64.

422 35 2
                                    

I znowu w szkole zapanował względny spokój. Jednak tym razem nikt nie tracił czujności i nie zapominał o tym, że tajemnicze niebezpieczeństwo może czaić się za każdym rogiem. Nauczyciele poważnie potraktowali zalecenia dyrektora i nie zostawiali uczniów bez opieki. Wszyscy, z wyjątkiem Lockharta, który lubił się przechwalać, że już wie, gdzie znajduje się Komnata Tajemnic i jest tylko kwestią czasu, aż dobierze się potworowi do skóry. Jednak co raz mniej osób wierzyło w jego zapewnienia.

*

Cassandra cieszyła się, że w tym semestrze większość czasu spędzała w cieplarniach, gdzie zgodnie z planem stażu, hodowała rozmaite rośliny, a nie w zamku. Wystarczyło jej, że w trakcie posiłków udzielał jej się ponury nastrój jego mieszkańców.

– Dlaczego pani nie je? – spytał Snape, podczas obiadu, na który dotarł spóźniony.

– Nie mam apetytu – mruknęła.
– To zrozumiałe – stwierdził, ale wbrew swoim słowom, nałożył sobie sporą porcję pieczonych ziemniaków.

Stażystka spojrzała na niego podejrzliwie. Czyżby Snape w przeciwieństwie do niej zajadał stres? Jeśli tak, to musiał mieć doskonałą przemianę materii.

– Nie wie pan, czy profesor Sprout nie potrzebuje pomocy przy mandragorach? – spytała. – Skończyłam już to, co pan mi zlecił i pomyślałam...

– Dobry pomysł – podchwycił Snape, co od razu wydało się jej podejrzane. – Najlepiej pani zrobi, jak podejdzie do niej i spyta.

– A co pan będzie robił?

– Jadł. W spokoju i samotności.

Zrozumiała aluzję i wypełniła jego polecenie, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę, że profesor migał się od odpowiedzi. Coś knuł, a ona nie wiedziała, co.

Severus naprawdę chciał zjeść szybko obiad, a później wrócić do swoich zajęć, bez wiszącej nad nim wścibskiej stażystki. Jej praca w cieplarniach była mu bardzo na rękę, bo zwyczajnie brakowało mu już czasu na lekcje w pracowni czy wycieczki w teren.

Od kilku dni próbował otworzyć Komnatę Tajemnic i nie potrzebował świadka swoich nieustających porażek.
Kilka razy w życiu słyszał mowę wężów, ale to nie wystarczało, by się jej nauczył. I właśnie dlatego był coraz silniej przekonany, że to ona stanowi klucz do otworzenia tajnego przejścia do leża bazyliszka. Wiedział, że jeśli nie znajdzie innego sposobu, to w końcu będzie musiał wykorzystać w tym celu umiejętności Harry’ego, a tego chciał uniknąć, o ile tylko istniała inna możliwość.

Właśnie dlatego po porannych lekcjach i skontrolowaniu postępów Cassandry, wracał na swój posterunek w łazience Jęczącej Marty i raz po raz próbował rzucać zaklęcia na umywalkę z wyrytym symbolem węża.

Nauczyciele nie pytali, czemu dobrowolnie wziął na siebie obowiązek pilnowania łazienki i prowadzącego do niej korytarza. Zakładali, że to dyrektor (chwilowo zawieszony i nieobecny) kazał mu to robić. Uczniowie również nie dociekali przyczyn zachowania profesora – po prostu na wszelki wypadek schodzili mu z drogi i unikali zakazanego korytarza. A jemu ten stan rzeczy bardzo pasował.

Tylko Cassandra podejrzewała, że coś się za tym kryje, ale nie umiała wyciągnąć prawdy z małomównego profesora.

*

Pogoda stopniowo zaczęła się poprawiać, zamiast deszczu ze śniegiem i przenikliwego wiatru, coraz częściej pojawiało się słońce i wkrótce wszyscy odkryli, że do Hogwartu zawitała wiosna, a wraz z nią przykra świadomość, że do egzaminów końcowych zostało już niewiele czasu.

Hermiona, która z przerażeniem odkryła, że już jest za późno na powtórzenie całego materiału, przez dwa dni opracowywała harmonogram nauki zarówno dla siebie jak i dla chłopców, a oni starali się jej w tym nie przeszkadzać. Z doświadczenia wiedzieli, że w takich chwilach nikt i nic się dla niej nie liczy.

– Lepiej niech się wyżywa na papierze, a nie na nas – stwierdził któregoś razu Harry, patrząc jak przyjaciółka skrobie zawzięcie piórem po kolejnym arkuszu pergaminu.

– Taaa – westchnął ciężko Ron. – Ale naprawdę egzaminy nie są teraz najważniejsze.

– Wiem – zgodził się z nim Potter. – Ale jej o tym nie przekonasz, szkoda na to czasu.

– Lepiej marnować go na coś innego? – spytał wyzywająco Weasley. – Wiemy już tak dużo, a kompletnie nic z tym nie zrobiliśmy.

– Sam mówiłeś, że to nas przerasta.
– Niby tak, ale sądziłem, że w końcu coś wymyślimy, a teraz.... – urwał i machnął ręką, zniechęcony.

– Może powinniśmy z kimś o tym porozmawiać. Skoro podejrzewamy, że wejście do Komnaty jest w łazience Jęczącej Marty, to może któryś z nauczycieli mógłby to sprawdzić.

– Możliwe, że masz rację, ale jedyną osobą, która się tam kręci i to nieustannie, jest Snape. A z nim raczej nie chcesz gadać.

– Nie, raczej nie – szepnął Harry.

Nie dodał już nic więcej, bojąc się, że Ron wyczuje, że Harry nie jest z nim szczery.

*

Tom Riddle był cierpliwy. Na chwilę swojego wielkiego tryumfu czekał już tak długo, że kilka dni czy tygodni więcej nie robiło mu różnicy. A przynajmniej tak było jeszcze na początku roku. Jednak teraz jego cierpliwość kończyła się, za to rósł w nim niepokój, a tego uczucia Voldemort bardzo nie lubił.

Od ostatniego ataku Ginny coraz mocniej się buntowała, a niedawno przekonał się, że nadal jest w stanie mu się oprzeć. Może dlatego, że planował zaatakować akurat wtedy, gdy na korytarzu pojawił się jej brat, Percy. Nie sądził co prawda, by dziewczynkę łączyła z bratem szczególnie silna więź, ale to wystarczyło, by wyzwoliła się spod jego wpływu.

Właśnie jej zachowanie wywołało niepokój. Tom pomyślał, że następnym razem musi lepiej wybrać ofiarę. Najlepiej tę, którą miał już od dawna upatrzoną. Wykorzystując kolejny gorszy nastrój Ginny, pozwolił jej się wyżalić, a później zaczął sączyć jad w swoje na pozór pełne współczucia słowa.

*

Ginny nie mogła znaleźć sobie miejsca. Nie chciała siedzieć sama w sypialni, bo tam za bardzo ją korciło, żeby po raz kolejny przeczytać wiadomość, którą w dzienniku zostawił jej Tom. W pokoju wspólnym nie mogła wyjąć pamiętnika, żeby Harry nie zorientował się, że to ona mu go ukradła. Tu jednak była narażona na drwiny Freda i George’a, którym jeszcze nie znudziło się wypominanie jej tej nieszczęsnej walentynki. Niestety, uczniom nie wolno było opuszczać dormitorium, więc w końcu zdecydowała się na tę drugą opcję.

Bliźniacy z początku jej nie zauważyli, gdy przemykała się w najciemniejszy kąt salonu, gdzie stał ostatni pusty fotel. Opadła na niego i podwinęła nogi, żeby zajmować jak najmniej miejsca. Liczyła na chwilę spokoju, by móc wreszcie uporać się z natłokiem myśli, z których część chyba nie należała do niej. A może? Nie wiedziała. Coś się z nią działo, coś złego, a ona nie miała nikogo, komu mogłaby o tym powiedzieć.

– O, Ginny! Co tam dzisiaj kombinujesz? – zagadnął siostrę Fred, który w końcu ją przyuważył. – Znowu będziesz pisać w swoim pamiętniczku?

– Kolejne miłosne wyznania? – podchwycił George.

– Może przerzuć się na prozę, bo z poezją zdecydowanie ci nie wyszło.

Zachichotali obaj, ale siostra nie podzielała ich wesołości. Jakaś cząstka jej umysłu wiedziała, że robią to po to, by mogła się zdystansować i zacząć śmiać sama z siebie, ale w jej obecnym stanie psychicznym osiągnęli efekt odwrotny od zamierzonego. Chcąc ukryć zdradzieckie łzy, zerwała się z fotela i nie zważając na to, że jest już po osiemnastej wybiegła z dormitorium.

– Nasza siostra do reszty straciła poczucie humoru – westchnął teatralnie George, ale utkwił pełne troski spojrzenie w wejściu do wieży Gryffindoru licząc na to, że Ginny zaraz wróci.

Fred, równie przejęty co jego brat bliźniak, pokiwał głową ze smutkiem i powiedział:

– Jej pierwszy rok w Hogwarcie chyba nie jest tak fajny, jak obiecywaliśmy.

*

Bliźniacy niepokoili się o siostrę, ale dość długo nikomu nie mówili o tym, że opuściła dormitorium pomimo zakazu. Jednak gdy minęły dwie godziny, a Ginny nie wróciła, postanowili wtajemniczyć Rona i Harry’ego, licząc na to, że pomogą im ukryć to przed Percym.

– Jak niby mamy to zrobić? – spytał przejęty Ron.

– Nie wiem, coś wymyślicie – próbował uspokoić go George. – Postarajcie się odwrócić jego uwagę.

– Spróbujemy – zapewnił go Harry i pociągnął Rona w stronę siedzącej nieopodal Hermiony.

– Co się stało? – zapytała dziewczyna, widząc ich miny.

– Ginny zniknęła dwie godziny temu – odpowiedział jej Harry, bo do Rona dopiero teraz zaczęła docierać powaga sytuacji. – Chyba... Musimy jej poszukać.

– Nie, Harry, nie możemy teraz wyjść – Granger zaprotestowała gwałtownie. – Narazilibyśmy nie tylko siebie, ale także i ją.

– Nie możemy też siedzieć z założonymi rękami!

– Może jednak powiemy Percy’emu? – wyszeptał trupioblady Ron.

– To też nie jest dobry pomysł – Hermiona powstrzymała go, bo już wstawał, by podejść do brata. – Powinniśmy powiadomić profesor McGonagall.

– Masz rację – szybko zgodził się z nią Harry. – Tylko nikomu ani słowa.

Nie chciał biec, by nie zwracać na siebie uwagi, więc poszedł do sypialni tak szybko, jak to było możliwe bez wzbudzania zainteresowania innych uczniów. Ręce mu się trzęsły, gdy pakował do torby fajerwerki i pelerynę–niewidkę. Serce tłukło się w piersi jak oszalałe, zagłuszając głos rozsądku, który podszeptywał mu, że to co naprawdę zamierza zrobić to skrajna głupota.

Wrócił do salonu i szeptem powiedział Ronowi i Hermionie, co zaplanował. A później odpalił petardę, rzucając ją tak, by wylądowała blisko Percy’ego. Kiedy fajerwerk wypalił, zrobiło się takie zamieszanie, że trójka przyjaciół mogła się wymknąć niepostrzeżenie. Na korytarzu Harry podał Hermionie pelerynę.

– Znajdźcie McGonagall.

– A ty? – spytała.

– Ja idę poszukać pomocy – odparł i odbiegł w głąb korytarza.

*

Severus rzadko się poddawał. Nie lubił też przyznawać się do porażki, nawet przed sobą samym. Jednak tym razem czuł się całkowicie bezsilny. Nie znalazł sposobu na dostanie się do Komnaty Tajemnic, chociaż prócz wysadzenia zamku w powietrze, próbował już chyba wszystkiego.

Dlatego coraz więcej czasu spędzał w bibliotece lub w swoim pokoju, gdzie przeszukiwał księgi licząc na to, że wpadnie wreszcie na rozwiązanie tego problemu.

– Panie profesorze, wszystko w porządku? – usłyszał zaniepokojony głos Cassandry, która tego dnia towarzyszyła mu w bibliotece.

– Tak, czemu pani pyta?

– Bo mówię do pana, a pan nie odpowiada – wyjaśniła.

– Widocznie nie mówiła pani nic ciekawego – mruknął i odłożył księgę. – O co chodzi?

– Czego tak właściwie szukamy? Mówił pan o zaklęciach zapisanych w obcych językach, ale nadal nie wiem, na co zwracać uwagę.

– Na wszystko, co wyda się pani dziwne, podejrzane czy niezrozumiałe.

Już miała na końcu języka uwagę, że to wciąż trochę za mało informacji, by wiedzieć, czego szukać, ale powstrzymała się od jej wygłoszenia. I całe szczęście, bo zaledwie kilka sekund później do biblioteki wpadł zdyszany Harry Potter.

Snape spojrzał na syna, jednak nie zdążył nic powiedzieć, bo chłopak, gdy tylko go zobaczył, wydyszał:

– Panie profesorze, Ginny Weasley... Nie wróciła do dormitorium i... boję się, że...

Nie musiał kończyć. Severus zrozumiał, co się stało, chyba nawet lepiej od Harry’ego. Cały plan uchronienia innych od zmierzenia się z bazyliszkiem, właśnie wziął w łeb.

– Za mną! – rzucił władczo, a Harry i Cassandra posłusznie poszli za nim.

Kiedy zamiast na pierwsze piętro skierowali się do lochów, Potter próbował protestować:

– Nie powinniśmy iść prosto do Komnaty Tajemnic?

– Za chwilę. Musimy jeszcze zabrać... coś z mojego gabinetu.

Harry nie miał pojęcia, czego Snape może potrzebować w takiej chwili, ale nie odważył się o to spytać. Zerknął na pannę Flamel, jednak wyglądało na to, że ona także nie wie, co by to mogło być.

– Zaczekajcie tu chwilę i włóżcie okulary. Bazyliszek nie powinien nas co prawda niepokoić, ale lepiej być przygotowanym na wszystko – rzucił krótko Severus i zniknął za drzwiami gabinetu.

– Co może być tak ważne, żeby marnować na to teraz czas? – warknął zirytowany Harry.

– Pojęcia nie mam – odparła Cassandra. – Ale jestem pewna, że profesor Snape wie, co robi.

– Ach tak? Nie wydawał się zaskoczony tym, że Ginny zaginęła... To znaczy, że wiedział...

– Nie wiedziałem, ale spodziewałem się czegoś podobnego i starałem się na to przygotować – odpowiedział mu profesor, który wrócił na korytarz z wielkim workiem zarzuconym na ramię.

Nikt nie spytał, co znajdowało się w środku, nawet wtedy, gdy to coś zaczęło się poruszać.

*

Ron i Hermiona nie zastali profesor McGonagall ani w jej gabinecie ani w pokoju nauczycielskim. Zastanawiając się, gdzie jeszcze mogliby jej szukać, natknęli się na Lockharta.

– Panie profesorze! – zawołała go Hermiona, nim chłopak zdążył ją powstrzymać. – Zaginęła uczennica! Podejrzewamy, że ma to związek z Komnatą Tajemnic!

Nauczyciel spojrzał na nią z niechęcią.

– To na pewno nic takiego. Ta cała Komnata i rzekomy potwór Slytherina to nie moje zmartwienie...

Urwał, widząc wykrzywioną wściekłością twarz Weasleya, który w dodatku mierzył różdżką prosto w jego serce.

– Twoje czy nie, pójdziesz z nami i uratujesz moją siostrę!

Hermiona nie próbowała go powstrzymywać. Jej uwielbienie dla Lockharta znacznie osłabło w ostatnich miesiącach, ale miała nadzieję, że przynajmniej w tej sytuacji mężczyzna zachowa się jak trzeba i chociaż spróbuje im pomóc. Nie miała pojęcia, gdzie jest Harry ani czy odnalazł Snape’a i nakłonił go do pomocy, a Ginny nie miała zbyt wiele czasu. Dlatego poparła przyjaciela i również wycelowała różdżkę w profesora Obrony.

– Idziemy do łazienki, przy której znaleziono panią Norris – zarządziła.

Gilderoy nie spodziewał się kłopotów. Jeszcze chwilę temu zakładał, że rozbrojenie Weasleya nie będzie stanowić problemu, jednak z panną Granger i jej znajomością zaklęć wolałby się nie mierzyć. Zrezygnowany poszedł we wskazanym kierunku, licząc, że jakoś zdoła się wykręcić z tej, pożal się Merlinie, akcji ratunkowej.

Z łazienki Jęczącej Marty dobiegały ciche głosy, na szczęście ludzkie, więc Ron śmiało otworzył drzwi. I zamarł w nich nie wierząc własnym oczom! Obok niego przystanął rozpromieniony Lockhart. Tylko Hermiona zachowała zimną krew, wepchnęła ich obu do środka i zamknęła drzwi.

– Przepraszam cię, Harry, ale nie znaleźliśmy nikogo innego – powiedziała tonem usprawiedliwienia.

Snape obrzucił przybyszów ponurym wzrokiem i zaklął pod nosem. Jeszcze ich tu brakowało! Weasleya i Granger mógł się spodziewać, w końcu nie puściłby Harry’ego samego na spotkanie z bazyliszkiem, ale obecność Lockharta od razu podniosła mu ciśnienie.

– Gilderoy, nie sądziłem, że zaszczycisz nas swoim towarzystwem – warknął.

– Och, Severusie, ja... zawsze chętnie pomogę... – jąkał się Lockhart, rozdarty pomiędzy pragnieniem natychmiastowej ucieczki a chęcią przeżycia przygody u boku Snape’a.

– Nie musiałeś się fatygować. Poradzimy sobie bez ciebie – zapewnił go sucho Severus.

Uważnie przyjrzał się wszystkim zgromadzonym w łazience osobom. Wiedział, że każda próba pozbycia się ich była z góry skazana na porażkę i wiązała się ze stratą czasu, którego i tak nie mieli zbyt wiele. I tylko dlatego postanowił chwilowo pogodzić się z nadprogramowym towarzystwem.

– No dalej, Potter, otwórz wejście do Komnaty Tajemnic. Jestem pewien, że już wiesz, jak to zrobić.

Harry przełknął ślinę i, unikając patrzenia na Snape’a, rozejrzał się wokół siebie. To przeklęte wejście musiało gdzieś tutaj być! I, według tego, co zdążył mu wcześniej powiedzieć profesor, tylko on mógł je otworzyć. Niestety, nim zdążył mu wyjaśnić, w jaki sposób tego dokonać, do łazienki wpadli Ron z Hermioną i Lockhartem, więc teraz Harry był zdany tylko na własną inteligencję, jeśli nie chciał się skompromitować. A bardzo tego nie chciał.

Nagle zauważył wizerunek węża na jednym z kranów i zrozumiał, czego oczekiwał od niego Snape.

Do tej pory udawało mu się mówić językiem wężów tylko wtedy, gdy miał do czynienia z prawdziwym wężem. Wpatrywał się w maleńki rysunek, starając się wyobrazić sobie, że to żywe zwierzę.

– Otwórz się – powiedział.

Po angielsku – pomyślał ze złością.
Znowu popatrzył na kran, całą siłą woli zmuszając się do uwierzenia, że znajduje się na nim żywy gad. Kiedy poruszył głową, blask świecy wywołał wrażenie, jakby wąż drgnął.

– Otwórz się – powtórzył.

Tym razem nie usłyszał własnych słów, ale dziwny syk, a kran natychmiast rozjarzył się białym blaskiem i zaczął się obracać. W następnej sekundzie poruszyła się cała umywalka. I nagle znikła, ukazując wylot olbrzymiej rury, tak szerokiej, że mógłby się do niej wśliznąć człowiek.

– To jest ten moment, w którym możecie się jeszcze wycofać – powiedział Snape robiąc przy tym minę, która powinna była ich do tego zachęcić. Niestety, prócz Lockharta nikt nie zdradził najmniejszej chęci ucieczki. – Skoro się upieracie, to musicie być mi absolutnie posłuszni. W przeciwnym razie nie zawaham się was spetryfikować i rzucić bazyliszkowi na pożarcie.

Nie wątpili, że mówił poważnie, ale to i tak ich nie powstrzymało przed wyruszeniem na ratunek Ginny.

Severus Snape I Mistrzyni ElksirówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz