30.

575 37 0
                                    

Snape nie zważał już na nic, nawet na drepczącą za nim Cassandrę. Zupełnie zapomniał o tym, że ona w ogóle tam jest. Spieszył się.

Zaczarował harfę, by zagrała jakąś melodię, która uśpiła Puszka. Miękko wylądował na diabelskich sidłach i wypalił w nich dziurę, tworząc przejście do komnaty z latającymi kluczami. Chwycił miotłę, wzbił się w powietrze i szybko zlokalizował potrzebny mu klucz. Złapał go i otworzył drzwi, w momencie, gdy Harry i Hermiona oddalali się od szachownicy. Domyślał się, że spotkanie z trollem już im nie groziło, więc podbiegł do bladego i nieprzytomnego Weasleya.

– Żyje – powiedział do Cassandry. – Możemy iść dalej.
– Zostawimy go tutaj? – zdziwiła się dziewczyna.
– Może pani z nim zostać – warknął. – Chociaż jemu już nic nie grozi, a my mamy inne zadanie do wykonania.
– Tak, ma pan rację, ale trochę... się boję – szepnęła nie patrząc na niego.
– O to, że Weasley nie odzyska przytomności? – nie zrozumiał.
– Nie, jemu rzeczywiście nic nie będzie – westchnęła. – Boję się... pana.

Spojrzał na nią wzrokiem bez wyrazu i dopiero po chwili dotarło do niego, co powiedziała. Kiwnął głową, doceniając jej szczerość. Nie mogła wiedzieć, kim był, ani czemu nie interesowało go nic poza dotarciem do celu, a dobrze wiedział, jak się zachowywał, gdy wyruszał na misję. Zawsze był skoncentrowany aż do granic możliwości i nie oglądał się za siebie. Kiedyś nie liczył się również z tym, że zostawiał za sobą trupy. Teraz był bardziej wyważony, choć w tym konkretnym przypadku nie wykluczał, że będzie musiał zabić.

– Panno Flamel, uprzedzałem, że ma pani być posłuszna. Jeśli ma pani z tym jakiś problem, to w tej chwili powinna pani zrezygnować – powiedział tylko.
– Ja... pójdę z panem – odparła patrząc współczująco na Rona. – Mimo wszystko muszę się przekonać, że Kamień jest bezpieczny.
– To chodźmy – skwitował tylko.

Nie zdążyli podejść do drzwi, gdy te się otworzyły i przeszła przez nie roztrzęsiona Hermiona Granger.

Spojrzała na profesora i zbladła.

– To pan! – krzyknęła histerycznie. – W takim razie kto...
– Quirrell – rzucił krótko i spojrzał na obie uczennice z niezadowoleniem. – Granger, zabierz Weasleya do skrzydła szpitalnego i powiadom Dumbledore’a, gdzie jesteśmy. Panno Flamel, proszę wypić eliksir, który pani dałem.

Hermiona patrzyła na nich z niedowierzaniem. Snape chciał ratować Harry’ego, chociaż przez cały rok szkolny myśleli, że próbuje go zabić! Jego stażystka miała na nazwisko Flamel, co jakimś cudem udało im się przeoczyć, gdy poszukiwali informacji o Nicolasie! Wszystko się pomieszało i dziewczyna czuła się skołowana.

Gdy Snape i Flamel zniknęli w komnacie, w której leżał nieprzytomny troll, podbiegła do Rona i zaczęła go cucić. Z przerażeniem myślała o tym, co poczuje Harry, kiedy przekona się, jak bardzo się pomylili. Czy to nie sprawi, że chłopak spanikuje i zrobi coś głupiego? Coś, co może kosztować go życie? Tak naprawdę dopiero teraz zaczęło do niej docierać, jak bardzo ryzykowne było to, co zrobili.

*

Kilka minut wcześniej

Harry wziął głęboki oddech i podniósł mały flakonik. Stanął twarzą do czarnych płomieni.

– No to idę – powiedział i jednym łykiem wypił zawartość.

Poczuł się tak, jakby krew zamieniła mu się w lód. Odstawił flakonik i ruszył naprzód; zobaczył, jak czarne płomienie liżą mu ciało, ale ich nie czuł – przez chwilę nie widział nic prócz ciemnego ognia – i oto był już po drugiej stronie, w ostatniej komnacie.

Ktoś już tam był, ale nie był to Snape. I nie był to nawet Voldemort. Był to Quirrell.

– To pan? – krzyknął Harry zduszonym głosem.

Quirrell uśmiechnął się.

– Tak, to ja – powiedział spokojnie. – Zastanawiałem się, czy spotkamy się tutaj, Harry Potterze.
– A ja myślałem, że... Snape...
– Severus? – Quirrell roześmiał się, ale tym razem nie był to jego zwykły nerwowy chichot, ale krótki, zimny i ostry śmiech. – Tak, Severus wygląda na takiego, prawda? Nieźle mieć takiego Severusa, który krąży po szkole jak wyrośnięty nietoperz. Kto by mógł podejrzewać tego b–b–biednego j–j–jąkałę, p–profesora Quirrella?

Harry nie mógł w to uwierzyć. To nie może być prawda, to jakiś podstęp albo żart.

– Ale Snape próbował mnie zabić!
– Nie, nie. To ja próbowałem cię zabić. Twoja przyjaciółka, panna Granger, zupełnie przypadkowo wpadła na mnie, kiedy biegła, żeby podpalić Snape'owi szatę. No wiesz, na tym meczu quidditcha. Przerwała mój kontakt wzrokowy z tobą. A już tak niewiele brakowało! Jeszcze parę sekund, a strąciłbym cię z miotły. Udałoby mi się to wcześniej, gdyby Snape nie mruczał przeciwzaklęć, żeby cię uratować.
– Snape próbował mnie uratować?
– Oczywiście – powiedział Quirrell chłodnym tonem. – A jak myślisz, dlaczego chciał sędziować w następnym meczu? Tylko dlatego, żeby się upewnić, że nie zrobię tego po raz drugi. Śmieszne, doprawdy... I tak bym nic nie zrobił, bo na widowni był Dumbledore. A wszyscy inni nauczyciele myśleli, że Snape chce odebrać Gryfonom zwycięstwo! Nie przysporzyło mu to popularności... I po co to całe marnotrawstwo czasu, skoro i tak zabiję cię tej nocy?

*

Severus rzucił Zaklęcie Niewidzialności na siebie i pannę Flamel tuż przed tym, jak przeszli przez czarne płomienie broniące dostępu do ostatniego pomieszczenia. Wykorzystując fakt, że Harry i Quirrell zajęci byli rozmową, profesor i uczennica podkradli się bliżej. Snape złapał jej dłoń i pociągnął ją za siebie. Za nic nie chciał pozwolić, by znalazła się przed nim, na linii strzału. Kiedy już odpowiednio się ustawił, dotarło do niego, o czym rozmawiali Harry i Quirrell.

– Ale przecież Snape sprawiał wrażenie, że mnie nienawidzi.
– Och, tak... Trudno powiedzieć, by darzył cię sympatią. Był w Hogwarcie razem z twoim ojcem, nie wiedziałeś o tym? Nie znosili się. No, ale nigdy nie życzył ci śmierci.

Severus zacisnął mocniej dłoń trzymającą różdżkę. Jeszcze tego mu brakowało, żeby Harry uwierzył Quirrellowi! Jakby miał za mało problemów w relacji z synem! Przynajmniej chłopak miał szansę przekonać się, że jego podejrzenia były niesłuszne, a wyciągnięte wnioski błędne. Chociaż dla Snape'a była to słaba pociecha. Na krótką chwilę stracił wątek toczącej się obok rozmowy.

– Czasami – powiedział nagle Quirrell – posłuszeństwo mojemu panu i mistrzowi sprawia mi... ee... pewną trudność... To wielki czarodziej, a ja jestem słaby i...
– To znaczy, że to on był z panem w tej pustej klasie?
– On jest ze mną wszędzie – odpowiedział cicho. – Spotkałem go, kiedy podróżowałem dookoła świata. Byłem wtedy głupim młokosem, miałem zupełnie śmieszne poglądy na dobro i zło. Lord Voldemort pokazał mi, jak bardzo się myliłem. Nie ma czegoś takiego, jak dobro i zło, jest tylko władza i potęga... I mnóstwo ludzi zbyt słabych, by osiągnąć władzę i potęgę... Od tego czasu służyłem mu wiernie, choć nie była to łatwa służba. Był wobec mnie bezlitosny – tu zadrżał nagle – i chwała mu za to. Błędów łatwo nie wybaczał. Kiedy nie udało mi się wykraść Kamienia z podziemi Gringotta, był bardzo niezadowolony. Ukarał mnie... postanowił, że odtąd będzie mnie pilnował...

Harry przestał go słuchać. Przypomniał sobie swoją wyprawę na ulicę Pokątną... Jak mógł być takim głupcem? Przecież widział tam Quirrella, sam ściskał mu rękę w Dziurawym Kotle!

Quirrell zaklął pod nosem.

– Nie rozumiem... Czyżby Kamień był wewnątrz lustra? Może powinienem je rozbić?

W głowie Harry’ego trwała rozpaczliwa gonitwa myśli.

W tej chwili pragnę tylko jednego – pomyślał – znaleźć Kamień przed Quirrellem. Więc jeśli spojrzę w lustro, ujrzę siebie, szukającego Kamienia... a to oznacza, że zobaczę, gdzie jest ukryty! Tylko... jak spojrzeć w lustro, żeby Quirrell nie zorientował się, co chcę zrobić?

Snape także zastanawiał się, jak powstrzymać Quirrella przed rozbiciem artefaktu. Wiedział, że jeśli do tego dojdzie, to Kamień przepadnie, a wtedy Dumbledore będzie winił jego. Nie wspominając o pannie Flamel i reszcie jej rodziny, która i tak nie darzyła go przesadną sympatią. Czy Harry poznał na tyle dobrze działanie Zwierciadła, że będzie wiedział, co robić?

Widać było, że chłopak próbował coś wymyślić bo zaczął się poruszać pomimo krępujących go więzów. Snape zaklął w myślach, gdy Harry upadł. Wtedy poczuł, że dłoń Cassandry wysuwa się z jego palców, a chwilę później sznury zniknęły i chłopak podniósł się na nogi. Nie widział, skąd przyszła pomoc, ale na wszelki wypadek nie rozglądał się zbyt mocno dookoła.

Quirrell nie zwracał na niego uwagi. Wciąż mówił sam do siebie.

– Co to lustro robi? Jak działa? Pomóż mi, mistrzu!

I nagle, ku przerażeniu Harry’ego, Snape'a i Cassandry, rozległ się głos, który zdawał się wychodzić z samego Quirrella.

– Użyj chłopca... Użyj chłopca...
Quirrell odwrócił się do Harry’ego.
– Tak... Potter... chodź tutaj.

Harry podszedł do niego i spojrzał na gładką taflę Zwierciadła.

Muszę kłamać, myślał gorączkowo. Muszę patrzyć w lustro i mówić, że widzę coś innego.

Najpierw ujrzał swoje odbicie, blade i przerażone. Jednak w chwilę później odbicie uśmiechnęło się do niego, włożyło rękę do kieszeni i wyjęło czerwony kamień. Potem wyraźnie mrugnęło i włożyło kamień z powrotem do kieszeni, a kiedy to zrobiło, Harry poczuł, że coś ciężkiego wpadło do jego prawdziwej kieszeni. Trudno mu było w to uwierzyć, ale w jakiś sposób zdobył Kamień Filozoficzny.

Cassandra zakryła sobie usta dłonią, żeby nie krzyknąć. Z miejsca, w którym stała, widziała w Zwierciadle to samo, co zobaczył Harry. Nie miała pojęcia, jak to było możliwe. Wiedziała za to, że teraz za wszelką cenę musi chronić chłopaka.
Najciszej jak umiała przeszła za plecami chłopca do miejsca, w którym wcześniej stała. Wyciągnęła rękę, żeby upewnić się, że dobrze trafiła, i przypadkiem uderzyła Snape’a w ramię. Mężczyzna drgnął, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku.

Dziewczyna poczekała, aż Potter zacznie mówić o tym, co rzekomo zobaczył w Zwierciadle, i szepnęła:

– Harry zdobył Kamień.
– To musimy go teraz stąd wyciągnąć – odszepnął profesor. – Proszę tu zostać i czekać na mnie.

Zrobił kilka kroków do przodu i stanął pomiędzy Quirrellem a Harrym. Jeśli Kwiryniusz zechce jakoś zaatakować chłopaka, natrafi na niewidzialną przeszkodę.

Wtedy ponownie usłyszał piskliwy głos, który już raz tego dnia zmroził mu krew w żyłach. Na szczęście tym razem, zgodnie z przewidywaniami Dumbledore'a, nie spowodowało to zamarcia w bezruchu.

– On kłamie... On kłamie... Ja z nim porozmawiam... twarzą w twarz...
– Mistrzu, nie jesteś dość silny!
– Mam dość siły... do tego...

Harry poczuł, jakby diabelskie sidła oplotły mu nogi. Nie mógł poruszyć żadnym mięśniem. Sparaliżowany, patrzył, jak Quirrell podnosi ręce i zaczyna rozwijać swój turban. Bez niego Quirrell wydał się nagle śmiesznie mały.

A potem powoli się odwrócił.

Harry byłby wrzasnął, ale nie mógł wydać żadnego dźwięku. Tam, gdzie powinien być tył głowy Quirrella, ujrzał twarz – najstraszniejszą twarz, jaką widział w życiu. Była kredowobiała, miała okropne czerwone oczy i szparki zamiast nosa, jak wąż.. Harry chciał się cofnąć, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa.

– Harry Potterze... – wyszeptała twarz – Widzisz, co ze mnie zostało? Zaledwie cień i mgła... Pojawiam się tylko wtedy, gdy mogę wstąpić w czyjeś ciało... ale zawsze byli i są tacy, co użyczają mi swoich serc i umysłów... Krew jednorożca trochę mnie wzmocniła... na parę tygodni... widziałeś, jak Quirrell pił ją dla mnie w puszczy... Lecz kiedy zdobędę Eliksir Życia, stworzę sobie nowe ciało... własne... A teraz... dlaczego nie oddajesz mi Kamienia, który spoczywa w twojej kieszeni?

A więc wiedział. Harry nagle odzyskał czucie w nogach. Cofnął się.

– Nie bądź głupcem – warknęła twarz. – Lepiej uratuj własne życie i przyłącz się do mnie... bo inaczej skończysz tak, jak twoi rodzice... Umarli, błagając mnie o litość...
– KŁAMCA! – krzyknął nagle Harry.

Quirrell szedł ku niemu tyłem, tak, aby Voldemort wciąż go widział. Upiorna twarz uśmiechała się szyderczo.

– Jakie to wzruszające... – syknęła. – Zawsze ceniłem męstwo... Tak, chłopcze, twoi rodzice byli dzielni... Najpierw zabiłem twojego ojca, walczył odważnie do końca... ale twoja matka wcale nie musiała umrzeć... próbowała cię ochronić... A teraz oddaj mi Kamień, chyba że chcesz umrzeć na próżno.
– NIGDY!

Harry puścił się biegiem ku ognistym drzwiom. Tuż za nim ruszył Severus. Jednak chyba żaden z nich nie spodziewał się, że idący tyłem Quirrell da radę ich dogonić. Na rozkaz Voldemorta skoczył do przodu, przewrócił Snape’a, na co w ogóle nie zwrócił uwagi i zacisnął dłoń na przegubie Harry'ego.

Igła ostrego bólu przeszyła czoło chłopca i sięgnęła mózgu. Zawył z bólu i z całej siły szarpnął uwięzioną ręką. Ku swojemu zaskoczeniu poczuł, że Quirrell go puścił. Ból w głowie zelżał. Rozejrzał się nieprzytomnie, szukając wzrokiem Quirrella – ten kulił się w kącie, przyglądając się swoim palcom, które pokryły się bąblami.

– Złap go! ZŁAP GO! – krzyknął Voldemort, a Quirrell rzucił się całym ciężarem na Harry’ego, zbijając go z nóg. Leżąc na posadzce, Harry znowu poczuł uścisk rąk Quirrella, tym razem na szyi, a ból w czole prawie go oślepił, lecz nie na tyle, by nie dostrzegł grymasu bólu na twarzy przeciwnika.

– Mistrzu! – zawył Quirrell – nie mogę go utrzymać... moje ręce... moje ręce...

I chociaż nadal przygważdżał go do podłogi kolanami, puścił jego szyję i spojrzał na swoje dłonie – jakby poparzone do żywej kości i jaśniejące.

– A więc zabij go, głupcze, skończ z nim raz na zawsze! – zaskrzeczał Voldemort.

Quirrell uniósł rękę, by rzucić śmiertelne zaklęcie, lecz Harry instynktownie złapał go obiema dłońmi za twarz...

– Aauuu!

Quirrell stoczył się z niego, a jego twarz również pokryły bąble. Harry zrozumiał: Quirrell nie mógł znieść dotyku jego skóry, bo sprawiało mu to straszliwy ból. I natychmiast dostrzegł w tym swoją jedyną szansę. Zerwał się na nogi i złapał go mocno za rękę.

Quirrell wrzasnął i zaczął się z nim szamotać – w głowie Harry’ego narastał ból – już go oślepił – słyszał tylko wrzaski Quirrella i wycie Voldemorta: „ZABIJ GO! ZABIJ GO!”, i jeszcze jakiś inny głos, może wewnątrz głowy, wołający: Avada Kedavra!

Błysnęło oślepiające, zielone światło, ręka Quirrella zsunęła się bezwładnie z jego przegubu... Ktoś krzyczał jego imię, ktoś złapał go, chroniąc przed upadkiem... A potem otoczyła go ciemność.

Severus Snape I Mistrzyni ElksirówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz