72.

313 40 3
                                    

Nie możemy się tu ukrywać do rana — pomyślała z żalem Cassandra.

— Możemy wracać — powiedziała na głos, ale nie ruszyła się z miejsca.

— Powie mi pani, przed kim chciała się ukryć?

— Sama nie wiem — wzruszyła ramionami. — Trochę mnie pan nastraszył tym opisem balu. Że to niby najważniejsza lekcja i tak dalej. Nie mam ochoty na takie gierki.

— Ja też tego nie lubię i między innymi z tego powodu nie bywam częstym gościem na tego typu imprezach — przyznał, nie dodał jednak, że nawet jak już pojawiał się na jakimś zjeździe, to pił z Rasputinem do upadłego, nie zaszczycając swoją obecnością części plotkarsko—towarzyskiej. — Idziemy?

— Tak.

Severus zrobił krok w głąb lądu i iluzja się rozwiała, a przed nimi objawił się w pełnej krasie gmach uniwersytetu. Mężczyzna wyciągnął rękę, a Cassandra niewiele myśląc ujęła ją i pozwoliła się poprowadzić ścieżką biegnącą ku tarasowi. Jednak im bliżej celu się znajdowali, tym bardziej się denerwowała. Nie wiedziała, jak wybrnąć z sytuacji. Nie miała nic przeciwko spacerom ze Snape’em, dotyk jego dłoni dodawał jej otuchy, ale... Nie chciała stać się obiektem plotek. I przede wszystkim nie chciała wejść w rolę swojej matki — nie zamierzała być tylko osobą towarzyszącą znanemu Mistrzowi Eliksirów.

Snape, który opinie na swój temat miał zazwyczaj w głębokim poważaniu, puścił dłoń dziewczyny, gdy dotarli do lepiej oświetlonej części ogrodu. Spojrzała na niego z mieszaniną żalu i wdzięczności, a on uśmiechnął się krzywo.

— Niech mi pani zaufa, że lepiej dla wszystkich będzie, jeśli wrócimy na taras osobno — powiedział cicho, dając jej gestem znać, by poszła przodem.

Posłuchała, a jemu uśmiech spłynął z ust.

— To nie ma sensu — mruknął do otaczającej go ciemności.

— Wprost przeciwnie, przyjacielu — odparła ciemność głosem Rasputina.

— Bawi cię to?

Aleksander zdjął z siebie kamuflaż i spojrzał poważnie na stojącego na skraju oświetlonego trawnika Snape’a.

— Sev, nie zamierzam bawić się w swatkę. Chciałem ci tylko uświadomić, że z tą dziewczyną mogłoby ci się udać.

— Jasne — prychnął Severus. — Nawet jeśli, to na pewno nie dzisiaj.

*

Kiedy Snape z Aleksandrem nieśpiesznie wracali na taras, Cassandra przeżywała prawdziwe katusze, bo gdy tylko tam dotarła, wpadła wprost na swoich rodziców.

— Cassie, kochanie, wszędzie cię szukaliśmy — zawołała Miranda i uważnym spojrzeniem zlustrowała córkę od stóp do głów.

— Byłam na krótkim spacerze — oznajmiła dziewczyna. — Tu jest tak pięknie, że aż szkoda siedzieć w środku.

— Ale w ten sposób nie nawiążesz znajomości, które mogą okazać się pomocne... — zaczął Nathaniel, ale żona przerwała mu lekceważącym machnięciem ręki.

— Nie sądzę, aby to był dobry moment — zauważyła. — W końcu będą jeszcze inne okazje, by podjąć decyzje dotyczące dalszej drogi zawodowej. Prawda, Cassie?

— Tak, mamo — mruknęła z niechęcią dziewczyna. — Poza tym, że ja już zdecydowałam i myślę, że żadne znajomości nie będą mi potrzebne.

— Tak ci się wydaje, bo jesteś młoda i niedoświadczona — Nathaniel ponownie spróbował przebić się ze swoim zdaniem.

— Tato, proszę cię, nie dzisiaj — jęknęła Cassandra.

— No dobrze, ale włócząc się samotnie narażasz się na kłopoty.

— Nie byłam sama — zaprzeczyła odruchowo i od razu tego pożałowała.

Miranda, wtajemniczona w rozterki sercowe córki, nie musiała o nic pytać, ale Nathaniel natychmiast się zagotował.

— Nie mówisz tego poważnie, prawda? Znowu wdałaś się w jakieś takie? Mało ci jeszcze wrażeń po ostatnim razie?

Ojciec nie krzyczał. Przeciwnie mówił bardzo cichym, pełnym bólu głosem. Cassandra dobrze wiedziała, że przemawia przez niego nie złość, a troska, ale gdy za jego ramieniem dostrzegła nagle Snape’a z Rasputinem, którzy wyraźnie podsłuchiwali nawet się z tym specjalnie nie kryjąc, zalała ją fala wściekłości.

— To moja sprawa, gdzie i z kim chodzę — wysyczała. — I naprawdę nie jestem tak głupia, żeby ponownie popełnić ten sam błąd! Ale, na Merlina, jestem dorosła i mam prawo robić ze swoim życiem co mi się tylko podoba!

Ona także nie podniosła głosu, bo nie chciała wzbudzić powszechnego zainteresowania, ale sytuacja na tarasie powoli zaczynała ją przerastać. Z jednej strony rodzice, którzy teraz sprzeczali się szeptem. Z drugiej zbliżający się z kolejną porcją dobrych, acz niechcianych, rad bracia z przyczajonymi za plecami żonami, których Cassandra z całego serca nie znosiła. Z trzeciej zaś Snape, wpatrujący się w nią z ciekawością i podejrzliwością. Miała ochotę zapaść się pod ziemię.
Widząc nadciągających sojuszników, rozsierdzony Nathaniel załapał córkę za ramiona i potrząsnął nią lekko.

— Na zbyt wiele sobie pozwalasz. Nie protestowałem, gdy uparłaś się skończyć studia i zrobić staż u tego całego Snape’a, ale powinnaś wreszcie zacząć myśleć poważnie o przyszłości!

Severus, któremu agresywny gest Flamela przypomniał pewną podobną scenę sprzed lat, poczuł, że musi interweniować. I chociaż nigdy nie uważał się za rycerza, którego obowiązkiem jest ratować damę w opresji, tym razem nie zważając na nic podszedł do mężczyzny i naciskając z całej siły na jego obojczyk zmusił go, by rozluźnił uchwyt. Cassandra natychmiast odskoczyła, chociaż poczuła się jeszcze gorzej niż przed chwilą.

— Myślę, że najlepiej będzie, gdy chwilę ochłoniesz, zanim zrobisz coś głupiego — Severus stanął pomiędzy dziewczyną a jej ojcem, swoje słowa kierując do niego. — Chyba że chcesz stać się główną atrakcją tegorocznego zjazdu, Flamel.

Nathaniel odetchnął głęboko i spojrzał prosto w czarne, zimne oczy Snape’a. Znali się od lat i nigdy się nie dogadywali, ale o ile mógł się z nim mierzyć w kwestiach naukowych, o tyle nigdy w życiu nie chciałby go sprowokować do konfrontacji fizycznej. Nie miałby z nim szans. A nawet gdyby miał, to wdawanie się w bójki nie leżało w jego naturze. Gdy Casper i Cassius, jego synowie, stanęli u jego boków, wcale nie poczuł się pewniej. Mężczyźni z jego rodziny raczej nie szczycili się tężyzną fizyczną. Dlatego ostatecznie tylko skinął Snape’owi głową i cofnął się o krok. I nie zareagował, gdy ten odwrócił się w stronę Cassandry.

— Panno Flamel, pozwoli pani ze mną? — spytał siląc się na spokój.

Dziewczyna zaklęła w myślach. Jeśli z nim nie pójdzie, to będzie musiała zmierzyć się z całą rodziną w pojedynkę. Jeśli jednak to zrobi, to potwierdzi tylko w ten sposób podejrzenia ojca. Konfrontacji z nim i tak nie uniknie, co najwyżej odroczy ją w czasie. Wzrokiem poszukała ratunku u jedynej osoby, która mogła podpowiedzieć jej co zrobić. A matka uśmiechnęła się delikatnie i nieznacznym ruchem głowy wskazała jej Snape’a.

*

— Dziękuję panu za pomoc, ale naprawdę nie trzeba było — wydusiła z siebie, gdy już przepchnęli się przez tłum wypełniający salę balową i stanęli w pustym w tym momencie hallu.

— Chce mi pani wmówić, że miała sytuację pod kontrolą? — spytał.

— Może nie do końca, ale... tata przecież zaraz by się uspokoił. On... martwi się o mnie i czasem go ponosi.

— Dziwnie to okazuje — stwierdził Snape.

— Możliwe — zgodziła się nim.

— No cóż, w takim razie ma pani rację, nie powinienem był się wtrącać.

Już miał odejść, zgarnąć Rasputina i butelkę dobrej whisky, by spędzić resztę wieczoru tak, jak zwykle, gdy jej cichy głos zatrzymał go w miejscu.

— Przepraszam, panie profesorze. Naprawdę jestem wdzięczna za pomoc, tylko...

— Tylko co?

— To niczego nie zmienia.

— Na to już nic nie mogę poradzić. To pani rodzina i to pani musi znaleźć rozwiązanie problemu.

— Tak, wiem — mruknęła.

Objęła się ramionami i zagubiona rozejrzała dookoła, jakby szukając miejsca, w którym mogłaby się schować. Severus, który czuł się za nią odpowiedzialny, bo w końcu to on wpakował ją w tę sytuację zapraszając na kongres, podszedł do niej i nachylił się lekko.

— Jeśli nie zamierza pani załatwić tego od razu, to proponuję wrócić na salę.

Skinęła głową. Wtopienie się w tłum wydawało się jej dobrym pomysłem. Odetchnęła głęboko, poprawiła sukienkę, która trochę się przekrzywiła w trakcie konfrontacji z ojcem i spróbowała się uśmiechnąć, chociaż wcale nie było jej wesoło.

Atmosfera wewnątrz sali balowej zrobiła się więcej niż swobodna. Muzyka grana na żywo zagłuszała wszelkie rozmowy, przyciemnione światło tworzyło nastrój intymności i Cassandra dopiero tam poczuła, jak schodzi z niej napięcie. Snape niekoniecznie podzielał jej uczucia, ale widząc, że dziewczyna się rozluźniła, pogratulował sobie pomysłu. Po czym stwierdził, że gorzej przecież już być nie może, zebrał się na odwagę i spytał:

— Ma pani ochotę zatańczyć?

Spojrzała na niego zaskoczona i z największym trudem pohamowała cisnące się jej na usta pytanie „z panem?”. Na pewno źle by to odebrał, a ona już nigdy nie odważyłaby się spojrzeć mu w oczy. Żadna inna sensowna odpowiedź nie przyszła jej do głowy, więc uśmiechnęła się najładniej jak umiała i potwierdziła skinieniem głowy.

Snape czuł na sobie zaciekawione spojrzenia, ale zawzięcie starał się je ignorować. Gdyby zareagował, przyciągnąłby ich jeszcze więcej. A nie zależało mu na tym, by znajdować się w centrum zainteresowania. Mimo wszystko nie żałował. Cassandra pozwalała mu prowadzić i w żaden sposób nie okazała, że zauważyła, że nie był najlepszym tancerzem. Trzymając ją w ramionach przez te kilka minut, wdychając jej zapach, czując ciepło jej ciała pojął, że posłucha rady tego przebrzydłego Rasputina i zawalczy ot o, by ta dziewczyna nie zniknęła z jego życia. Miał na to jeszcze rok.

*

Kiedy piosenka dobiegła końca, Snape pociągnął dziewczynę za sobą, odszukał wzrokiem Aleksandra, a ten bezbłędnie wyczuwając jego intencje, podszedł do jednego ze stołów po zaopatrzenie.

— Zaczekajcie — zawołał za oddalającą się parą.

Przystanęli, a gdy Rasputin do nich dołączył, zgodnie ruszyli w kierunku cicho szemrzącego morza.

— Mamy whisky, szampana i sok dyniowy — wyliczał Sasza, kiedy usiedli na stojących na plaży leżakach. — Za to nie wziąłem nic do jedzenia.

— Jakoś to przeżyjemy — skwitował Snape.

Cassandra grzecznie podziękowała za whisky, której nigdy nie lubiła, ale z przyjemnością napiła się szampana — prosto z butelki, bo o kieliszkach Rasputin także nie pomyślał. Gdyby teraz widzieli ją rodzice! Przez chwilę bawiła się tą myślą, rozważając różne scenariusze, aż w końcu ją samą to znudziło.
Snape z Saszą podawali sobie butelkę, popijając whisky małymi łykami. Nie musieli się umawiać, by zgodnie dojść do wniosku, że tym razem nie mogą zbyt mocno się upić. Tak naprawdę nie musieli nawet ze sobą rozmawiać, by dobrze czuć się we własnym towarzystwie.

— Widziałem się z Lorelai w zeszłym roku — powiedział nieoczekiwanie Severus.

Cassandra zamarła z butelką uniesioną do ust. Te słowa zdecydowanie nie były skierowane do niej, ale skoro profesor uznał, że chce poruszyć ten temat w jej obecności, to nie miała poczucia, że podsłuchuje.

— I? — spytał Aleksander, pociągając większy łyk whisky.

— Kazała cię pozdrowić.

— Mogła zrobić to osobiście, w przeciwieństwie do niej, ja nie zmieniłem adresu.

— Widocznie nie mogła.

— No cóż, jak ją spotkasz, to przekaż, że wypełniłeś zadanie.

— Powiesz mi w końcu, co wtedy zaszło?

— Nie — mruknął Aleksander.

Flamel z zapartym tchem czekała na dalszy ciąg rozmowy, ale widocznie wszystko już zostało powiedziane. Upiła łyczek szampana i zamyśliła się. Lorelai i Aleksander? Jakoś nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Chociaż tak naprawdę nie znała ani jego ani jej. Za to słowa Snape’a sprawiły, że jej podejrzenia względem jego romansu z uzdrowicielką, zdecydowanie zbladły, choć jeszcze nie zniknęły całkowicie. Może zbyt pochopnie zerwała kontakt z Queen? Postanowiła napisać do niej, jak tylko wróci do domu.

— Cassandro, nie chcę się wtrącać w nie swoje sprawy... — zaczął Aleksander.

— Nie kłam — przerwał mu Snape. — Bardzo chcesz...

— No dobrze, bardzo chcę — zgodził się z nim Rasputin. — Ale tylko dlatego, że zupełnie nie rozumiem, co się wydarzyło.

— Nie chcę o tym rozmawiać — odpowiedziała dziewczyna, czując, że jej świeżo odzyskany spokój zachwiał się w posadach.

— I słusznie — poparł ją Severus. — Sasza to intrygant i papla, nie powinna mu pani zbyt wiele zdradzać.

— Sev! Jak możesz? — obruszył się Rosjanin. — Zraniłeś mnie dogłębnie. Do—głę—bnie!

Wbrew temu, co powiedział, ryknął śmiechem i przyjacielsko klepnął Snape’a w ramię.

— No dobra, zapomnijmy o tym. Może dacie się skusić na nocne pływanie?

Nie czekając na ich reakcję, zrzucił z siebie szatę i w samych slipkach popędził do wody. Cassandra otrząsnęła się z szoku i doszła do wniosku, że ma wielką ochotę pójść w jego ślady. I że w zasadzie po tym wszystkim należy się jej trochę rozrywki. Zaczęła szukać w myślach jakiegoś zaklęcia, które zmieniłoby jej suknię w kostium kąpielowy.

— Panno Flamel, mam nadzieję, że nie poczuła się pani urażona — powiedział Severus, przysiadając się do niej bliżej. — Aleksander szybko skraca dystans i czasem zapomina, że nie wszyscy są tak otwarci i wylewni jak on, ale raczej nie ma złych intencji.

— Rozumiem — odparła, nagle speszona jego bliskością. — Nie poczułam się urażona. I naprawdę wolałabym o tym nie rozmawiać.

Ten wieczór był już wystarczająco dziwny — sprzeczka z ojcem, taniec ze Snape’em, ucieczka z balu na plażę — i nie miała ochoty udziwniać go jeszcze bardziej. Poza tym roztrząsanie sytuacji, ktorej Snape był świadkiem na tarasie, wiązałoby się z daleko idącymi wyjaśnieniami, na które zupełnie nie czuła się na siłach.

Severus nie wiedział, co mógłby powiedzieć. Ukrywanie ciekawości przychodziło mu bez trudu, więc stażystka nie powinna się zorientować, jak bardzo zaintrygowały go słowa jej ojca, ale poczuł się rozczarowany, że luźna uwaga Aleksandra nie skłoniła jej do zwierzeń. Zwykle urok Rasputina, zwłaszcza zestawiony z uroczym charakterem Snape’a, działał cuda. Albo Flamel była wyjątkowo odporna, albo skrywała naprawdę mroczną tajemnicę.

— Nie ma pani ochoty popływać? — spytał, odwracając jej uwagę od tego, co naprawdę go interesowało.

— Mam — uśmiechnęła się, odwracając twarz w jego stronę. — Tylko... musiałabym chyba najpierw pójść do pokoju po kostium.

— Może go pani przywołać, o tej porze raczej nikt nie zwróci uwagi na latające w powietrzu fragmenty garderoby — odparł wyraźnie rozbawiony.

— O tym nie pomyślałam — zaśmiała się i od razu posłuchała jego rady.

Gdy kilka minut później, miała już w rękach kostium, odeszła w mrok, żeby się przebrać. Snape wykorzystał ten moment, by za pomocą zaklęcia, którego nauczył go Rasputin, ukryć Mroczny Znak widoczny na jego lewej ręce. Gdy był gotowy, rozebrał się i wolno ruszył w stronę parskającego i pluskającego w morzu Aleksandra.

Cassie, już przebrana, przypatrywała mu się z ciekawością i szybko bijącym sercem. Gdzieś w głowie kołatała się jej myśl, że to, co robi, to czyste szaleństwo. Że Snape to nauczyciel, że nie powinna...

Zanim myśl się ukształtowała w pełni, dziewczyna pobiegła — może będzie tego żałować, ale tym pomartwi się jutro.

Severus Snape I Mistrzyni ElksirówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz