Smak Eliksiru Wielosokowego całkowicie mu już obrzydł, jednak pił go systematycznie, by nikt nie zorientował się, że Kevin Spencer, który mieszkał przy Privet Drive 7, był w rzeczywistości postacią fikcyjną. W ogóle musiał się bardzo starać, żeby nie odstawać od innych mieszkańców dzielnicy. Już sam fakt, że postać, w którą się wcielał, była kawalerem, wzbudzał duże zainteresowanie wszystkich kobiet w okolicy.
Severus udawał wdowca, który po śmierci żony przeniósł się na przedmieścia, gdzie szukał spokoju i zapomnienia. Początkowo sąsiadki zdawały się to szanować, jednak od pewnego czasu narzucały się mu tak nachalnie, że zastanawiał się, czy nie porzucić przykrywki i nie zamieszkać tam we własnej osobie. Wtedy raczej miałby spokój, bo w końcu żadna kobieta nie chciałaby się spotykać z kimś takim, jak on. Nie zrobił tego wyłącznie dlatego, że obiecał Dumbledore’owi, że nie będzie się wychylał.
Ciążyło mu to, że jego syn nie mógł go poznać. Prawdziwego jego, ze wszystkimi wadami, humorami i garstką zalet. Niestety, Harry znał tylko Kevina, którego od razu bardzo polubił i u którego się chował, gdy jego kuzyn za bardzo mu dokuczał. Ale dla Severusa to było za mało. Owszem, był blisko syna, opiekował się nim, poznawał go, stał się nawet jego powiernikiem, ale… No właśnie, nie mógł być dla niego ojcem.
*
To było ciężkie dziesięć lat. Kursowanie między Hogwartem a Little Whinging, ciągła, bolesna, zmiana powierzchowności, rozdarcie wewnętrze – wszystko to sprawiło, że już nie był tym samym człowiekiem, co kiedyś. Nie żeby wcześniej był miłą, sympatyczną i powszechnie lubianą osobą. Jednak nie był aż tak zgorzkniały i opryskliwy, jak go teraz postrzegano. Miało to pewne plusy – nikt nie próbował się do niego zbliżyć, nikt nie oferował mu swojej przyjaźni i dzięki temu nikt nie wiedział o jego podwójnym życiu.
Chociaż z każdym kolejnym miesiącem, było mu coraz ciężej. Obiecał sobie, że zakończy tę farsę, gdy Harry pójdzie do Hogwartu. Tam i tak będzie miał na niego oko przez większą część roku. Musiał jeszcze tylko wymyślić jakiś sposób, żeby chłopak sam odkrył, kto naprawdę jest jego ojcem.
*
To była najważniejsza Ceremonia Przydziału w życiu Severusa. Ważniejsza nawet niż jego własna. Wpatrywał się w Harry’ego nieprzeniknionym wzrokiem, próbując odgadnąć, o czym chłopak myślał. Czy się bał? Czy miał jakieś wyobrażenia na temat hogwarckich domów?
Wstrzymał oddech, kiedy Harry wyszedł na środek sali i usiadł na stołku. A gdy usłyszał, że chłopiec został przydzielony do Gryffindoru, serce stanęło mu na kilka sekund. Już drugi raz los wywinął mu taki numer – najpierw Lily a teraz Harry. Wiedział, że prędzej czy później nauczy się z tym żyć, ale w tym momencie to naprawdę bolało.
Od nietrafionego, jego zdaniem, przydziału, gorsze były tylko komentarze, które słyszał od innych nauczycieli. Że niby syn Lily i Jamesa nie mógł trafić gdzie indziej. Że jest taki podobny do ojca, a tylko oczy ma po matce. Rzeczywiście, podobieństwo jest uderzające – pomyślał z przekąsem. Z tym, że do Pottera upodabniały go tylko rozczochrane włosy. Snape wyglądałby podobnie, gdyby nie spędzał tylu godzin nad kociołkiem. Opary eliksirów miały fatalny wpływ na cerę i włosy. Pewnie dlatego niewiele kobiet decydowało się na doskonalenie się w tej dziedzinie magii.
– Jak się czujesz, Severusie? – zagadnął go Dumbledore, gdy po uczcie zostali przy stole nauczycielskim.
– Normalnie – mruknął Snape. – Nie powinienem był się spodziewać, że on trafi w końcu pod moją opiekę.
– Chyba jednak nie jest tak źle, co? – uśmiechnął się dyrektor. – Udało ci się z nim zaprzyjaźnić, kiedy udawałeś kogoś innego. Być może to ci ułatwi nawiązanie relacji z chłopcem, teraz, kiedy będziesz mógł być sobą.
– Czy ja wyglądam na osobę, z którą mógłby zaprzyjaźnić się jedenastoletni chłopiec? – parsknął. – Zwłaszcza kiedy usłyszy o mnie od innych uczniów.
– Czym się przejmujesz? To twój syn, na pewno dostrzeże w tobie podobieństwo…
– Serio? Jak miałby to zrobić, skoro wciąż słyszy, że jest taki podobny do Pottera!
– Severusie, trochę ciszej – upomniał go dyrektor, bo Snape nieświadomie podniósł głos. – To pewnie przez te okulary. Ty też powinieneś je nosić, prawda?
– Radzę sobie bez nich – przyznał, spoglądając na dyrektora z uznaniem. Nie sądził, że Dumbledore o tym wie.
– Czasami zupełnie cię nie rozumiem – roześmiał się dyrektor. – Myślałem, że się ucieszysz, że w końcu będziesz mógł być naprawdę blisko niego.
– No cóż, cieszę się – westchnął. – Czy nie będziesz miał nic przeciwko temu, żeby Harry poznał prawdę o swoim pochodzeniu?
– Chcesz mu o wszystkim powiedzieć?
– Chcę, żeby sam do tego doszedł – odparł i uśmiechnął się pod nosem. Wyszło mu to wyjątkowo krzywo, bo Dumbledore aż się wzdrygnął.
– Nie mogę ci tego zabronić – stwierdził w końcu. – Postaraj się tylko, żeby Harry za bardzo przy tym nie ucierpiał.
– Postaram się – obiecał.
– A co z panną Flamel? – spytał Dumbledore niby od niechcenia.
– A co ma być? – Snape udawał, że nie wie o co chodzi dyrektorowi.
– Upiera się, że chce być twoją praktykantką. Muszę jej coś odpowiedzieć…
– Odmów – powiedział stanowczo.
– Przydałaby ci się pomoc…
– Do rzeczy, Dumbledore – zirytował się Snape. – Podjąłeś już decyzję, prawda?
– No cóż, nie chciałbym jej odmawiać – przyznał Albus.
– Czy mam jakiś wybór?
– Oczywiście, że masz…
– Ale?
– Ale uważam, że powinieneś się zgodzić… dla naszego wspólnego dobra.
– W takim razie wezmę ją na okres próbny – zgodził się dla świętego spokoju.
W końcu umiał tak postępować z ludźmi, by ci mieli go serdecznie dość już po kilku godzinach. Ta dziewczyna nie wytrzyma nawet do końca pierwszego miesiąca praktyk – pomyślał.
*
Po pierwszym tygodniu prowadzenia praktyk, to Severus miał serdecznie dosyć wszystkiego. Panna Flamel działała mu straszliwie na nerwy. I w niczym nie przypominała swojego słynnego przodka. Była zahukana, nadwrażliwa i małomówna. Ciężko było się z nią porozumieć, nieważne, czy mówił do niej spokojnie, czy na nią wrzeszczał. Nigdy nie miał pewności, czy chociaż jedno jego słowo dotarło do jej tępawego umysłu. Zakładał, że nie, co nieustannie go irytowało. W dodatku częścią jej praktyki zawodowej było towarzyszenie mu podczas lekcji, więc wciąż czuł jej nieustającą obecność za swoimi plecami. Niby siedziała sobie cichutko w kącie sali, notowała coś w swoim kajecie i nie odzywała się ani słowem. Ale mimo wszystko była wkurzająca.
Najgorsze jednak miało dopiero nadejść – pierwsza lekcja eliksirów z pierwszym rokiem.
Snape denerwował się okropnie. Oto po raz pierwszy w życiu miał stanąć twarzą w twarz z własnym dzieckiem. Przerażająca perspektywa, nieprawdaż? A przecież tyle rzeczy mogło pójść nie tak! Dumbledore chyba wyczuł jego zdenerwowanie, bo zaraz po śniadaniu podszedł do niego i życzył mu powodzenia. Jakby to miało mu w jakikolwiek sposób pomóc.
*
(Fragment książki: Harry Potter i Kamień Filozoficzny z moimi małymi przeróbkami)
Piątek był ważnym dniem dla Harry’ego i Rona. Wreszcie udało im się trafić do Wielkiej Sali na śniadanie i ani razu po drodze nie zbłądzić.
– Co dzisiaj mamy? – zapytał Rona Harry, sypiąc sobie cukier do owsianki.
– Dwie godziny eliksirów, ze Ślizgonami – odpowiedział Ron. – Snape jest opiekunem ich domu. Mówią, że zawsze mają u niego taryfę ulgową... zobaczymy, czy to prawda.
– Żeby tak McGonagall traktowała nas ulgowo – powiedział Harry.
*
Na początku bankietu powitalnego Harry doszedł do wniosku, że profesor Snape obserwował go tak uważnie, bo z jakiegoś powodu go nie lubi. Pod koniec lekcji eliksirów wiedział już, że się mylił. Profesor wyraźnie go nienawidził.
Snape zaczął od odczytania listy i zatrzymał się przy nazwisku Harry’ego.
– Ach, tak – powiedział cicho. – Harry Potter. Nasza nowa znakomitość.
Draco Malfoy i jego przyjaciele Crabbe i Goyle parsknęli śmiechem, zakrywając twarze rękami.
CZYTASZ
Severus Snape I Mistrzyni Elksirów
FanfictionTym razem chciałam spróbować czegoś innego - wzięłam na warsztat motyw, który już pewnie nie raz był wałkowany w fan fiction i pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że Was, moi kochani czytelnicy, to nie odstraszy. A jaki to motyw? Dowiecie się już w pi...