66.

372 41 0
                                    

Rozdział  zawiera obszerne fragmenty książki „Harry Potter i Komnata Tajemnic”


Dygocąc na całym ciele, Harry dźwignął się na nogi. W głowie mu wirowało, jakby odbył właśnie długą podróż po użyciu proszku Fiuu.

Wtedy usłyszał słaby jęk dochodzący z końca Komnaty.

Ginny poruszyła się. Harry podbiegł do niej i wtedy zobaczył Snape’a, który stał się na nowo widoczny. Profesor wydawał się bardzo zmęczony, jakby stoczył jakąś potworną walkę. Jego dłonie, które spoczywały na dłoniach Ginny były czerwone, jak po włożeniu do wrzątku.

– Panie profesorze, już w porządku – szepnął przejęty chłopak, który zrozumiał, że Snape wzmacniał dziewczynkę własną mocą. – Ginny już nic nie grozi.

Severus pokręcił głową, czując się tak, jakby budził się ze snu. Dopiero po chwili dotarły do niego słowa Harry’ego.

– A Riddle? – wychrypiał.

– Pokonany – syn pomachał mu zniszczonym dziennikiem przed twarzą. – Dziękuję za...

Ginny gwałtownie usiadła. Otworzyła szeroko oczy i spojrzała na martwego bazyliszka, na Harry’ego w zakrwawionej szacie, potem na dziennik, który trzymał w ręku, a na końcu na Snape’a. Westchnęła głęboko i łzy zaczęły spływać jej po policzkach.

– Harry... och, Harry... próbowałam ci powiedzieć, ale n–nie mogłam tego zrobić przy Percym – zaczęła wyjaśniać, a później zwróciła się do profesora. – Tak, to ja... ale... p–przysięgam, ja tego nie chciałam... to R–Riddle mnie do tego zmusił, on mnie opętał... i... jak wam się udało zabić to... to coś? G–gdzie jest Riddle? Ostatnie, co pamiętam, to jak wychodził z dziennika i...

– Uspokój się, już po wszystkim – powiedział Harry, podnosząc dziennik i pokazując jej dziurę. – Nie ma już Riddle’a. Popatrz! Chodź, Ginny, musimy się stąd wydostać...

– Na pewno mnie wyrzucą! – zaszlochała Ginny, kiedy Harry pomógł jej stanąć na nogach. – Tak marzyłam o Hogwarcie, odkąd wrócił z niego B–Bill, a t–teraz mnie wyrzucą i... c–co powiedzą rodzice?

– Myślę, że to nie ty będziesz im wyjaśniać co się stało, tylko dyrektor, więc nie musisz się o to martwić – wtrącił Severus, który wciąż jeszcze czuł się osłabiony po tym, jak oddał jej część swoich sił życiowych. – Potter, zaprowadź pannę Weasley do wyjścia.

– A... a pan? Co pan zamierza zrobić? – spytał nagle zaniepokojony Harry.

Severus posłał mu ciężkie, zmęczone spojrzenie, więc chłopiec złapał Ginny za rękę i tak szybko, jak to było możliwe, pociągnął ją w stronę zawaliska.
Snape tymczasem cofnął się kilka kroków, odetchnął głęboko i machnął różdżką. Nagle Komnatę Tajemnic wypełnił huczący ogień, przyjmujący kształty podobne do rozmaitych bestii i pochłaniający wszystko, co znalazło się na jego drodze, w tym ciało bazyliszka i posąg Salazara Slytherina. Dopiero, gdy czarodziej był pewien, że nie został już żaden ślad po Voldemorcie i jego wężu, cofnął zaklęcie.

Był potwornie zmęczony. Czuł, że jeszcze jeden taki wysiłek i wyląduje w skrzydle szpitalnym, bo nie da rady wrócić do swoich kwater. Myśl o tym, że miałby być zdany na łaskę szkolnej pielęgniarki wyzwoliła w nim nadludzkie siły.

Dogonił Harry’ego i Ginny, którzy właśnie przechodzili przez dziurę w zawalisku. Przecisnął się tuż za nimi i w milczeniu przeczekał wybuchy radości, okrzyki niedowierzania i pospiesznie składaną relację z tego, co się wydarzyło w Komnacie Tajemnic.

– Wystarczy – powiedział, gdy pokłady jego cierpliwości się wyczerpały. – Mam nadzieję, że gdy my narażaliśmy życie, wy znaleźliście sposób na powrót do zamku.

Po tych słowach zapadła błoga cisza. Ron spojrzał z nadzieją najpierw na Hermionę, a później na pannę Flamel, ale żadna z nich nie wyrywała się do odpowiedzi. Snape uśmiechnął się pod nosem. Nawet się nie spodziewał, że ktokolwiek z nich o tym pomyśli. Zerknął z nadzieją na Fawkesa, który krążył nad ich głowami, a ptak zaskrzeczał, jakby odgadując jego nieme pytanie.

Feniks, którego szerokie szkarłatne skrzydła promieniowały złotą poświatą, poprowadził ich z powrotem do wylotu rury. Siedział tam Gilderoy Lockhart, nucąc coś pod nosem.

– Stracił pamięć – wyjaśniła Snape’owi Cassandra. – Jego Zaklęcie Zapomnienia ugodziło w niego.

– Cudownie – mruknął Severus. – Jak bardzo z nim źle?

– Nie ma pojęcia, kim jest, gdzie jest i kim my jesteśmy. Powiedziałam mu, żeby tutaj poczekał. Może sobie zrobić krzywdę.

Lockhart spojrzał na nich dobrodusznie.

– Witajcie – powiedział. – To dziwne miejsce, prawda? Mieszkacie tutaj?

– Czyż nie jest uroczy? – spytała Cassandra, a Snape wbrew sobie zachichotał.

– Musimy go zabrać ze sobą – powiedział z głębokim żalem. – Słuchajcie, feniksy potrafią przenosić ogromne ciężary, więc pewnie z nami też sobie poradzi. Złapcie się za ręce, a później za jego ogon.

Fawkes przemknął obok Harry’ego i unosił się teraz przed nimi; jego paciorkowate oczy migotały w ciemności. Nastroszył długie złote pióra w ogonie. Czarodzieje ustawili się gęsiego, trzymając się za ręce: Potter, Hermiona i Ginny na przedzie, za nimi Ron, Lockhart i Cassandra. Snape stanął na końcu i gestem zachęcił Harry’ego, by zacisnął dłoń na ogonie feniksa.

Chłopiec posłuchał. Nagle poczuł się dziwnie lekki, a w następnej sekundzie świsnęło i wszyscy siedmioro pomknęli w górę czarnym tunelem rury. Harry słyszał gdzieś pod sobą stłumione okrzyki Lockharta: „Zdumiewające! Po prostu jak czary!” Zimne powietrze targało mu włosy, ale już po chwili podróż się skończyła – wszyscy powypadali na mokrą podłogę łazienki Jęczącej Marty, a umywalka ukrywająca wylot rury zasuwała się już na swoje miejsce.

– Gdzie teraz? – zapytał Harry, patrząc z niepokojem na profesora.

– Do gabinetu dyrektora – odparł ten, czując, że właśnie tam powinni się udać.

Fawkes najwyraźniej był tego samego zdania, bo poprowadził ich piętro wyżej, do strzeżonego przez gargulca przejścia. Severus podał hasło i pojawiły się schody, którymi powlekli się na górę, do gabinetu.

*

Przez chwilę w pomieszczeniu zalegała cisza, kiedy Harry, Ron, Hermiona, Ginny, Snape, Flamel i Lockhart stanęli w drzwiach, pokryci brudem, szlamem i (w przypadku Harry’ego) krwią. Potem rozległ się krzyk:

– Ginny!

Była to pani Weasley, która siedziała przy kominku, płacząc. Zerwała się na nogi, za nią podskoczył pan Weasley i oboje rzucili się na swoją córkę.

Harry nie patrzył jednak na nich. Wsparty o okap kominka stał rozradowany Dumbledore, a obok profesor McGonagall, która oddychała głęboko, trzymając się za serce. Fawkes przeleciał Harry’emu tuż koło ucha i wylądował na ramieniu Dumbledore’a, a w chwilę później pani Weasley zagarnęła jego, Hermionę i Rona w swoje ramiona.

– Uratowaliście ją! Uratowaliście ją! Jak wam się to udało?

– Myślę, że wszyscy chcemy się tego dowiedzieć – powiedziała profesor McGonagall słabym głosem.

Pani Weasley wypuściła z objęć Harry’ego, który zawahał się przez chwilę, a potem zaczął opowiadać.

Przez blisko kwadrans mówił w kompletnej ciszy: opowiedział im o bezcielesnym szepcie i o tym, jak dowiedzieli się, że to głos bazyliszka wędrującego rurami kanalizacyjnymi; jak odkryli, że wejście do Komnaty Tajemnic może znajdować się w łazience Jęczącej Marty. Harry, który trochę już ochrypł, opowiedział im jeszcze, o pojawieniu się w krytycznym momencie Fawkesa i o fortelu profesora Snape’a. I o tym, jak został ranny... lecz jak do tej pory nie wspomniał o dzienniku Riddle’a... i o Ginny. Nie wiedział, jak to wytłumaczyć, żeby wszyscy mu uwierzyli.

Severus Snape I Mistrzyni ElksirówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz