65.

419 34 1
                                    

Rozdział dłuższy niż zazwyczaj, bo zawiera obszerne fragmenty książki „Harry Potter i Komnata Tajemnic”


– Gilderoy, to twoja wielka chwila – powiedział Severus uśmiechając się przy tym wyjątkowo złośliwie. – Pokaż uczniom, jak się zachowuje prawdziwy bohater.

Wskazał jedną dłonią na wylot tunelu, a drugą stanowczo popchnął nauczyciela obrony w jego kierunku.

Lockhart, chcąc nie chcąc, jako pierwszy wszedł do rury i zjechał nią na dół. Starał się przy tym nie wrzeszczeć, by zachować choć odrobinę godności. Poczuł się upokorzony, jak nigdy wcześniej, ale nie mógł pozwolić, żeby ktokolwiek zorientował się, co naprawdę czuje. Odsunął się na bok i poczekał na resztę.

Severus zjechał na dół jako drugi. Przez chwilę korciło go, by zatkać rurę jakimś głazem, jednak szybko porzucił ten pomysł. Bez Harry’ego i jego znajomości języka wężów prawdopodobnie nie dałby rady dotrzeć do celu.

– Zjeżdżajcie pojedynczo! – krzyknął, a jego głos poniósł się gromkim echem po podziemiach.

Harry szybko wskoczył do rury. Poczuł się tak, jakby ze straszliwą szybkością pomknął nie kończącą się, śliską, krętą i ciemną zjeżdżalnią w parku wodnym. Za sobą słyszał Rona, obijającego się na zakrętach, który najwyraźniej nie posłuchał rady, aby nie zjeżdżali wszyscy na raz.

Niespodziewanie rura zmieniła kierunek na prawie poziomy i wyleciał z niej z mokrym plaśnięciem na dno ciemnego tunelu, dość wysokiego, by w nim stanąć. Szybko odsunął się, robiąc miejsce dla pędzącego za nim Rona.

Zrobił dwa kroki w prawo i ujrzał Snape’a badającego najbliższe otoczenie przy słabym świetle różdżki. Widział skupienie na jego twarzy i zrozumiał, że profesor najchętniej pozbyłby się ich wszystkich nie dlatego, że był wredny z natury tylko dlatego, że zwyczajnie go opóźniali. Harry nie chciał być dla niego ciężarem. Za to cieszył się, że zdecydował się poprosić go o pomoc. Snape jako jedyny z nich wszystkich wydawał się wiedzieć, co robić. I co grozi Ginny.

Obok siebie wyczuł ruch i odwrócił się. To Ron kręcił się po tunelu, wyraźnie przerażony jego rozmiarami.

– Musimy być chyba parę mil pod szkołą – powiedział Harry, a jego głos odbił się głuchym echem po tunelu.

– Może pod jeziorem – dodał Ron, przyglądając się ciemnym, obślizgłym ścianom.

Lumos! – mruknął Harry do swojej różdżki, a ta natychmiast zapłonęła bladym światłem.

Po chwili z rury wyskoczyła Hermiona, a ledwie parę sekund później Cassandra. Harry aż się wzdrygnął słysząc kroki pędzącego ku nim Snape’a.

– Mówiłem pojedynczo! Czego nie zrozumieliście?

– Panie profesorze, nic się przecież nie stało – próbowała go ułaskawić Cassandra.

– Poza tym, że zlekceważyliście moje polecenie – wytknął jej. – A teraz za mną. Tylko ostrożnie, bo nie będziemy na nikogo czekać, jeśli coś mu się stanie.

Ruszyli przed siebie, chlupocąc nogami po mokrej posadzce. Tunel był przytłaczająco ciemny i cichy. Nie słyszeli nawet odgłosu swoich kroków.

Snape opuścił różdżkę, żeby przyjrzeć się posadzce i zobaczył, że jest zasłana kośćmi małych zwierząt. Starając się nie myśleć o tym, jak będzie wyglądać Ginny, kiedy ją odnajdą, prowadził wszystkich ciemnym tunelem, który zakręcał teraz łagodnie.

– Tam coś jest... – rozległ się ochrypły głos Rona.

Zamarli, wbijając oczy w ciemność. Dostrzegali zarys czegoś wielkiego i poskręcanego, co leżało przed nimi w tunelu. Nie poruszało się.

– Może śpi – wydyszał Harry, odwracając się, żeby spojrzeć na Snape’a.

– Albo jest martwe – odparł spokojnie profesor. – Podejdź bliżej i sam się przekonaj.

Harry znowu odwrócił głowę w kierunku tego czegoś, a serce biło mu tak szybko, że aż bolało. Powoli ruszył naprzód, wyciągając przed sobą różdżkę. Jej światło ześliznęło się po olbrzymiej, jadowicie zielonej skórze węża, spoczywającej w splotach na podłodze tunelu. Potwór, który ją zrzucił, musiał mieć przynajmniej dwadzieścia stóp.

– O rany... – szepnął.

Po chwili już wszyscy podziwiali ogromną wylinkę, starając się jej nie dotykać, tak na wszelki wypadek. Nagle usłyszeli za plecami jakiś ruch i w świetle wydobywającym się z różdżek zobaczyli, że Gilderoyowi Lockhartowi kolana odmówiły posłuszeństwa.

– Wstawaj – powiedział ostro Ron, celując w niego różdżką.

Lockhart wstał... a potem rzucił się na Rona, zwalając go z nóg.

Harry chciał skoczyć do przodu, ale Snape złapał go z ramię i przyciągnął do siebie. Panna Flamel, stojąca w pewnym oddaleniu, przytrzymywała Hermionę. I ona i Severus mierzyli różdżkami w Lockharta. Ale było już za późno.

Gilderoy zdążył się wyprostować. Dyszał ciężko, ale uśmiech wrócił na jego twarz. W ręku trzymał różdżkę Rona.

– Koniec przygody! – powiedział swoim dawnym tonem. – Wezmę kawałek tej skóry, powiem im, że było za późno, żeby uratować tę dziewczynkę, a wy wszyscy w tragiczny sposób postradaliście rozum na widok jej poszarpanego ciała. Pożegnajcie się ze swoimi wspomnieniami!

Uniósł oklejoną taśmą różdżkę Rona i ryknął: – Obliviate!

Chwilę wcześniej Snape i Cassandra, zasłaniając sobą pozostałych uczniów, zdążyli rzucić na Rona Zaklęcie Protego. Jednak żadna tarcza nie była mu potrzebna.

Różdżka Rona eksplodowała z siłą małej bomby. Harry odruchowo rzucił się do tyłu. Ślizgając się na skórze węża, zdążył umknąć przed wielkimi kawałami sufitu, które waliły się na podłogę. Za nim biegł Snape. W następnej chwili stali we dwóch, wpatrując się w piętrzącą się przed nimi ścianę gruzu.

– Panno Flamel – krzyknął Severus – Nic wam nie jest?

– Nam nie – dobiegł go zduszony głos Cassandry spoza zawaliska gruzu. – Ale Gilderoy jest nieprzytomny.

– I lepiej niech tak pozostanie – odkrzyknął wyraźnie wściekły profesor.

Petrificus Totalus! – usłyszeli jej głos. – Co teraz? Nie przejdziemy. Potrwa całe wieki, zanim się przekopiemy.

Snape spojrzał na sklepienie tunelu. Pojawiły się na nim szerokie szczeliny. Nie mieli czasu na rozkopywanie ogromnej sterty gruzu, a wysadzenie jej za pomocą magii było zbyt ryzykowne. Zostało mu tylko jedno wyjście.

– Poczekajcie tam na nas! – zawołał do Cassandry. – I spróbujcie usunąć trochę tego gruzu. My idziemy dalej.

Nie czekał na jej odpowiedź. Wiedział, że jeśli stażystka i towarzyszący jej uczniowie są cali, to po drugiej stronie zawaliska są bezpieczniejsi niż on i Harry po tej.

– Chcesz się pożegnać, Potter? – spytał z lekką kpiną.

– Nie, panie profesorze. Nie mamy na to czasu – odparł poważnie chłopak.
Ruszyli naprzód, mijając skórę olbrzymiego węża.

– Kiedy ta przygoda się skończy, twój przyjaciel powinien zrobić dwie rzeczy – powiedział Snape, wciąż tym samym tonem. – Po pierwsze musi zdobyć nową różdżkę, a po drugie zapamiętać, żeby nigdy nie pozwolić na to, by ktoś mu ją odebrał. Tak będzie lepiej dla wszystkich.

– To przecież nie jego wina! – Harry odruchowo zaczął bronić Rona.

– I tak i nie – Severus nieco złagodniał. – To, że rodzice postanowili go ukarać każąc mu korzystać z połamanej różdżki było głupie. I niebezpieczne. Dlatego osobiście porozmawiam o tym z Molly Weasley. Jednak to Ron nie upilnował różdżki, gdy Lockhart się na niego rzucił. Jak myślisz, jakie są wasze szanse, gdy zostaniecie pozbawieni możliwości czarowania?

– Niewielkie – bąknął chłopak, przyznając tym samym rację Snape’owi.

*

Tunel wciąż zmieniał kierunek. Można było odnieść wrażenie, że zabłądzili. Rozmowa urwała się, a cisza aż dzwoniła im w uszach. To był dobry znak – bazyliszka nie było w pobliżu. Z drugiej strony, to mogło oznaczać, że dla Ginny jest już za późno.

Każdy nerw w ciele Harry’ego był boleśnie napięty. Bardzo chciał, żeby tunel już się skończył, a jednocześnie bardzo się bał, co spotka na końcu. Ciekawiło go, czy Snape też czuje się podobnie, ale nie miał odwagi o to spytać. Profesor szedł obok niego w milczeniu, wciąż dźwigając na ramieniu worek, który od czasu do czasu się poruszał.

I wreszcie, kiedy minęli jeszcze jeden zakręt, zobaczyli przed sobą solidny mur, na którym wyrzeźbione były dwa splecione ze sobą węże z oczami z wielkich, połyskujących szmaragdów.
Harry podszedł do ściany, czując dziwną suchość w gardle. Nie było potrzeby udawać, że kamienne węże są prawdziwymi gadami, bo ich oczy naprawdę wyglądały jak żywe. Domyślił się, co powinien zrobić. Odchrząknął i wydało mu się, że szmaragdowe oczy drgnęły.

– Otwórz się – rozkazał cichym sykiem.

Węże rozdzieliły się, pojawiła się szczelina i dwie połowy muru rozsunęły się gładko, ginąc w ścianie.
Harry, dygocąc od stóp do głów, spojrzał na Snape’a, a ten, wciąż bez słowa, skinął mu głową. Weszli do środka.

*

Stali na końcu bardzo długiej komnaty wypełnionej dziwną zielonkawą poświatą. Wysokie kamienne kolumny, ozdobione splecionymi wężami, wspierały sklepienie ginące w mroku, rzucając długie czarne cienie.

Serce biło Harry’emu mocno, kiedy tak stał wsłuchany w przejmującą dreszczem ciszę. Może bazyliszek czai się gdzieś w mrocznym kącie albo za filarem? I gdzie jest Ginny?

Ścisnął mocniej różdżkę i zaczął iść między wężowymi kolumnami. Każdy ostrożny krok rozbrzmiewał głośnym echem odbijającym się od pogrążonych w cieniu ścian. Poprawił zsuwające się z nosa dwie pary okularów, chcąc upewnić się, że oczy ma zabezpieczone przed zabójczym wzrokiem bazyliszka. Snape skradał się gdzieś za nim, ale tak cicho, że chłopiec miał wrażenie, że jest w tej komnacie całkiem sam. I tylko puste oczodoły kamiennych węży zdawały się go śledzić. A potem, kiedy doszedł do ostatniej pary kolumn, ujrzał na tle ściany posąg wysoki jak sama komnata.

Musiał odchylić głowę, żeby spojrzeć na olbrzymią twarz, osadzoną gdzieś pod sklepieniem Komnaty. Omiótł posąg wzrokiem od góry do dołu. Tam pomiędzy kamiennymi stopami twarzą w dół, leżała mała postać w czarnej szacie, z płomienistymi rudymi włosami.

– Ginny! – wymamrotał Harry, podbiegając do niej i padając na kolana. – Ginny! Nie bądź martwa! Błagam cię, nie bądź martwa!

Snape zaklął cicho, jednak nie stracił zimnej krwi. Ocenił sytuację szybkim rzutem oka. Prócz Ginny i Harry’ego u stóp posągu znajdowała się jeszcze jedna osoba. Nie do końca rzeczywista, jakby niematerialna, ale z głodną ciekawością wpatrzona w jego syna. I dziwnie znajoma. Czarny Pan! – odgadł szybko i tak samo jak przed rokiem, rzucił na siebie Zaklęcie Kameleona, pozwalające mu ukryć się przed wzrokiem Voldemorta.

A później ostrożnie położył worek na posadzce i rozwiązał go. Nadszedł czas na zastawienie pułapki. Bogatszy o zeszłoroczne doświadczenia, wiedział, że ma sporo czasu – Czarny Pan nie będzie mógł się powstrzymać, by nie wyjaśnić Harry’emu, czemu zwabił go do Komnaty Tajemnic.

*

Harry, pamiętając ostatnią radę Snape’a, schował różdżkę do kieszeni szaty, chwycił Ginny za ramiona i przewrócił ją na plecy. Twarz miała białą jak marmur i tak jak marmur zimną, ale jej oczy były zamknięte, więc nie została spetryfikowana. A skoro nie, to musiała być...

– Ginny, obudź się, proszę – powtarzał, potrząsając nią rozpaczliwie.
Jej głowa miotała się bezwładnie to w jedną, to w drugą stronę.

– Ona się nie obudzi – powiedział cichy głos.

Harry wzdrygnął się i obrócił na kolanach.

O najbliższą kolumnę opierał się wysoki, czarnowłosy chłopiec. Kontury jego postaci były dziwnie zamazane, jakby Harry patrzył na niego przez zamgloną szybę. Ale nie mógł się mylić.

– Tom...Tom Riddle?

Riddle pokiwał głową, nie spuszczając oczu z twarzy Harry’ego.

– Co to znaczy, że ona się nie obudzi? – zapytał z rozpaczą Harry. – Czy ona... czy ona jest...

– Ona wciąż żyje – odpowiedział Riddle. – Ale ledwo żyje.

Harry wpatrywał się w niego uważnie. Tom Riddle był w Hogwarcie pięćdziesiąt lat temu, a oto stał przed nim jako szesnastoletni chłopak, spowity dziwną mglistą poświatą.

– Jesteś duchem? – zapytał niepewnie.

– Wspomnieniem – odrzekł spokojnie Riddle. – Wspomnieniem zachowanym w dzienniku przez pięćdziesiąt lat.

Wskazał na posadzkę przy olbrzymich stopach posągu. Leżał tam mały czarny notes, który Harry znalazł w łazience Jęczącej Marty. Dziennik, który ktoś ukradł z jego sypialni. Czy to możliwe, że to sprawka Ginny? – przemknęło mu przez myśl.

– Muszę ją stąd zabrać. Ten bazyliszek... Nie wiem, gdzie jest, ale może się pojawić w każdej chwili – powiedział Harry, ale Riddle nawet nie drgnął.

Potter, zlany potem, podciągnął Ginny za ramiona, ale dziewczynka była dla niego zbyt ciężka. Spojrzał w górę. Riddle wciąż go obserwował turlając różdżkę między swoimi długimi palcami.

– Mógłbyś mi pomóc? – poprosił Harry, wskazując na Ginny.

Na ustach Riddle’a błąkał się lekki uśmiech. Wciąż wpatrywał się w Harry’ego, bawiąc się leniwie różdżką.

– Musimy iść! Jeśli nadejdzie bazyliszek...  – powiedział Harry naglącym tonem, czując jak kolana mdleją mu pod ciężarem Ginny.

– Nie przyjdzie, dopóki nie zostanie wezwany – oznajmił spokojnie Riddle.

Harry złożył z powrotem Ginny na posadzce, bo nie był w stanie dłużej jej utrzymać.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

Riddle uśmiechnął się.

– Długo czekałem na tę chwilę, Harry Porterze – powiedział Riddle. – Na możliwość spotkania się z tobą. Porozmawiania z tobą.

– Posłuchaj – powiedział Harry, tracąc cierpliwość – chyba nie zdajesz sobie sprawy z sytuacji. Jesteśmy w Komnacie Tajemnic. Możemy porozmawiać później.

– Porozmawiamy teraz – rzekł Riddle, wciąż szeroko uśmiechnięty, i schował różdżkę do kieszeni.

Harry wpatrywał się w niego, nie mogąc pojąć, co to za dziwna gra.

– Co się stało z Ginny? – zapytał powoli.

– Cóż, to bardzo interesujące pytanie – odparł uprzejmie Riddle. – I dość długa opowieść. Przypuszczam, że prawdziwą przyczyną stanu, w jakim znalazła się Ginny, była jej naiwność i nieostrożność. Otworzyła swe serce i wyjawiła wszystkie sekrety niewidzialnemu obcemu.

– O czym ty mówisz? – zapytał Harry.

– O dzienniku. O moim dzienniku. Mała Ginny pisała w nim całymi miesiącami, zdradzając mi swoje wszystkie lęki i żale: jak dręczyli ją bracia, jak musiała pójść do szkoły z używanymi szatami i książkami, jak... – oczy mu rozbłysły – jak słynny, dobry, wielki Harry Potter nie zwracał na nią najmniejszej uwagi, ba, chyba jej nie lubił...

Przez cały czas Riddle nie spuszczał oczu z twarzy Harry’ego. Był w nich jakiś dziwny głód.

– To było bardzo nudne, wysłuchiwać tych wszystkich śmiesznych żalów jedenastoletniej dziewczynki. Byłem jednak cierpliwy. Odpisywałem jej, współczułem, byłem uprzejmy. Ginny mnie uwielbiała.

Riddle roześmiał się. Był to piskliwy, zimny śmiech, który w ogóle do niego nie pasował. Harry poczuł, że włosy mu sztywnieją i dreszcz przebiega po karku.

– Nie wstydzę się przyznać, Harry, że zawsze potrafiłem oczarować ludzi, którzy mi byli potrzebni. Ginny obnażyła przede mną swą duszę, a jej dusza okazała się akurat tym, czego potrzebowałem. Żywiłem się jej najgłębszymi lękami, najbardziej skrytymi tajemnicami i stawałem się coraz silniejszy. Stawałem się coraz potężniejszy, Harry, o wiele potężniejszy od małej panny Weasley. Na tyle potężny, że zacząłem karmić pannę Weasley moimi sekretami, że zacząłem przelewać swoją duszę w jej duszę...

– Co masz na myśli? – zapytał Harry, któremu zaschło w ustach.

– Jeszcze się nie domyślasz, Harry Potterze? – zapytał łagodnie Riddle. – To Ginny Weasley otworzyła Komnatę Tajemnic. To ona wydusiła szkolne koguty i nabazgrała te groźne napisy na ścianach. To ona poszczuła Węża Slytherina na szlamy i na kota tego charłaka.

– Nie – wyszeptał Harry.

– Tak – powiedział spokojnie Riddle. – Oczywiście z początku nie wiedziała, co robi. To było bardzo zabawne. Żebyś zobaczył jej ostatnie zapisy w dzienniku... Teraz są o wiele ciekawsze.

Harry zaciskał pięści tak mocno, że paznokcie wbiły mu się w dłonie.

– Długo trwało, zanim ta głupia Ginny przestała ufać swojemu dziennikowi – rzekł Riddle. – W końcu zaczęła coś podejrzewać i próbowała pozbyć się go. I właśnie wtedy ty wkroczyłeś na scenę, Harry. Ty znalazłeś mój dziennik, a mnie bardzo to odpowiadało. Och, jak bardzo, Harry... Każdy mógł się na niego natknąć, ale to byłeś ty, osoba, którą tak bardzo chciałem spotkać...

– A dlaczego chciałeś się ze mną spotkać? – zapytał Harry. Kipiał w nim gniew i trudno mu było opanować głos.

– Bo, widzisz, Ginny wszystko mi o tobie opowiedziała, Harry. Twoją całą fascynującą historię. – Omiótł spojrzeniem bliznę na czole Harry’ego, a głód w jego oczach stał się jeszcze bardziej przerażający. – Wiedziałem, że muszę się o tobie dowiedzieć więcej, muszę z tobą porozmawiać, spotkać się z tobą, jeśli tylko zdołam. Więc aby zdobyć twoje zaufanie, postanowiłem ci pokazać, jak wyprowadziłem w pole tego kretyna Hagrida.

– Hagrid jest moim przyjacielem – powiedział Harry drżącym głosem. – A ty go wykorzystałeś! Myślałem, że popełniłeś omyłkę, a...

Riddle znowu wybuchnął piskliwym śmiechem.

– Moje słowo przeciw słowu Hagrida, Harry. Po jednej stronie Tom Riddle, biedny sierota, ale taki zdolny, taki dzielny, prefekt szkoły, ideał ucznia; z drugiej strony wielki, nierozgarnięty Hagrid. Dyrektor Dippet po prostu musiał mi uwierzyć. Trochę obawiałem się, że ktoś w końcu zrozumie, iż Hagrid nie może być dziedzicem Slytherina, ale tylko jeden Dumbledore był przekonany, że Hagrid jest niewinny. Tylko on coś podejrzewał. Byłem ulubieńcem wszystkich nauczycieli, a on jeden nigdy mnie nie lubił...

– Założę się, że cię przejrzał – powiedział Harry, zgrzytając zębami.

– No, rzeczywiście, po wyrzuceniu Hagrida przyglądał mi się bardzo uważnie – powiedział beztrosko Riddle. – Wiedziałem, że nie byłoby bezpiecznie otwierać Komnatę ponownie, zanim opuszczę szkołę. Nie zamierzałem jednak marnować tych lat, które spędziłem na jej poszukiwaniu. Postanowiłem pozostawić ten dziennik, w którym utrwaliłem swoją tożsamość, tak aby pewnego dnia, przy odrobinie szczęścia, poprowadzić kogoś innego moimi śladami i zakończyć szlachetne dzieło Slytherina.

– Ale go nie zakończyłeś – powiedział Harry triumfalnym tonem. – Tym razem nikt nie zginął.

– Uśmiercanie szlam już mnie nie interesuje – powiedział spokojnie Riddle  Od wielu miesięcy mam nowy cel, a jest nim... jesteś nim ty...

Harry wytrzeszczył na niego oczy.

–  Nakłoniłem Ginny, żeby napisała na ścianie swoje pożegnanie i ściągnąłem ją tutaj na dół, żeby na ciebie czekać. Nie pozostało w niej wiele życia: zbyt dużo przelała w mój dziennik, we mnie, ale wystarczyło, bym wreszcie mógł opuścić jego stronice. Wiedziałem, że przyjdziesz. Mam do ciebie wiele pytań, Harry Potterze.

– Na przykład? – warknął Harry, wciąż zaciskając pięści.

– Na przykład – odrzekł Riddle, uśmiechając się z wdziękiem – jak to się stało, że nie obdarzonemu szczególną czarodziejską mocą niemowlęciu udało się pokonać największego czarodzieja wszystkich czasów? W jaki sposób ocalałeś, z jedną zaledwie blizną, podczas gdy wielki Lord Voldemort utracił swą moc?

W jego wygłodniałych oczach pojawił się dziwny czerwony blask.

– Dlaczego tak cię obchodzi, jak ocalałem? – zapytał powoli Harry. – Voldemort był dawno po tobie.

– Voldemort – powiedział cicho Riddle – jest moją przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, Harry Potterze...
Wyciągnął z kieszeni różdżkę i zaczął nią wywijać w powietrzu, wypisując świetliste litery:

Severus Snape I Mistrzyni ElksirówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz