Zawiera fragmenty książki „Harry Potter i Komnata Tajemnic”
Snape stał do niej tyłem, pochylony nad blatem roboczym i nie odpowiadał, ale widać było, że aż się trzęsie od tłumionego śmiechu. Miała ochotę zamachnąć się torbą i trafić go prosto w ten wredny łeb.
– Ja z panem nie wytrzymam! – krzyknęła tylko.
Odwiesiła torbę na wieszak, założyła fartuch i podeszła do swojego stanowiska pracy.
– Naprawdę nie rozumiem, o co pani chodzi – odezwał się w końcu Snape. – Przegapiła pani możliwość spędzenia uroczego przedpołudnia z najprawdziwszą gwiazdą.
– Zdaje się, że Gilderoy bardzo chciał spędzić trochę czasu z panem. I tylko z panem – odcięła się.
Snape odwrócił się w jej stronę.
Stała z rękami założonymi na piersi, uśmiechała się bezczelnie i widać było, że ma jeszcze coś do powiedzenia.
– Co pani ma na myśli? – spytał podejrzliwie.
– To, że chyba wpadł mu pan w oko – wyjaśniła uśmiechając się jeszcze szerzej. – Był nawet gotów pomagać panu w pracy.
– Ale udało się pani go spławić? – Snape wyraźnie pobladł.
– Profesor McGonagall uratowała sytuację – wyznała nieco spuszczając z tonu.
– Więcej nie zostawię pani z nim sam na sam – obiecał. – Na szczęście drzwi pracowni są odpowiednio zabezpieczone i nie przepuszczają osób niepożądanych.
– Szkoda, mogłoby być zabawnie – zachichotała dziewczyna, ale szybko umilkła, widząc jego minę, chociaż po chwili zrozumiała, że źle ją zinterpretowała.
– Pewnie by było – zgodził się z nią a oczy aż mu rozbłysły od złośliwej uciechy. – I może nawet bym go tu zaprosił, gdyby nasza praca nie musiała pozostać tajemnicą.
Skinęła mu głową. To, co robili wymagało nie tylko wiedzy i umiejętności, ale także dyskrecji, więc nie mogli nikogo dopuścić do swojego sekretu. Rozumiała to doskonale, jednak gdzieś w głębi duszy trochę żałowała, że nie wykorzystali takiej okazji, by popatrzeć, jak Gilderoy robi z siebie idiotę. Westchnęła cichutko i podeszła do Snape’a.
– Oprawki są już gotowe? – spytała.
– Niech pani sama oceni – zaproponował i podał jej jeden z cynowych odlewów. – Moim zdaniem można już wklejać szkiełka.
– Bardzo ładnie wyszły – pochwaliła go mimowolnie i zarumieniła się, gdy zrozumiała, co zrobiła.
– Wiem – uśmiechnął się pod nosem. – Dokończy je pani? Ja przygotuję skrzynkę.
– Tak, panie profesorze – przytaknęła.
Cienkim pędzelkiem nanosiła Klej Uniwersalny na oprawki i szybko wklejała w nie wycięte kawałki lustra. Z podziwem patrzyła na efekty ich pracy – udało im się idealnie spasować wszystkie siedem par okularów. Trzy z nich zatrzymali dla siebie i dyrektora, pozostałe cztery, odpowiednio postarzone, by wyglądały, jakby zostały zrobione przez samego Salazara Slytherina, schowali do pudełka.
– Teraz jeszcze musimy je ukryć – zarządził Snape. – Chodźmy.
*
Póki trwały ferie, Harry i Hermiona nie mieli zbyt wielu okazji, by porozmawiać ze sobą na osobności. Między innymi z tego właśnie powodu dziewczyna nie dokończyła swoich badań nad rozszyfrowaniem podpisów pod zdjęciem Klubu Ślimaka. Udało jej się tylko przekazać Harry’emu prośbę o przyniesienie jej lupy, kolorowych pisaków i notesu. Potter dostarczył jej wszystko o co prosiła, ale przy okazji przypomniał o zadanych pracach domowych, czym spowodował nagłą zmianę planów – dla Granger nauka zawsze była na pierwszym miejscu, więc zarówno tajemnica Harry’ego jak i bazyliszek musieli poczekać na swoją kolej.
Potter zdawał się to rozumieć, w końcu sam poświęcił kilka godzin na napisanie eseju z Eliksirów, a później pomógł uporać się z nim Ronowi, ale w głębi duszy czuł, że stanął w miejscu. Nie dowiedział się niczego nowego w sprawie Komnaty Tajemnic, nie odkrył tożsamości swojego domniemanego ojca, nie miał pojęcia czyj głos słyszy tuż przed atakami potwora. Wszystko to, co się wokół niego działo, zaczynało go przerastać.
Dlatego, gdy Ron zaproponował, by przeszli się do łazienki Jęczącej Marty po to, by zabrać stamtąd kociołek z resztką Eliksiru Wielosokowego, nie namyślał się długo. Być może tym razem, dla odmiany, będą mieli trochę szczęścia i odkryją jakieś nowe tropy?
Byli już blisko celu, gdy nagle usłyszeli czyjś podniesiony, zrzędliwy głos.
Pomknęli po schodach i zatrzymali się za węgłem, nasłuchując.
– Ale chyba nie myślisz, że ktoś znowu został napadnięty? – spytał przejęty Ron.
Stali nieruchomo, wyciągając głowy w stronę głosu Filcha, który dostał prawdziwego ataku histerii.
– ...i znowu harówka! Co, może wyobrażają sobie, że będę zmywać podłogę przez całą noc, jakbym nie miał dość roboty przez cały dzień?! O nie, mam już tego dość, idę do Dumbledore’a...
Usłyszeli oddalające się kroki, a po chwili trzasnęły gdzieś drzwi. Wychylili głowy zza węgła. Filch najwidoczniej zamierzał zająć swój zwykły posterunek obserwacyjny: było to miejsce, gdzie Pani Norris padła ofiarą napaści złych mocy.
Natychmiast spostrzegli, co go tak rozeźliło. Połowę podłogi korytarza pokrywała woda, która wciąż wypływała spod drzwi do łazienki Jęczącej Marty. Teraz, kiedy Filch przestał wrzeszczeć, usłyszeli jej donośne zawodzenia.
– Co jej się stało? – zapytał Ron.
– Wejdźmy tam i zobaczmy – odrzekł Harry.
Podkasali szaty i przeszli przez wielką kałużę aż do drzwi z napisem „Nieczynna”, i weszli do środka. Jęcząca Marta zawodziła jeszcze głośniej i namiętniej niż zwykle, jeśli to w ogóle możliwe, ukryta w swojej kabinie. W toalecie było ciemno, bo świece pogasły; mokra była nie tylko posadzka, ale i ściany.
– Marto, co się stało? – zapytał Harry.
– Ktoś ty? – zachlipała Marta. – Przyszedłeś, żeby znowu we mnie czymś rzucić, tak?
Harry podszedł do kabiny. W butach miał pełno wody.
– Dlaczego miałbym czymś w ciebie rzucać?
– Odczep się! – krzyknęła Marta i przeniknęła przez drzwi kabiny wraz z nową falą wody, która chlusnęła na już zalaną podłogę. – Ja pilnuję własnego nosa, a ktoś uważa, że to wspaniała zabawa, rzucać we mnie książką...
– Ale przecież nie można cię skrzywdzić, rzucając czymś w ciebie – powiedział Harry, nie tracąc rozsądku. – To znaczy... przecież wszystko przez ciebie przelatuje, prawda?
Uwaga może i była rozsądna, ale okazała się nie do końca przemyślana. Marta nadęła się i wrzasnęła:
– Tak, niech wszyscy rzucają w Martę książkami, bo ona przecież nic nie czuje! Dziesięć punktów za przerzucenie książki przez jej żołądek! Pięćdziesiąt, jeśli przeleci przez jej głowę! Ha ha ha! Wspaniała gra, nie ma co!
– No dobrze, ale kto rzucił w ciebie książką? – zapytał Harry.
– A skąd mam wiedzieć? Siedziałam sobie w kolanku odpływu, rozmyślając o śmierci, kiedy nagle ta książka przeleciała mi przez głowę – odpowiedziała Marta, patrząc na nich ze złością. – Jest tam, musiała wypłynąć.
Harry i Ron spojrzeli pod umywalkę, tam, gdzie pokazywała Marta. Leżała tam mała, cienka książeczka. Miała postrzępioną czarną okładkę i była mokra, jak zresztą wszystko w toalecie. Harry zrobił krok, żeby ją podnieść, ale Ron nagle złapał go z tyłu za szatę.
– Co jest? – zapytał Harry.
– Zwariowałeś? To może być niebezpieczne.
– Niebezpieczne? – powtórzył Harry, parskając śmiechem. – Nie wygłupiaj się, niby w jaki sposób?
– Możesz się narazić na przykrą niespodziankę – odpowiedział Ron, wpatrując się w książkę. – Niektóre z książek skonfiskowanych przez ministerstwo... tata mi mówił... była taka, która wypalała oczy. A każdy, kto przeczytał Sonety Czarnoksiężnika, mówił limerykami aż do śmierci. A jedna stara wiedźma w Bath miała książkę, której nigdy nie można było przestać czytać, jak się raz zaczęło! Trzeba było chodzić wszędzie z nosem w tej książce... a jak się chciało coś zrobić, to tylko jedną ręką i na oślep. A...
– No dobra, już przestań, zrozumiałem – przerwał mu Harry. Książeczka leżała na podłodze, mokra, postrzępiona i tajemnicza. – Ale nie dowiemy się, co to za książka, jeśli do niej nie zajrzymy – dodał i błyskawicznie porwał ją z podłogi.
Natychmiast poznał, że ma w ręku czyjś dziennik. Z wyblakłych cyfr na okładce wynikało, że pochodzi sprzed pięćdziesięciu lat. Otworzył go skwapliwie. Z trudem odczytał nazwisko na pierwszej stronie, bo atrament się rozmazał: T.M. Riddle.
– Znam to nazwisko – powiedział Ron, który zbliżył się ostrożnie i zajrzał mu przez ramię. – T.M. Riddle dostał nagrodę za specjalne zasługi dla szkoły pięćdziesiąt lat temu.
– A niech cię! A ty skąd o tym wiesz? – zdumiał się Harry.
– Bo Filch kazał mi polerować jego pamiątkowy medalion chyba przez godzinę, jak dostałem szlaban – odpowiedział Ron ze wstrętem. – Akurat odbiło mi się ślimakami i wszystko poleciało na tę złotą tarczę. Gdybyś musiał przez godzinę wycierać ślimaczy śluz z czyjegoś nazwiska, to byś też je zapamiętał, uwierz mi na słowo.
Harry zaczął przewracać mokre kartki. Były idealnie czyste, bez najmniejszego śladu atramentu czy ołówka, bez takich choćby zapisków, jak „urodziny cioci Mabel” albo „dentysta 15.30”.
– Nic nie zapisywał – rzekł Harry, bardzo zawiedziony.
– Ale dlaczego ktoś chciał go się pozbyć, spuszczając z wodą do klozetu? – zapytał Ron.
Harry spojrzał na tylną okładkę i zobaczył wydrukowane nazwisko właściciela sklepiku z gazetami w Londynie, przy Vauxhall Road.
– Musiał urodzić się w rodzinie mugoli – powiedział z namysłem Harry – skoro kupił sobie notes na Vauxhall Road...
– W każdym razie niczego się z niego nie dowiemy – rzekł Ron. – Pięćdziesiąt punktów, jeśli rzucisz nim przez nos Marty – dodał ściszonym głosem.
Ale Harry schował mokry dziennik do kieszeni. Później zabrał kociołek, po który przyszli i ostrożnie wyjrzał na korytarz. Na szczęście wokół było pusto.
– Spadajmy stąd, zanim woźny wróci – rzucił do Rona i po chwili obaj pospiesznie się oddalili.
*
Argus Filch nie wierzył w swoje szczęście. Co prawda i tak musiał wytrzeć wodę zalewającą korytarz, na którym ktoś spetryfikował jego ukochaną kotkę, ale uzyskał od dyrektora zapewnienie, że ten teren zostanie zabezpieczony i uczniowie nie będą mieli tam wstępu aż do czasu znalezienia sprawcy ataków.
Miał nieodparte wrażenie, że wody było jeszcze więcej niż wcześniej. Dostrzegł mokre ślady dwóch par butów prowadzące na schody, które mogły mu wskazać dowcipnisiów odpowiedzialnych za dołożenie mu znienawidzonej roboty, ale wyjątkowo machnął na nich ręką i chwycił za mopa. Im szybciej się z tym upora, tym wcześniej siądzie na straży. Może właśnie dzisiaj uda mu się przyłapać zwyrodnialca, który zaatakował panią Norris?
*
Było już późne popołudnie, gdy Snape i Cassandra wrócili do laboratorium.
– Wszystko poszło zgodnie z planem – ucieszyła się stażystka.
– Tak, to miłe zaskoczenie – stwierdził Snape nieco zgryźliwie. – Najgorsze jednak jeszcze przed nami.
– Co ma pan na myśli?
– Czekanie na rozwój wydarzeń – odparł. – Myślę że teraz, kiedy korytarz został zamknięty, dziedzic Slytherina może się zaniepokoić i przyspieszyć to, co sobie zaplanował. Za kilka dni panna Granger wyjdzie ze szpitala i powie chłopcom o okularach, więc będą względnie bezpieczni w przypadku spotkania z bazyliszkiem.
– W takim razie... chyba powinniśmy pilnować Ginny Weasley – stwierdziła Cassandra.
– Na tyle na ile to możliwe – mruknął Snape. – Obawiam się, że to nie będzie takie proste, jak się może wydawać.
*
Na początku stycznia Hermiona opuściła skrzydło szpitalne odwąsowiona, odogoniona i odfuterkowana. W pierwszy wieczór po jej powrocie do wieży Gryffindoru Harry pokazał jej dziennik T.M. Riddle’a i opowiedział, jak go znaleźli.
– Ooooch... może ukrywać tajemne moce... – wyszeptała podniecona Hermiona i chwyciła dziennik, by mu się bliżej przyjrzeć.
– Jeśli tak, to musi je bardzo dobrze ukrywać – zauważył Ron. – Może jest nieśmiały. Bardzo jestem ciekaw, Harry, dlaczego go nie wyrzuciłeś.
– A ja bardzo bym chciał wiedzieć, dlaczego ktoś próbował go wyrzucić – odrzekł Harry. – I chętnie bym się dowiedział, za co Riddle dostał specjalną nagrodę.
– Czy ja wiem? Mógł dostać za wszystko. Może zarobił trzydzieści punktów, albo uratował jakiegoś nauczyciela przed wielkim pająkiem. Może zamordował Martę, co wszyscy przyjęli z wielką ulgą...
Po minie Hermiony Harry poznał jednak, że i ona myśli o tym samym, co on.
– Co? – zapytał Ron, spoglądając to na niego, to na nią.
– Sam pomyśl... Komnata Tajemnic została otwarta właśnie pięćdziesiąt lat temu, prawda? Tak nam powiedział Malfoy.
– No taak – przyznał Ron.
– A ten dziennik pochodzi sprzed pięćdziesięciu lat, prawda? – dodała Hermiona, stukając palcem w okładkę.
– Więc?
– Och, Ron, obudź się wreszcie! – warknęła Hermiona. – Wiemy, że osoba, która ostatnio otworzyła Komnatę, została wyrzucona ze szkoły pięćdziesiąt lat temu. Wiemy, że T.M. Riddle dostał nagrodę za specjalne zasługi dla szkoły pięćdziesiąt lat temu. A może ten Riddle dostał specjalną nagrodę za schwytanie dziedzica Slytherina? Jego dziennik mógłby nam powiedzieć wszystko: gdzie jest ta Komnata, jak ją otworzyć i co za potwór w niej mieszka. Osoba, która kryje się za ostatnimi napaściami, nie chciałaby, żeby coś takiego wpadło komuś w ręce, prawda?
– To naprawdę olśniewająca hipoteza, Hermiono – powiedział Ron. – Ma tylko jeden słaby punkt. W tym dzienniku nikt niczego nie zapisał.
Ale Hermiona już wyciągała różdżkę z torby.
– To mógł być niewidzialny atrament! – wyszeptała z przejęciem. Stuknęła w dziennik trzykrotnie i powiedziała: – Aperacjum!
Nic się nie wydarzyło. Nie zrażona tym Hermiona sięgnęła ponownie do torby i wyjęła coś, co wyglądało jak jaskrawoczerwona gumka do wycierania.– To ujawniacz, kupiłam go na ulicy Pokątnej – wyjaśniła.
Potarła mocno puste miejsce pod napisem: „1 stycznia”. Nic się nie wydarzyło.
– Mówię wam, tu nic nie ma – upierał się Ron. – Riddle po prostu dostał dziennik na Boże Narodzenie i nie chciało mu się go prowadzić.
Harry nie potrafił wyjaśnić, nawet samemu sobie, dlaczego po prostu nie wyrzucił dziennika Riddle’a. Mało tego, choć wiedział, że wszystkie strony są czyste, wciąż brał dziennik do ręki i przewracał je, jakby to była powieść, którą chce skończyć. I choć był pewny, że nigdy przedtem nie słyszał nazwiska T.M. Riddle, miał niejasne poczucie, że ono coś dla niego znaczy, jakby ten Riddle był jego przyjacielem, kiedy Harry był bardzo mały i prawie go nie pamiętał. Oczywiście, było to absurdalne. Nigdy nie miał przyjaciół przed pójściem do Hogwartu. Dudley o to zadbał.
*
Harry postanowił dowiedzieć się czegoś więcej o Riddle’u, więc następnego dnia, w czasie przerwy w lekcjach, udał się do Izby Pamięci, żeby zbadać jego specjalną nagrodę. Towarzyszyła mu równie zaciekawiona Hermiona i całkowicie sceptyczny Ron, który powiedział im, że w Izbie Pamięci przebywał już na tyle długo, że wystarczy mu do końca życia.Złoty medalion Riddle’a schowany był w narożnej gablotce. Nie było na nim ani słowa, za co został przyznany („I Bogu dzięki, bo byłby większy i polerowałbym go do tej pory”, powiedział Ron).
Nazwisko Riddle’a znaleźli jednak również na starym medalu „Za zasługi na polu magii” i na liście dawnych prefektów szkoły.
– Zaleciało mi Percym – oświadczył Ron, marszcząc nos z odrazą. – Prefekt, prymus, na pewno pierwszy we wszystkim.
– Jakby było w tym coś złego – powiedziała Hermiona nieco urażonym tonem.
*
Po nowym roku w Hogwarcie zapanował spokój, jakby wraz z poprawą pogody polepszyły się też nastroje uczniów i nauczycieli. Od czasu ostatniego ataku nie wydarzyło się nic równie emocjonującego, co mieszkańcy zamku przyjęli z ulgą. Na atmosferę pozytywnie wpłynęły też zapewnienia pani Pomfrey, że mandragory zrobiły się markotne i jakieś tajemnicze, co było wyraźnym sygnałem, że wychodzą z okresu dzieciństwa. A to oznaczało, że gdy tylko skończą dojrzewać, będzie można przygotować z nich wywar i podać go wszystkim spetryfikowanym.
Severus nadal był zdania, że dziedzic niedługo uderzy i to skuteczniej niż dotychczas, jednak inni, w tym Harry, przypuszczali, że stało się to dla niego zbyt ryzykowne i zabraknie mu odwagi, by dokończyć dzieła.
Lockhart chodził napuszony bardziej niż zwykle i zapewniał wszystkich (czy chcieli go słuchać czy też nie), że to on przerwał serię złowrogich napaści. Harry podsłuchał, jak przechwalał się przed profesor McGonagall, kiedy Gryfoni zbierali się na lekcję transmutacji.
– Nie sądzę, by coś podobnego znowu się miało wydarzyć, Minerwo – oświadczył, pukając się palcem po nosie i mrugając znacząco. – Uważam, że tym razem Komnata została zamknięta na zawsze. Ten złoczyńca musiał zrozumieć, że schwytanie go to dla mnie tylko kwestia czasu. Więc dał spokój, bo w końcu to jedyne rozsądne wyjście w jego sytuacji. Teraz szkole potrzebne jest coś, co wzmocni jej morale. Trzeba czymś spłukać złe wspomnienia z poprzedniego semestru. Nie powiem na razie nic więcej, ale myślę, że wiem, jak tego dokonać... – Jeszcze raz popukał się znacząco po nosie i odszedł.
Przysłuchując się jego przechwałkom Harry nie zauważył nadchodzącego z naprzeciwka Malfoya. Za to Draco zauważył jego. I z pełną premedytacją wpadł na niego tak, że torba Pottera spadła na podłogę. Obaj usłyszeli trzask pękającego kałamarza. Malfoy roześmiał się złośliwie i poszedł dalej, jakby nic się nie stało, a Harry z rozpaczą wpatrywał się w leżącą na ziemi torbę. Bał się do niej zajrzeć.
– Szybciej, Harry, spóźnimy się na lekcję – poganiała go Hermiona.
– Ale moja torba... książki i... – jęknął chłopak.
– Och, nie martw się tym teraz – machnęła lekceważąco ręką. – Dam ci później Magiczny Likwidator Wszelkich Zanieczyszczeń Pani Skower. Powinien sobie poradzić z rozlanym atramentem.
Podniesiony nieco na duchu, Harry wziął ostrożnie swoją torbę i pobiegł za przyjaciółmi, którzy już wchodzili do klasy Zaklęć. Zgłosił profesorowi Flitwickowi, że z powodu wypadku, który przydarzył mu się w drodze na lekcję, nie będzie mógł tego dnia korzystać z podręcznika i przyborów do pisania i usiadł wreszcie na swoim miejscu.
Zajrzał do torby i zamarł, zauważywszy coś dziwnego. Wszystkie książki powalane były atramentem, a dziennik Riddle’a pozostał zupełnie czysty. Chciał o tym powiedzieć Ronowi, ale Ron miał znowu trudności ze swoją różdżką: z jej końca wydymały się wielkie purpurowe bąble.
CZYTASZ
Severus Snape I Mistrzyni Elksirów
FanfictionTym razem chciałam spróbować czegoś innego - wzięłam na warsztat motyw, który już pewnie nie raz był wałkowany w fan fiction i pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że Was, moi kochani czytelnicy, to nie odstraszy. A jaki to motyw? Dowiecie się już w pi...