Harry leżał w skrzydle szpitalnym aż do ostatniego dnia roku szkolnego. W tym czasie na zmianę odpoczywał i rozmyślał. Wciąż nie rozumiał, czemu Dumbledore wysłał Snape’a do podziemi. Bo za nic nie mógł uwierzyć, że profesor pojawił się tam z własnej woli. Może naprawdę nie chciał go zabić, ale wciąż widział w nim jego ojca i dlatego sprawiał wrażenie, jakby go nienawidził. Czy żywiąc do kogoś tyle negatywnych uczuć ryzykowałby dla niego życie? Raczej nie.
Mimo to, Harry był mu wdzięczny za ratunek. Nie wiedział, czy powinien mu to jakoś okazać, czy po prostu przejść nad tym do porządku dziennego. Hermiona radziła mu, by poszedł z nim porozmawiać, a Ron przeciwnie – sugerował, by zostawić ten temat w spokoju. Zresztą, nawet gdyby chciał podziękować profesorowi osobiście, to i tak nie mógł tego zrobić, bo pani Pomfrey kategorycznie zabroniła mu opuszczać szpital.
Wypuściła go dopiero na ucztę pożegnalną.
*
– Gratuluję – mruknął Snape, gdy dyrektor w końcu rozdał ostatnie punkty i ogłosił zwycięstwo Gryffindoru.
– Dziękuję – odparła rozbawiona Minerwa, do której były skierowane jego słowa. – Nareszcie koniec roku. Masz jakieś plany na wakacje?
– Bardzo śmieszne – warknął cicho. – Jakbyś nie wiedziała.
– Nadal będziesz udawał jego sąsiada? – spytała, wskazując ruchem głowy na Harry’ego.
– Jeszcze przez jakiś czas – przyznał i spojrzał na syna.
On też na niego patrzył. Uśmiechnął się nieśmiało i skinął profesorowi głową. A potem odwrócił się do świętujących zwycięstwo przyjaciół.
*
Nie wiadomo kiedy ich szafy opustoszały, a kufry same się zapakowały, a każdy otrzymał krótką notatkę, przypominającą, że w czasie wakacji nie wolno im używać żadnych zaklęć.
– Co rok mam nadzieję, że o tym zapomną – stwierdził ponuro Fred Weasley.
Później Hagrid przewiózł ich łódkami przez jezioro, i już siedzieli w ekspresie do Londynu, gawędząc i śmiejąc się, a za oknami wagonów robiło się coraz bardziej zielono i porządnie.
Pociąg mijał miasteczka mugoli, a oni pogryzali fasolki wszystkich smaków Bertiego Botta i zanim się spostrzegli, już ściągali szaty czarodziejów i wkładali kurtki i płaszcze, aby po chwili wysypać się na peron numer dziewięć i trzy czwarte na dworcu King’s Cross.
Opuszczenie peronu zajęło trochę czasu. Przy barierce stał stary, pomarszczony strażnik, który wypuszczał ich dwójkami lub trójkami, żeby nie wywołać paniki wśród mugoli nagłym wyskoczeniem ze ściany całego tłumu chłopców i dziewcząt.
– Tego lata musicie do nas przyjechać – powiedział Ron. – Wyślę wam sowy.
– Dzięki – odrzekł Harry. – Będę miał czego wyczekiwać.
Szli, potrącani przez ludzi, ku bramie wiodącej do świata mugoli. Padały okrzyki:
– Cześć, Harry!
– Do zobaczenia, Potter!
– Zawsze sławny – dodał Ron, szczerząc do niego zęby.
– Z wyjątkiem miejsca, w którym się za chwilę znajdę – mruknął Harry.
Przeszedł przez bramę razem z Ronem i Hermioną.
– O, jest, mamo, to on, zobacz!
To była Ginny Weasley, młodsza siostra Rona, ale wcale nie wskazywała na niego.
– Harry Potter! – zapiszczała. – Patrz, mamo! Widzę...
– Uspokój się, Ginny, to nieładnie pokazywać kogoś palcem.
Pani Weasley obdarzyła ich ciepłym uśmiechem.
– Rok był trudny? – zapytała.
– Oj, tak – odpowiedział Harry. – Bardzo dziękuję za karmelki i sweter, pani Weasley.
– Och, to nic takiego, kochaneczku.
– Gotowy?
To ostatnie pytanie warknął wuj Vernon, nadal purpurowy na twarzy, nadal obdarzony wielkimi wąsami i nadal wściekły na Harry’ego, który stał przed stacją w tłumie zwykłych ludzi, trzymając klatkę z sową.
– Pan jest pewno z rodziny Harry’ego – zagadnęła go przyjaźnie pani Weasley.
– Można i tak powiedzieć – odrzekł wuj Vernon. – Pospiesz się, chłopcze, nie będę marnować całego dnia.
I odszedł. Harry zwrócił się do Rona i Hermiony.
– Do zobaczenia w lecie.
– Mam nadzieję, że będziesz miał... ee... dobre wakacje – powiedziała Hermioną, patrząc niepewnie na oddalającego się wuja Vernona, wstrząśnięta tym, że można być aż tak niemiłym.
– Och, na pewno – rzekł Harry, a oni zdziwili się, widząc złośliwy uśmiech na jego twarzy. – Oni nie wiedzą, że nie wolno nam wykorzystywać magii w domu. Tego lata trochę sobie poużywam na Dudleyu.
*
Severus wyszedł z kominka i otrzepał się z popiołu. Westchnął. Dom w Little Whinging był zimny, zakurzony i pozbawiony życia. Stał pusty przez prawie dziesięć miesięcy. W poprzednich latach bywał w nim znacznie częściej, ale odkąd Harry poszedł do Hogwartu i nie mógł go tutaj odwiedzać, nie czuł się zobowiązany, by zachowywać pozory. I tak udawał architekta, który często wyjeżdża nadzorować różne projekty, więc nikogo nie powinno dziwić, że tym razem zniknął na trochę dłużej.
Machnął kilka razy różdżką, żeby nieco ogarnąć przestrzeń, w której zamierzał mieszkać przez całe lato. Odpalił komputer, chcąc upewnić się, że wciąż działa i na wielkim stole kreślarskim rozłożył kilka projektów, nad którymi rzekomo pracował. Jego przykrywka nie wymagała większych przygotowań. Kilka razy któryś z sąsiadów prosił go o pomoc w ocenie projektu przebudowy swojego domu, ale zazwyczaj wykręcał się brakiem czasu lub podawał taką cenę za ekspertyzę, że zniechęcał nawet tych najbardziej namolnych.
Wyszedł na zewnątrz, obszedł dom wokoło i pozdejmował sztaby chroniące okiennice. Potem pootwierał wszystkie okna, żeby trochę przewietrzyć wnętrze. Nie było to jego wymarzone miejsce do życia, ale w zasadzie nie mógł narzekać. Tu przynajmniej nikt go nie znał.
Po jakiejś godzinie był gotowy do odgrywania swojej roli. Miał jeszcze trochę czasu do zabicia więc wyciągnął z biblioteczki ulubiony kryminał, zaparzył sobie mocną herbatę w największym kubku, jaki posiadał i tak zaopatrzony usiadł na kanapie. I chociaż czytał tę książkę już wiele razy, to znów dał jej się całkowicie pochłonąć.
Kiedy skończył, była już późna noc. Pozamykał okna i zgasił światła. Przed snem rzucił okiem na dom Dursleyów. W oknie pokoju Harry’ego paliło się słabe, stłumione światło. Uśmiechnął się krzywo. Ciekawe, co by zrobił, gdyby odkrył, kim tak naprawdę jest Kevin?
*
Harry rozejrzał się po najmniejszej sypialni Dursleyów i westchnął ciężko. Był chyba jedynym uczniem, który nie cieszył się z tego, że nadeszły wakacje. Czekały go dwa ciężkie miesiące. Miał nadzieję, że Ron coś wymyśli, żeby go stąd wyciągnąć, ale za bardzo się na to nie nastawiał.
Podszedł do okna i zerknął na stojący po drugiej stronie ulicy dom. Kevin był u siebie. Pewnie czytał, albo projektował coś na swoim komputerze. Harry bardzo chciał z nim porozmawiać, jednak nie wiedział, jak opowiedzieć mu o tym wszystkim, co mu się przydarzyło, bez zdradzania, że jest czarodziejem. Wiedział, że tego nie wolno mu zrobić, chyba że znajdzie się w prawdziwych tarapatach. Hermiona sprawdziła specjalnie dla niego ten przepis i przytoczyła mu kilka przykładów sytuacji, w których mógł użyć magii w obecności mugoli. Miał szczerą nadzieję, że nigdy się w żadnej z nich nie znajdzie.
Nie chciało mu się spać, więc pobieżnie rozpakował swój kufer. Zapalił małą lampkę stojącą na biurku i osłonił ją tak, by jej blask nie przedostawał się na korytarz. Później wyciągnął z torby prezent, który w skrzydle szpitalnym wręczył mu Hagrid. Gajowy zdobył zdjęcia od szkolnych kolegów jego rodziców i powklejał je do albumu, który własnoręcznie oprawił.
Harry uniósł skórzaną okładkę i przekartkował album. W środku było pełno czarodziejskich fotografii. Z każdej strony uśmiechali się i machali do niego rękami jego rodzice.
On także się uśmiechnął. Wreszcie miał po nich jakąś pamiątkę. Ciotka Petunia usunęła wszystko, co kiedykolwiek należało do jego mamy, a innych członków rodziny nie miał, więc jeśli cokolwiek zostało mu po rodzicach, to najprawdopodobniej przepadło, zaraz po ich śmierci.
Przysunął album bliżej światła i zaczął uważniej przyglądać się fotografiom. Po pewnym czasie poczuł, że coś mu nie pasuje. Albo było już zbyt ciemno, albo znowu potrzebował mocniejszych okularów, ale zaczął mieć dziwne wrażenie, że jego ojciec widziany na fotografii, był tylko trochę podobny do mężczyzny, którego widział w Zwierciadle Ain Eingarp.
Może tak się zmienił przez te kilka lat? A może Zwierciadło pokazywało mu wizerunek rodziców z jakiegoś innego okresu ich życia? Nie potrafił tego odgadnąć.
Poczuł się wreszcie senny, więc zamknął album i położył się do łóżka. Przed snem sięgnął jeszcze po list, który przyniosła mu Hedwiga, kiedy jechał pociągiem. Do tej pory nie miał okazji, żeby go przeczytać. Rozwinął pergamin i przeleciał wzrokiem treść listu.
Drogi Panie Potter,
Jesteśmy zaszczyceni, że korzysta Pan z naszej miotły. Cieszy nas fakt, że przypadła ona Panu do gustu. Jednak z przykrością musimy poinformować, że nie możemy podać Panu nazwiska osoby, która za ową miotłę zapłaciła. Osoba ta, bardzo wyraźnie zaznaczyła, że chce pozostać anonimowa.Moglibyśmy się przychylić do Pańskiej prośby, ale w razie ujawnienia tych danych obiecano nam, cytuję: długotrwałe tortury i śmierć w najgorszych męczarniach. W tej sytuacji wyrażamy nadzieję, że zrozumie Pan, czemu nie złamiemy słowa danego Klientowi.
Z wyrazami szacunku,
Prezes firmy Miotły Sportowe Nimbus
Harry nie mógł się powstrzymać i wybuchnął szczerym śmiechem. Treść tego listu wydała mu się absurdalna, a fragment o torturach i śmierci w męczarniach wręcz nieprawdopodobny. Kto u licha mógł zagrozić czymś takim wytwórcom mioteł? Na myśl przyszedł mu tylko jeden człowiek, Snape, ale jego już dawno skreślił z listy ewentualnych darczyńców. Ktokolwiek to był, to wymyślił genialny sposób by móc zachować anonimowość.
Odłożył list na biurko, zdjął okulary, zgasił lampkę i wyciągnął się na łóżku. To był męczący rok, pełen wrażeń, obaw i przygód. Z jednej strony miał nadzieję, że kolejny będzie spokojniejszy, a z drugiej... liczył na to, że to dopiero początek. Że on, Ron i Hermiona przeżyją jeszcze niejedną przygodę.
CZYTASZ
Severus Snape I Mistrzyni Elksirów
FanfictionTym razem chciałam spróbować czegoś innego - wzięłam na warsztat motyw, który już pewnie nie raz był wałkowany w fan fiction i pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że Was, moi kochani czytelnicy, to nie odstraszy. A jaki to motyw? Dowiecie się już w pi...