7.

950 56 6
                                    


– Mogę wejść? – spytał dyrektor stając w progu laboratorium.
– Zapraszam – mruknął Snape nie odrywając się od sprawdzania prac domowych.

Cassandra posłała mu karcące spojrzenie, ale mężczyzna nie zareagował. Wzruszyła ramionami i zaczęła sprawdzać, czy w jej notatkach dotyczących Wielosokowego nie ma jakichś błędów, które mogłyby ją drogo kosztować.

Tymczasem Dumbledore, przyzwyczajony do uprzejmości Severusa, podszedł do jego biurka i przysiadł na jego skraju. Uniemożliwił praktykantce podsłuchiwanie i spytał:

– Wysłałeś zamówienie?
– Wczoraj wieczorem – odparł cicho Severus.
– Świetnie – ucieszył się dyrektor. – Minerwa wciąż się upiera, że sama mogła to zrobić.
– Nie mówiłeś jej, że to ja... ?
– Przecież obiecałem, że tego nie zrobię – przypomniał mu Dumbledore.
– Dołączyłem liścik, jak prosiłeś – powiedział Severus. – Mam nadzieję, że chłopak nie pomyśli, że to od niej. Z dwojga złego już lepiej niech sądzi, że to ty mu ją wysłałeś.
– Wolałbym, żeby nikt tak nie pomyślał – westchnął dyrektor. – Na moim stanowisku...
– Tak, wiem – Severus przerwał mu niecierpliwie.
– ... jeśli będzie zbyt dociekliwy, powiemy mu, że to ze specjalnego funduszu dla zdolnych uczniów – kontynuował Albus.
– Niech będzie – zgodził się Snape i nieoczekiwanie dodał: – Nie tak to powinno wyglądać.
– Wiem, Severusie – westchnął dyrektor. – Jednak musisz uzbroić się w cierpliwość.
– W kółko to powtarzasz – zdenerwował się młodszy mężczyzna. – Powiedz mi, co ja ci takiego zrobiłem, że od lat tak mnie karzesz?
– To nie jest kara... i dobrze o tym wiesz – zauważył spokojnie Albus. – Poza tym zgodziłem się, żeby chłopak poznał prawdę. A co ty z tym zrobiłeś? Zrażasz go do siebie na każdym kroku. On jest przekonany, że go nienawidzisz.
– Próbowałem! – Snape, do tej pory mówiący szeptem, teraz podniósł głos. – Nawet Kevin próbował... wszystko na nic.

Ucichł i potrząsnął głową, żeby włosy opadły mu na twarz, na której malowała się rozpacz. Nie chciał by dyrektor, albo co gorsza panna Flamel, zauważyli, jak bardzo czuje się bezradny. Ją być może udałoby mu się zwieść, ale pod bystrym spojrzeniem Dumbledore’a niczego nie dawało się ukryć.

– Rozumiem, że jest ci z tym ciężko...
– Gówno rozumiesz! – warknął Snape podnosząc głowę.
– Powiedziałem, że rozumiem – Albus miał do niego nieskończone pokłady cierpliwości – Ale nie będę udawał, że wiem, przez co przechodzisz. Jeśli mogę ci jakoś pomóc, to nie wahaj się o to prosić.
– Może masz dla mnie jakaś światłą radę, co powinienem teraz zrobić? – spytał Severus, tym razem próbując ukryć swoją bezradność pod płaszczykiem kpiny.
– Mam – uśmiechnął się dyrektor. – Powinieneś o wszystkim powiedzieć Minerwie. Ona ma lepsze wyczucie... w tych sprawach.
– Wolałbym tego nie robić... jeszcze nie teraz – stwierdził Snape.
– A pomyślałeś o tym, jak się wścieknie, kiedy dowie się o tym od kogoś innego?
– Co za różnica? I tak się wścieknie.
– Nie chciałbym być w twojej skórze, gdy na przykład sama to odkryje – Dumbledore wzdrygnął się mimowolnie.

Obaj wyobrazili sobie nagle Minerwę McGonagall, pędzącą do lochów jak ucieleśnienie furii. Severus uśmiechnął się pod nosem.

– Akurat to chciałbym zobaczyć.
– Jeśli nadal będziesz się głupio upierał przy swoim zdaniu, to się doczekasz – dyrektor także się uśmiechnął.
– Pewnie tak – Severus wzruszył ramionami. – Możliwe, że masz rację i powinienem jej powiedzieć.
– Nie o to mi chodziło – powiedział Albus z naciskiem.
– Dobra, powiem jej, zadowolony? – poddał się w końcu Snape.
– Będę, kiedy już to zrobisz – roześmiał się Dumbledore i obejrzał się przez ramię. – Widzę, że postanowiłeś dać pannie Flamel jeszcze jedną szansę.
– Wzrok masz jeszcze dobry – zauważył złośliwie Severus i wrócił do sprawdzania prac domowych. – Jeśli zapanuje nad swoim strachem, to będzie mogła zostać do końca.
– Dostrzegłeś w niej potencjał, co? – odgadł dyrektor.
– Tak – przyznał Snape niechętnie. – Jest niezła.
– Dlaczego mam wrażenie, że wcale się z tego nie cieszysz?
– Bo jeśli wciąż będzie się mnie bała, to będę się musiał z nią pożegnać przed końcem tygodnia – wyjaśnił zniecierpliwiony. – Masz do mnie jeszcze jakąś sprawę? Przypominam ci, że jestem w pracy i za chwilę zaczynam lekcje.
– Dziwnie się u ciebie objawiają emocje, chłopcze – stwierdził Albus ze smutkiem. – Ale to już chyba wszystko, o czym chciałem z tobą porozmawiać.

Wstał z biurka, zdjął swoje zaklęcia i ruszył do wyjścia.

– Do widzenia, Cassandro – odezwał się do zapracowanej dziewczyny.
– Do widzenia, panie dyrektorze – uśmiechnęła się do niego.

Snape zauważył, że był to naprawdę szczery, naturalny uśmiech. On nie mógł na taki liczyć. Czyli jednak miał rację, dziewczyna nie była strachliwa, tylko to on tak na nią działał. Ze złości aż zacisnął szczęki. Świadomość tego, że ktoś się go boi i to bez powodu, nie poprawiła mu humoru popsutego już wcześniej przez Dumbledore’a. Przeciwnie. Czując, że zaraz wybuchnie, gwałtownie wstał od biurka. Musiał się na kimś wyładować, a wolał zrobić to przed lekcją z pierwszym rokiem.

– Co pani robi? – spytał ostro, widząc, że dziewczyna miesza szybko w jednym z kociołków.
– Eksperymentuję – odparła.
– I to nieskoordynowane machanie rękami ma mnie przekonać, że ma pani pojęcie o tym, co robi?
– Sam mi pan na to pozwolił – przypomniała mu, ale jej pewność siebie znowu zmalała do zera.
– Nie sądzi pani, że te składniki, które nie są tanie i powszechnie dostępne, wymagają jednak więcej uwagi i szacunku? – warknął.
– Teraz, kiedy pan o tym wspomniał... – szepnęła. – Czy... mimo to, mogę dokończyć, co zaczęłam?
– A może wreszcie zacznie pani bronić swojego zdania? – podniósł głos. – Zdała pani OWUTEM z Eliksirów na ocenę wybitną! Skończyła pani studia! A zachowuje się pani jak uczennica pierwszej klasy!
– Ja... – zaczęła niepewnie i urwała. Dopiero po chwili zebrała się na odwagę. – Wiem, co robię, panie profesorze. I byłabym wdzięczna, gdyby przestał pan na mnie wrzeszczeć.
– Ja z kolei byłbym wdzięczny, gdyby zamiast drżeć ze strachu, opowiedziała mi pani o tym, co robi – zauważył ostro, ale już nieco ciszej. – Wtedy może uwierzyłbym, że to świadome działanie. I, tak na przyszłość, właśnie takich odpowiedzi oczekuję. Radzę dobrze to zapamiętać, jeśli jakimś cudem uda się pani zastać na stażu... nieco dłużej.
– Tak jest, panie profesorze – mruknęła. – Przepraszam...
– Niech pani przestanie przepraszać, do cholery! – znowu się uniósł. – A teraz idziemy!
– Ale jak to? – zdziwiła się i wskazała ręką na kociołek, w którym przez cały czas mieszała – Przecież nie mogę tego tak zostawić!
– Zacznijmy od początku – westchnął zrezygnowany Snape. – Co pani robi?
– Och! To o to panu chodziło! – ucieszyła się nieoczekiwanie. – Badam wpływ prędkości mieszania na tempo rozpuszczania się składników!
– Tak, właśnie o to pytałem – Severus miał coraz większą ochotę ją udusić. – Ciekawa koncepcja... Ale to chyba nie przeszkadza pani w towarzyszeniu mi podczas lekcji?

Spojrzała na niego niepewnie, ale najwyraźniej nie kpił, tylko naprawdę oczekiwał odpowiedzi. A ona nie umiała jej udzielić. Zmarszczyła czoło, myśląc intensywnie o tym, co mogłaby zrobić, żeby jednocześnie mieszać w kotle i iść na zajęcia.

– Wydaje mi się, że to niemożliwe, profesorze – poddała się.

Zawód i rozczarowanie własną niewiedzą były tak wyraźnie wyczuwalne w jej głosie, że Snape od razu przestał się na nią złościć.

– Może istnieje jakieś zaklęcie, które mogłoby pani to umożliwić? – zasugerował.
– O Merlinie, jaka ja jestem głupia! – zirytowała się i pacnęła się dłonią w czoło. Wycelowała różdżkę w kociołek i powiedziała: – Ligura Miscere!
– Czy już możemy iść? – spytał Snape.
– Tak, profesorze – odparła, biorąc swój notes i pióro.
– Niezła znajomość łaciny, panno Flamel – pochwalił ją. – Uczą jej teraz na studiach?
– Nie, łacinę znam od dziecka – odpowiedziała, starając się dotrzymać mu kroku. – Moja matka jest filologiem klasycznym i zmuszała mnie do nauki tego języka.
– Myślałem, że cały klan Flamelów zajmuje się wyłącznie alchemią – zdziwił się mężczyzna i zwolnił odrobinę, żeby dziewczyna nie musiała za nim biec.
– Mój ojciec jest alchemikiem... i moi dwaj starsi bracia... – wyznała i posmutniała.
– No i pani – zauważył.
– Ja jestem co najwyżej nieodpowiedzialną podfruwajką bez cienia talentu, która wystawia rodowe nazwisko na pośmiewisko – mruknęła i skrzywiła się. – Powinnam, wzorem innych kobiet z mojej rodziny, ustąpić pola mężczyznom i nie gonić na oślep za marzeniami.
– Co za bzdura! – zirytował się Snape. – Sama pani to wymyśliła?
– Skąd! Słyszę to za każdym razem, kiedy wracam do domu – westchnęła. – Chyba już się przyzwyczaiłam.
Snape zatrzymał się nie chcąc, żeby jego słowa dotarły do uczniów, którzy już zaczęli wchodzić do pracowni Eliksirów i złapał ją za łokieć.
– Rozumiem już, skąd ten pani brak pewności siebie – powiedział cicho. – Popracujemy nad tym, ale teraz niech mnie pani posłucha. Nie chciałem przyjąć pani na staż. Broniłem się przed tym, chociaż dyrektor bardzo nalegał, żeby dać pani szansę. Wie pani dlaczego tak było? – spytał a ona tylko pokręciła głową – Bo wiedząc, kogo będę miał uczyć, próbowałem się czegoś więcej o pani dowiedzieć. I trafiłem na publikacje pani braci... Stwierdziłem, że ktoś dorastający z ludźmi o tak konserwatywnym, wręcz ograniczonym spojrzeniu na Eliksiry, będzie dokładnie taki sam jak oni. I że będziemy się razem męczyć, a i tak nic z tego nie wyniknie.
– Przecież ja nie jestem taka! – przerwała mu.
– Teraz już o tym wiem – zgodził się z nią. – A ponieważ nie specjalnie przepadam za pani ojcem, to pomogę pani udowodnić mu, jak bardzo się co do pani mylił.
– Och, dziękuję, panie profesorze – uśmiechnęła się do niego i tym razem był to szczery, serdeczny uśmiech.

Snape skinął jej głową i gestem wskazał, żeby weszła do klasy. A sam przymknął oczy, chcąc jeszcze przez chwilę zachować jej uśmiech w swoich wspomnieniach.

Ligura – łyżka (łacina)
Miscere – mieszać (łacina)

Severus Snape I Mistrzyni ElksirówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz