14.

825 44 7
                                    

– No i co? Masz? – zapytał Ron. – Co się stało?

Harry opowiedział im szeptem, co zobaczył.

– Wiecie, co to znaczy? Próbował przejść zakazanym korytarzem! Pamiętacie? To tam właśnie szedł, kiedy go widzieliśmy w Noc Duchów... On szukał tego, czego strzeże ten potwór! I stawiam moją różdżkę, że to on wpuścił do zamku trolla, żeby narobić zamieszania!

Hermiona zrobiła wielkie oczy.

– Nie... tego by nie zrobił. Wiem, że nie jest zbyt miły, ale przecież nie próbowałby ukraść czegoś, co tak zazdrośnie ukrywa Dumbledore.
– Bo ty jesteś przekonana, że wszyscy nauczyciele są święci – prychnął Ron. – Ja tam się zgadzam z Harrym. Nie mam za grosz zaufania do tego Snape’a. Ale czego on szuka? Czego strzeże ten piekielny pies?

Harry poszedł do łóżka z głową pełną pytań. Neville chrapał już głośno, ale Harry nie mógł zasnąć. Starał się uwolnić od natłoku myśli, wiedział, że powinien się wyspać, przecież za kilka godzin wystąpi w swoim pierwszym meczu quidditcha, ale nie mógł zapomnieć wyrazu twarzy Snape’a, kiedy zobaczył jego zakrwawioną nogę.

*

Severus odesłał stażystkę do domu. Był zmęczony i chciał się jak najszybciej położyć, chociaż nie spodziewał się, że uda mu się spokojnie zasnąć. Był wściekły na tę idiotkę, która tak lekkomyślnie otworzyła drzwi gabinetu i pozwoliła Harry’emu zobaczyć jego nogę. Co gorsza, nie zabezpieczyli wcześniej pomieszczenia zaklęciem przeciw podsłuchiwaniu, więc był pewien, że chłopak słyszał wszystko, co mówili o Puszku. Nie musiał zgadywać, jakie wnioski z tego wyciągnął. I co będzie o nim myślał. Szlag trafił wszystkie jego wcześniejsze plany.

Dodatkowo Snape denerwował się jutrzejszym meczem. Z jednej strony powinien kibicować Slytherinowi, w końcu był opiekunem tego domu, z drugiej jednak dobrze wiedział, że będzie trzymał kciuki za Harry’ego. I że tylko Albus i Minerwa będą potrafili zrozumieć, w jakim położeniu się znalazł.

Po raz pierwszy pomyślał także o chwili, gdy Harry już pozna prawdę. Czy będzie chciał podzielić się nią z resztą świata? Być może będzie wolał zachować to w tajemnicy?

Natrętne, niechciane myśli skutecznie go wybudziły, więc spróbował zagłuszyć je lekturą kolejnego kryminału, ale w ogóle nie mógł się skupić na czytanym tekście. Rano wstał zły i niewyspany, a jedyną pociechę stanowił fakt, że noga prawie przestała go boleć. Czyli jednak Flamel miała rację z tym, że powinien się oszczędzać. Skrzywił się na myśl o tej przebrzydłej mądralińskiej pannicy i po szybkiej porannej toalecie udał się na śniadanie.

*

Ranek był słoneczny i mroźny. Wielką Salę wypełniał rozkoszny zapach pieczonych kiełbasek i podniecony gwar. Wszyscy szykowali się na dobre widowisko.

O jedenastej na stadionie zebrała się chyba cała szkoła. Wielu miało lornetki. Ławki dla publiczności były umieszczone dość wysoko, ale w trakcie meczu quidditcha czasami i tak trudno było zobaczyć, co się dzieje.

Nad trybunami Gryfonów powiewał wielki transparent z napisem: POTTER NA PREZYDENTA mieniący się różnymi kolorami.

Kwiryniusz Quirrell siedział w loży honorowej wraz z innymi nauczycielami. Zajął miejsce z tyłu, nie chcąc za bardzo rzucać się w oczy. Skoro do tej pory nie udało mu się dostać do Kamienia, to postanowił zrealizować drugi z planów swojego pana. Musiał zabić Harry’ego Pottera.

W końcu obie drużyny pojawiły się na boisku. Quirrella nie interesował przebieg meczu, wpatrywał się tylko w jednego zawodnika i czekał na stosowną chwilę. Słyszał wokół siebie mniej lub bardziej entuzjastyczne komentarze, ale ich sens w ogóle do niego nie docierał.

Harry szybował wysoko ponad grającymi, wypatrując znicza. Trzymał się na uboczu, jednocześnie pozostając poza zasięgiem Quirrella. Dopiero po zdobyciu przez Gryffindor pierwszych goli, zaczął latać po całym boisku, a raz nawet próbował dosięgnąć znicza. W końcu ratując się przed nadlatującym tłuczkiem, zawisł w powietrzu tuż przed lożą nauczycielską.

Kwiryniusz właśnie na taki moment czekał. Skoncentrował się i utkwił spojrzenie w miotle Harry’ego. Nie mrugając i nawet na sekundę nie tracąc kontaktu wzrokowego, zaczął bezgłośnie wypowiadać zaklęcia. Miotła pochyliła się gwałtownie, a lecący na niej chłopak prawie spadł na ziemię.

Ale nie spadł – pomyślał zaskoczony Quirrell, widząc jak Harry ściska mocno kij dłońmi i kolanami. Profesor zintensyfikował wysiłek wkładany w rzucany urok. Musiał wreszcie strącić Pottera z miotły. Pozbyć się go raz na zawsze.

Miotłą szarpnęło ponownie, zaczęła lecieć zygzakiem i podrygiwać, a Harry uświadomił sobie, że całkowicie stracił nad nią kontrolę. Trzymał się jej kurczowo, licząc na to, że ktoś w końcu dostrzeże, że znalazł się w tarapatach. Wydawało się, że jak dotąd nikt nie zauważył dziwnego zachowania jego miotły, która unosiła go powoli coraz wyżej, poza pole gry, podrygując i robiąc gwałtowne skręty, jak narowisty koń.

*

– Nie mam pojęcia, co ten Harry wyprawia – mruknął Hagrid, który patrzył przez lornetkę. – Gdybym go nie znał, to bym powiedział, że stracił panowanie nad miotłą... ale przecież on nie może...

Nagle wszyscy wstali, pokazując sobie palcami Harry’ego. Jego miotła zaczęła wywijać koziołki, a on ledwo się na niej trzymał. A potem cała widownia zamarła. Miotła raptownie podskoczyła, stanęła dęba, a Harry zsunął się z niej i zawisł na kiju, trzymając się go jedną ręką.

– Może coś się stało, kiedy go Flint przyblokował? – szepnął Seamus.
– To niemożliwe – powiedział Hagrid roztrzęsionym głosem. – Miotle nic nie może zaszkodzić... oprócz czarnej magii... Żaden dzieciak nie mógłby uszkodzić Nimbusa Dwa Tysiące.

Na te słowa Hermiona złapała jego lornetkę, ale zamiast spojrzeć na Harry’ego, zaczęła nią gorączkowo przeszukiwać tłum.

– Co ty robisz? – jęknął Ron, szary na twarzy.
– Wiedziałam – wydyszała. – Snape... zobacz.

Ron chwycił lornetkę. Snape stał pośrodku trybuny naprzeciw nich. Oczy miał utkwione w Harrym i nieustannie coś mamrotał.

– On coś robi... czaruje miotłę – powiedziała Hermiona.
– To co zrobimy?
– Zostawcie to mnie.

*

Severus oglądał mecz z prawdziwą przyjemnością, całkowicie zapominając o swoich wcześniejszych dylematach. Wystarczyło tylko utrzymać w miarę obojętny wyraz twarzy i nikt nie mógł się zorientować, komu tak naprawdę kibicował.

Był też pierwszą osobą, która zorientowała się, że ktoś rzuca urok na miotłę Harry’ego. Domyślał się, kto to mógł być, jednak nie miał czasu, żeby to sprawdzić. Ważniejsze było, by od razu zareagować, więc zaczął szeptać wszystkie przeciwzaklęcia, które przychodziły mu do głowy. Jednocześnie gorączkowo rozmyślał, jak przerwać tę sytuację i sprowadzić Harry’ego bezpiecznie na ziemię. Najbardziej liczył na Hooch, która krążyła pomiędzy latającymi zawodnikami.

Jednak Rolanda nie reagowała. Severus z przerażeniem obserwował syna, który resztką sił utrzymywał się na dygocącej wściekle miotle.

Musiał wstać, żeby móc utrzymywać kontakt wzrokowy, bo w tym momencie stali już prawie wszyscy widzowie. Skoncentrowany do granic, nie widział braci Weasley próbujących ściągnąć Harry’ego na jedną ze swoich mioteł. Nie udało im się to – za każdym razem, gdy się do niego zbliżali, jego miotła podskakiwała jeszcze wyżej. Krążyli więc pod nim, najwyraźniej mając nadzieję złapać go w locie. Nie widział także Hermiony, która przepchnęła się do jego sektora i pobiegła wzdłuż rzędu tuż za nim.

*

Dziewczyna nawet się nie zatrzymała, żeby powiedzieć „przepraszam”, gdy niechcący popchnęła profesora Quirrella, tak że wpadł na głowę do następnego rzędu.

Kiedy dotarła do Snape’a, kucnęła, wyciągnęła różdżkę i wyszeptała parę dobrze dobranych słów. Z różdżki wystrzelił jasnoniebieski płomień – wprost na skraj szaty Snape’a.

Minęło ze trzydzieści sekund, zanim Snape zorientował się, że płonie. Po jego krótkim wrzasku poznała, że osiągnęła to, co zamierzała. Szybko zebrała płomienie do małego garnuszka, który miała w kieszeni, i wycofała się chyłkiem, prawie na czworakach. Snape nigdy się nie dowie, co się właściwie stało.

Ale to wystarczyło. Wysoko, w powietrzu, Harry nagle poczuł, że jest w stanie z powrotem dosiąść Nimbusa.

*

Snape zorientował się, że Harry jest już bezpieczny tuż przed tym, jak jego szata stanęła w płomieniach. Nie przestraszył się ognia. Jego okrzyk był raczej wyrazem zaskoczenia.

Hermiona bardzo się myliła myśląc, że profesor nie wie, kto go podpalił. Jednak zanim zdążył zwrócić jej uwagę, zauważył dźwigającego się z ziemi Quirrella i zrozumiał, że to panna Granger nieświadomie powstrzymała czarnoksiężnika przed zabiciem Harry’ego. Wdzięczność wyparła z niego złość, więc nie odezwał się ani słowem.

Przyjrzał się uważniej Quirrellowi, który, pomimo poniesionej przed chwilą porażki, miał na twarzy wyraz satysfakcji. Nie zrozumiał tej reakcji, ale bardzo mu się ona nie spodobała. Odwrócił się w stronę stadionu.

Harry szybował już w dół. Wszyscy zobaczyli, jak zakrywa sobie usta rękami, jakby miał zwymiotować – wylądował prawie na czworakach – zakaszlał – i coś złotego spadło mu na dłoń.

– Mam znicz! – krzyknął, wymachując nim nad głową.

Mecz zakończył się ogólnym zamieszaniem.

– On go nie złapał, on go prawie połknął – ryczał wciąż Flint jeszcze dwadzieścia minut później, ale niczego to nie zmieniało: Harry nie złamał żadnego przepisu i Lee Jordan wciąż wykrzykiwał rezultat – Gryffindor wygrał stu siedemdziesięcioma punktami do sześćdziesięciu.

Severus Snape I Mistrzyni ElksirówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz