczął rozcierać łydkę. Nasłuchiwał, ale nic nie wskazywało na to, że dziewczyna wyszła już z jego gabinetu. Nie miał siły się z nią użerać, ale nie mógł siedzieć na schodach w nieskończoność. Nie chciał, by zobaczył go tam jakiś uczeń.

*

Gdy Snape wyszedł, Cassandra westchnęła i ruszyła za nim, ale nagle się rozmyśliła. Gdyby to zrobiła, nie miałaby już po co wracać. Rozejrzała się bezradnie dookoła. Żeby jakoś się uspokoić, zaczęła sprzątać leżące obok fotela eliksiry, fiolki i bandaże.

Jej myśli popłynęły innym torem – gdyby Snape naprawdę był winny, to nie pozwoliłby sobie pomóc. Przecież musiał liczyć się z tym, że ona domyśli się, co go ugryzło. No i pozwolił jej odejść. Teraz, gdy została sama, dotarło do niej, że nawet nie dała mu szansy, żeby się wytłumaczył. I zaskoczyło ją to, że w ogóle chciał to zrobić. Postanowiła, że nie ruszy się z miejsca dopóki nie pozna prawdy.

– Czy ja mówię niewyraźnie? – spytał, wchodząc do pokoju.

– Nie, panie profesorze.

– A może to pani niedosłyszy?

– Nie, panie profesorze.

– Czemu więc wciąż pani tutaj jest?

– Niech pan usiądzie – wskazała mu jego własny fotel. – Nie powinien pan przeciążać tej nogi.

– Panno Flamel, nie odpowiedziała pani na moje pytanie – zauważył cierpko, ale posłuchał jej i usiadł ciężko w fotelu. – To lekceważenie czy zaczęła pani ignorować moje polecenia?

– Pomyślałam, że to kolejny test i że jeśli wyjdę, to go obleję – odpowiedziała szeptem i spojrzała mu prosto w oczy. – Powie mi pan, czemu poszedł pan na trzecie piętro?

– Już mówiłem – mruknął. – A teraz niech pani sobie idzie.

– Ale jak to? Naprawdę mnie pan wyrzuca?

– Jeszcze nie jestem pewny, ale jak pani sama stąd nie pójdzie, to wtedy nie będę miał wyjścia. Wyrzucę panią i to dosłownie.

– W takim razie już idę – westchnęła. – Jakby pan mnie potrzebował, to proszę wołać przez kominek...

– Do jutra jakoś przeżyję nawet bez pani pomocy – sarknął i wskazał jej drzwi. – Do widzenia, panno Flamel.

*

Wracając do domu była tak pochłonięta niewesołymi myślami, że zupełnie nie zwróciła uwagi na Quirrella, który coś do niej mówił.

Dotarła do mieszkania i wsłuchała się w panującą w nim ciszę. Westchnęła ciężko. Chyba pierwszy raz w życiu ta cisza wydała się jej kojąca. Chociaż po pewnym czasie doszła do wniosku, że jednak nie. Że może gdyby miała z kim porozmawiać, to szybciej uporała by się z natłokiem myśli i niepewnością co do własnej przyszłości.

Bo wciąż nie wiedziała, czy Snape pozwoli jej zostać na stażu. Co prawda nie zaprzeczył, gdy o to spytała, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Doceniła to, że nie podjął tej decyzji w stanie zdenerwowania, ale nie mogła mieć pewności, że gdy już się uspokoi, to będzie chciał kontynuować nauczanie jej.

To właśnie ta niepewność powoli doprowadzała ją do szaleństwa.
Nie pomogła jej gorąca kąpiel, ani szklanka ciepłego mleka, ani nawet zioła uspokajające. Nie mogła zasnąć. Przewracała się z boku na bok, ale cały czas myślała o tym, co się wydarzyło. Dopiero około trzeciej w nocy wstała i wypiła eliksir nasenny. Nastawiła budzik i padła na łóżko bez zmysłów.

Sen, choć mocny, nie zadziałał na nią odświeżająco. Przez całą noc śnił jej się ogromny, trójgłowy pies, którego pyski ociekały śliną i który raz po raz zatapiał kły w ciele profesora Snape’a. Kiedy podbiegła, by uratować swojego Mistrza Eliksirów, usłyszała przerażające warczenie tuż nad swoim uchem.

Spanikowana otworzyła oczy.

Po krótkiej chwili potrzebnej na rozbudzenie się, zrozumiała, że to warczy jej budzik. W nocy musiała strącić go z szafki i wcisnąć pod poduszkę, która stłumiła jego dźwięk, sprawiając, że teraz wydobywało się z niego głuche brzęczenie przypominające warczenie psa. Szybko wydostała urządzenie spod poduszki i wyłączyła je. Roztrzęsiona po koszmarach, które jej się śniły, wzięła zimny prysznic i gdy tylko mogła, jak najszybciej udała się do Hogwartu.

Severus Snape I Mistrzyni ElksirówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz