23.

721 52 8
                                    

Im bliżej meczu, tym Harry robił się coraz bardziej nerwowy. Reszta drużyny też nie była spokojna. Wszyscy marzyli o zdobyciu pucharu, ale czy to w ogóle możliwe z tak stronniczym sędzią?

Może Harry sobie to wmawiał, ale wydawało mu się, że wciąż wpada na Snape’a. Czasami zastanawiał się, czy Snape przypadkiem go nie śledzi, żeby go na czymś przyłapać. Lekcje eliksirów były cotygodniową torturą, bo Snape naprawdę uwziął się na niego. Czy to możliwe, by dowiedział się, że odkryli prawdę o Kamieniu Filozoficznym? Ale jak? Czasami miał jednak dziwne wrażenie, że Snape po prostu czyta w ich myślach.

*

W nowym semestrze Severus postanowił przekonać się, na ile deklaracja Harry’ego, że lubi Eliksiry, ma pokrycie w rzeczywistości. Dlatego stał się wobec niego bardziej wymagający i nieustannie kontrolował jego postępy w nauce. Zaczęło to zakrawać na obsesję, ale widział, że wbrew temu, co sądził jego syn, przynosiło efekty.

Szybko też zorientował się, że Harry i jego przyjaciele przestali odwiedzać bibliotekę w każdej wolnej chwili, więc domyślił się, że już znaleźli informacje, których poszukiwali. Bardzo go ciekawiło, jakie z nich wyciągnęli wnioski. Chociaż po ich nieufnych spojrzeniach mógł wnioskować, że były one błędne. I że ich podejrzenia co do jego osoby, tylko się ugruntowały.

*

Następnego popołudnia, kiedy Ron i Hermiona życzyli mu szczęścia, Harry wiedział, że zastanawiają się, czy go jeszcze zobaczą żywego. Nie dodało mu to otuchy. Wszedł za innymi do szatni, ale prawie do niego nie dochodziły słowa Wooda, kiedy włożył szatę do quidditcha i chwycił swojego Nimbusa Dwa Tysiące.

Tuż przed wyjściem na boisko, Wood wziął Harry’ego na stronę.

– Nie chcę na ciebie wywierać żadnego nacisku, Potter, ale w tym meczu bardzo by nam pomogło, gdyby ci się udało dość wcześnie upolować znicza. Wiesz, chodzi o to, żeby zakończyć grę, zanim Snape całkowicie nas pogrąży.

– Jest cała szkoła! – krzyknął Fred Weasley, wyglądając przez drzwi. – Nawet... a niech to... słuchajcie, nawet Dumbledore przyszedł!

Harry’emu drgnęło serce.

– Dumbledore? – powtórzył i podbiegł do drzwi, żeby się upewnić.

Fred miał rację. Trudno było się pomylić, widząc tę srebrzystą brodę. Harry poczuł, jak rozpiera go radość. A więc jest bezpieczny. Przecież Snape nie ośmieli się zrobić mu krzywdy na oczach dyrektora.

Może właśnie dlatego Snape miał tak wściekłą minę, kiedy obie drużyny wymaszerowały na boisko.

*

Gdyby Dumbledore od razu powiedział mu, że wybiera się na mecz, to nie robiłby z siebie idioty! Latanie na miotle było co prawda przyjemnością, ale niekoniecznie chciał to robić czując na sobie dziesiątki nieżyczliwych spojrzeń. Postanowił rozmówić się z Albusem po meczu.

Rozejrzał się czujnie dookoła i szybko zrozumiał, że przynajmniej Harry będzie bezpieczny. Siedzący za Dumbledore’em Quirrell nie potrafił ukryć rozczarowania. Najwyraźniej staruszek pokrzyżował mu plany.

*

– Brawo, Harry! – wrzasnęła Hermiona, wskakując na ławkę, żeby lepiej widzieć, jak Harry pędzi wprost na Snape’a; nawet nie zauważyła, że Malfoy i Ron potoczyli się pod jej siedzenie, a tuż za nią Neville, rycząc dziko, walczy dzielnie z Crabbe'em i Goyle'em.

Wysoko w powietrzu Snape obrócił swoją miotłę i zobaczył, jak coś szkarłatnego przemknęło o kilka cali od niego. W następnej sekundzie Harry wyhamował tuż nad ziemią i uniósł rękę, w której błysnął znicz.

Widownia eksplodowała wrzaskiem. To był chyba absolutny rekord. Chyba w żadnym meczu nie schwytano znicza tak szybko.

Harry zeskoczył z miotły o stopę nad ziemią. Sam nie mógł w to uwierzyć. Dokonał tego – gra się skończyła, choć minęło zaledwie pięć minut. Uradowani Gryfoni już wbiegali na boisko.

Niedaleko od niego wylądował Snape, blady i z zaciśniętymi wargami. Nagle Harry poczuł na ramieniu czyjąś rękę, odwrócił się i zobaczył uśmiechniętą twarz Dumbledore’a.

– Dobra robota – powiedział cicho dyrektor, tak że tylko Harry mógł to dosłyszeć. – Cieszę się, że nie szukałeś tego zwierciadła... że zająłeś się czymś innym... Wspaniale...

*

Cassandra Flamel podczas tego wyjątkowo krótkiego meczu, nie mogła oderwać spojrzenia od swojego profesora. Kiedy powiedział jej, że będzie miała wolną sobotę, bo on zamierza sędziować, pomyślała, że żartował. Później doszła do wniosku, że mówił serio, a ona za nic nie może tego przegapić.

Teraz była w szoku. Snape na miotle był zupełnie innym człowiekiem niż ten, którego widywała na co dzień. Co prawda nadal był skupiony i czujny, ale lekkość z jakąś prowadził miotłę, gracja w jego ruchach i coś nieuchwytnego, czego nie umiała nazwać, dawały jej pewność, że mężczyzna był w swoim żywiole.

I jeszcze jedna rzecz nie dawała jej spokoju – spojrzenie, którym obdarzył Pottera, gdy chłopak pędził prosto na niego. Nie była to nie wiadomo jaka eksplozja uczuć, ale dziewczyna mogła się założyć, że w oczach Snape’a dostrzegła podziw i dumę.

Odsunęła lornetkę od oczu i zamyśliła się. Czyżby profesor, wbrew pozorom, polubił tego chłopca? Tylko dlaczego wobec tego był dla niego taki ostry? No może ostatnio jakby trochę mniej. Ale ciężko było powiedzieć, żeby sprawiał wrażenie, jakby darzył Harry’ego sympatią. Czyżby w takim razie udawał? Tylko po co? Jednego była pewna – w żadnym wypadku nie powinna o to pytać wprost.

Mecz się skończył, a ona zamyślona wciąż siedziała na trybunach. Jakiś ruch nagle przykuł jej uwagę. Przyłożyła lornetkę do oczu i podążyła wzrokiem za lecącym w stronę Zakazanego Lasu Harrym. Zdążyła jeszcze dostrzec dwie męskie sylwetki, stojące na polanie. Od razu pożałowała, że nie może usłyszeć, o czym rozmawiają.

*

– Quirrell, powinniśmy porozmawiać, nie sądzisz? – rzucił Snape tuż po meczu i spojrzeniem wskazał mu pannę Flamel, siedzącą na trybunach. Był to co prawda tylko pretekst, ale liczył na to, że choć na chwilę uśpi czujność Kwiryniusza. – Za godzinę w Zakazanym Lesie, może być?

Odszedł, nim jąkała zdołał wykrztusić jakąś odpowiedź. Czuł potrzebę działania. Zrobienia czegoś, czegokolwiek, żeby wydobyć z nauczyciela Obrony informacje o tym, w jaki sposób komunikuje się ze swoim Panem.

Z jego Panem? – zaśmiał się gorzko w duchu. – Żałosne.

*

Jakiś czas później Harry opuścił samotnie szatnię, żeby zanieść swojego Nimbusa Dwa Tysiące do szopy na miotły. Jeszcze nigdy w życiu nie czuł się tak szczęśliwy. Dokonał czegoś, z czego mógł być naprawdę dumny – już nikt mu nie powie, że ma tylko sławne nazwisko.

Doszedł do szopy. Oparł się o drewniane drzwi i spojrzał na Hogwart, którego okna poczerwieniały w blasku zachodzącego słońca. Gryfoni na czele tabeli. On tego dokonał, on pokazał Snape'owi...

A jeśli już mowa o Snape’ie...

Po stopniach wiodących od bramy zamku zbiegła zakapturzona postać. Rozglądając się czujnie, jakby w obawie, że ją ktoś zobaczy, pomaszerowała szybko ku Zakazanemu Lasowi. Harry zapomniał o swoim zwycięstwie. Natychmiast poznał ten skradający się krok. Snape wymykający się ukradkiem do Zakazanego Lasu, kiedy wszyscy są na kolacji?... O co tu chodzi?

Harry wskoczył na Nimbusa Dwa Tysiące i wzbił się w powietrze. Zataczając krąg ponad zamkiem, zobaczył, jak Snape wbiega do lasu. Poszybował za nim.
Drzewa rosły tu tak gęsto, że stracił Snape’a z oczu. Krążył nad lasem coraz niżej, dotykając stopami górnych gałęzi drzew. Nagle usłyszał głosy. Dał nurka w gęstwinę i wylądował bezszelestnie tuż obok potężnego buka.

Uniósł się ostrożnie ku jednej z gałęzi, mocno ściskając kij, stanął prawie na samym jej końcu i spojrzał w dół poprzez liście.

Na cienistej polanie stał Snape, ale nie był już sam. Był tam również Quirrell. Harry nie widział wyrazu jego twarzy, ale nawet stąd mógł dostrzec, że Quirrell trzęsie się jeszcze bardziej niż zwykle. Harry wytężył słuch, żeby się dowiedzieć, o czym rozmawiają.

– ... n–n–nie wiem d–dlaczego chciałeś się ze mną s–s–spotkać w t–t–takim miejscu, Severusie...
– Och, nie chciałem mieć świadków – odpowiedział Snape lodowatym tonem. – Chyba się ze mną zgodzisz, że uczniowie nie powinni się dowiedzieć o Kamieniu Filozoficznym.

Harry wychylił się do przodu. Quirrell coś mamrotał. Snape mu przerwał.

– Wymyśliłeś już coś, jak ominąć tego psa Hagrida?
– A–a–ale Severusie, ja...
– Quirrell, chyba nie chcesz mieć we mnie wroga, co? – warknął Snape, robiąc krok w jego kierunku.
– J–j–ja nie wiem, co ty...

Sowa zahuczała w pobliżu i Harry o mało co nie zleciał z drzewa. Zdążył odzyskać równowagę, żeby usłyszeć, jak Snape mówi:

– ...jakieś twoje hokus–pokus. Czekam.

– A–a–ale ja n–n–nie...

– Świetnie – przerwał mu Snape. – Wkrótce znowu utniemy sobie pogawędkę, kiedy przemyślisz to wszystko i zdecydujesz, po której jesteś stronie.

Zarzucił kaptur na głowę i opuścił polanę. Zrobiło się już prawie ciemno, ale Harry wciąż widział Quirrella, stojącego nieruchomo jak posąg.

*

Cassandra zbiegła po schodach i dogoniła Snape’a tuż przed wejściem do szkoły.

– O czym rozmawiał pan z Quirrellem? – spytała bez zbędnych wstępów.
– To nie pani sprawa, panno Flamel – odparł krótko Snape i zdjął kaptur z głowy.
– Wszystko, co dotyczy Kamienia, to moja sprawa – stwierdziła z naciskiem.
– Może trochę ciszej? Jeszcze ktoś panią usłyszy! – syknął na nią.
– Przyganiał kocioł garnkowi – prychnęła rozzłoszczona.
– Co ma pani na myśli? – zainteresował się gwałtownie Snape.
– To pan nie zachował ostrożności – stwierdziła z tryumfem. – Harry poleciał za panem do Zakazanego Lasu i obawiam się, że wszystko słyszał.

Snape bez słowa chwycił ją za łokieć i pociągnął w stronę zejścia do lochów. Wcześniej nie chciał jej niczego tłumaczyć, ale teraz już nie miał wyjścia.

Severus Snape I Mistrzyni ElksirówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz