75.

308 30 0
                                    

Severus wysłuchał relacji Aleksandra siląc się na zachowanie spokoju. To tylko podejrzenia — powtarzał sobie w myślach. Nie mógł dać się porwać emocjom. Nie tym razem. Jeśli któregoś dnia stanie z Blackiem twarzą w twarz, to będzie wiedział, co zrobić. Ale pochopne działania w tym momencie były niewskazane.

— Sev? Słuchasz mnie?

— Słucham — mruknął. — Dzięki, Saszka.

— Nie o to mi chodziło! Co robimy? Przecież Harry może być w niebezpieczeństwie!

— Nic nie robimy. Jak sam mówisz, Harry jest teraz w Egipcie, pod opieką Weasleyów, więc jest względnie bezpieczny.

— Czyś ty zwariował do reszty? Black uciekł z Azkabanu! Myślisz, że przedostanie się za granicę będzie dla niego trudniejsze niż to?

— Nie wiem. W sumie, to wolę o tym nie myśleć.

— Co?

— Wolę. O. Tym. Nie. Myśleć. Rozumiesz?

Aleksander odruchowo chciał zaprzeczyć, kiedy nagle go olśniło.

— Rozumiem — powiedział tylko.

— Cieszę się. I zmień już temat, bo nie ręczę za siebie.

Snape nie chciał przyznać tego na głos, ale wystarczyłoby jeszcze jedno głupie pytanie Rasputina, żeby doszło do wybuchu. Hamował swój temperament, trzymał nerwy na wodzy, ale niepokój o syna sprawiał, że wszelkie tamy wzniesione w jego umyśle stały się kruche, jak jeszcze nigdy wcześniej. Dawno temu obiecał sobie, że nie będzie do tego wracał. Że nie będzie rozpamiętywał tego, co zrobił. Nie zapomniał o tym, ale nie mógł spędzić reszty życia na obwinianiu się o śmierć Lily. Jednak nie miał oporów, by znienawidzić za to Blacka. A teraz ten psychopata uciekł z więzienia, żeby dopaść Harry’ego. Owszem, to mogły być tylko podejrzenia strażników więziennych, ale Snape, nauczony doświadczeniem, wiedział, że jeśli Harry’emu coś może zagrażać, to na pewno będzie mu to zagrażać.

— Mam wrażenie, że możemy zacząć zaklinać — powiedział do Aleksandra.

— Co? Ach, tak — zgodził się z nim Rasputin, chociaż myślami błądził dość daleko.

— Skup się! — zdenerwowany Snape podniósł głos i natychmiast tego pożałował.

Aleksander napiął mięśnie całego ciała i ścisnął mocniej różdżkę. Jego spojrzenie stało się nagle czujne, zimne, nieprzyjemne. Był gotowy do ataku. Do walki na śmierć i życie. Severus cofnął się o krok,  uniósł ręce i stanął tak, by Sasza mógł zobaczyć, że nie ma złych zamiarów.

Rasputin potrzebował kilkunastu sekund, by to dostrzec. Wspomnienia innego dnia i innej osoby mówiącej dokładnie te same słowa zupełnie go zaślepiły. Krótki rozkaz, po którym następowała seria ataków, zwykle wiążących się z niebywałym bólem zarówno fizycznym jak i psychicznym. Zamrugał, rozluźnił się i spojrzał na Snape’a z wyrzutem.

— Przepraszam — powiedział Severus cicho.

Wiedział, w jaki sposób wydobyć z Saszy bestię. Świadomie nigdy by tego nie zrobił. Zawsze pilnował, by na niego nie krzyczeć, nie rozkazywać mu, nie przywoływać bolesnych wspomnień. Wiedział, że luz i beztroska Aleksandra są starannie wypracowanym wizerunkiem, twarzą kogoś, kim Aleksander był kiedyś, dawno temu, gdy dopiero zaczynali szkołę.

— Nic się nie stało — wydyszał Rasputin. — Kurwa, nienawidzę tego.

— Wiem — przyznał Snape z autentyczną skruchą.

—Zapomnijmy o tym — Sasza zbył jego dalsze przeprosiny machnięciem ręki. — Ale może wyjdźmy na zewnątrz, muszę odetchnąć świeżym powietrzem.

Wyszedł pierwszy, nie oglądając się na Severusa, który z pewnym wahaniem ruszył za nim.

— Saszka, jeśli nie chcesz, to sam to zrobię.

— Nie traktuj mnie jak dziecka, Sev. Straciłem na chwilę kontrolę, ale już jest w porządku. Serio.

— No dobra, to zacznijmy od zabezpieczenia płotu, a potem zajmiemy się resztą podwórka.

Kiedy kilka godzin później usiedli na ganku, racząc się kanapkami z peklowaną wołowiną i zimnym piwem, kawałek ziemi i dom należący do Severusa, zdawały się lśnić od rzuconych zaklęć ochronnych. Obaj mężczyźni byli wykończeni, ale też zadowoleni, w dodatku praca wymagająca skupienia pozwoliła im się uspokoić.

— Nie sądziłem, że tak szybko uwiniemy się z tym remontem — powiedział Sasza.

— Ja też nie — zgodził się z nim Snape. — Ale cieszę się, że tak się stało. Tutaj Harry będzie bezpieczny.

— Czyli kończysz z tą całą konspiracją?

— Tak. Nie od razu, ale do końca roku szkolnego powiem mu prawdę.

— Dumbledore nie będzie zadowolony.

— Mam to gdzieś — stwierdził Severus i pociągnął większy łyk piwa z butelki. — Chyba już czas, żebym zaczął myśleć o sobie. Zwłaszcza, że jego plan wcale nie jest doskonały.

— To mnie akurat nie dziwi.

Severus zaśmiał się cicho. Aleksander od początku był przeciwny pomysłowi Albusa. Jego zdaniem Harry od razu powinien był trafić pod opiekę ojca, chociaż ten niespecjalnie wtedy zasługiwał na to miano. Później zresztą też nie. Snape dopiero niedawno zaczął przyznawać mu rację. A Dumbledore twardo bronił swojej koncepcji, że nic tak dobrze nie ochroni chłopaka, jak sam fakt, że Petunia jest siostrą jego matki, która oddała za niego życie.

— Myślę, że Albus jakoś to przełknie, gdy przypomnę mu, że w ostatnich latach, gdy Harry był pod jego opieką, to dwa razy znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

— Z którego uratował go nauczyciel nienawidzący uczniów — zachichotał Rasputin. — Swoją drogą, to powinno dać chłopakowi do myślenia.

— Ja wcale nie nienawidzę uczniów — zaperzył się Snape. — Po prostu nie lubię większości z nich.

Odpowiedziała mu cisza. Aleksander siedział ze wzrokiem utkwionym w bliżej nieokreślonym punkcie przestrzeni, a na jego ustach pojawił się uśmiech, który z każdą minutą stawał się coraz szerszy. Severus zadrżał. Sasza miał taką minę zawsze, gdy wpadał na jakiś iście szatański pomysł. I trwał w zamyśleniu tak długo, aż dopracował wszystkie szczegóły. Biorąc pod uwagę to, co w ostatnich dniach działo się wokół nich, to ktoś właśnie powinien zacząć się bać.

*

Następnego dnia Aleksander wyszedł z domu koło południa. Snape dobrze odgadł, że wpadł na jakiś pomysł, ale Rasputin nie zamierzał się nim dzielić, dopóki nie porozmawia z Dumbledore’em. Niestety, bez zgody dyrektora cały plan spaliłby na panewce, więc nie było sensu strzępić języka nadaremnie.

Poprzedniego dnia uprzedził Albusa o swojej wizycie, a rano otrzymał odpowiedź, więc teraz teleportował się w Hogsmeade, gdzie w Gospodzie pod Świńskim Łbem miał na niego czekać dyrektor.

— O czym chciałeś ze mną rozmawiać, Aleksandrze? — spytał autentycznie zaciekawiony Albus.

— O bieżącej sytuacji — odparł tajemniczo Rasputin. — A konkretnie o Syriuszu Blacku i jego ucieczce z Azkabanu.

— To chyba sprawa dla aurorów. Jeśli masz jakieś informacje dotyczące tej sprawy, to powinieneś im je przekazać.

— Niestety w tej kwestii nie mogę pomóc. Ale uważam, że skoro Harry będzie w niebezpieczeństwie, to mógłbym się przydać tutaj,  w Hogwarcie.

— Czemu uważasz, że akurat tu chłopcu będzie coś groziło?

— Choćby dlatego, że ostatnie dwa lata były dla niego dość ciężkie, a Voldemort próbował go zabić właśnie tutaj, na terenie szkoły. Severus... nie zawsze może mieć oko na Harry’ego. A ja chętnie służę drugą parą oczu.

Dumbledore zamyślił się, nie spuszczając przy tym wzroku z Rasputina. Pamiętał go jako ucznia. Zdolnego, inteligentnego, ale zamkniętego w sobie i kiepsko radzącego sobie z napadami agresji. W zasadzie tylko Severus, chociaż sam miał mnóstwo problemów na głowie, był w stanie zaprzyjaźnić się z tym chłopcem. Jak widać ta przyjaźń przetrwała lata, a Aleksander nie był już tak wycofany, jak dawniej. I był gotów pomóc Snape’owi w chronieniu Harry’ego, co oznaczało, że musiał znać prawdę o pochodzeniu chłopca.

— Minister zapewnia mnie, że Black nie będzie stanowił zagrożenia dla uczniów, bo zostanie złapany w ciągu kilku najbliższych dni — odezwał się wreszcie. — I mam ogromną nadzieję, że tak właśnie się stanie. Jednak wolę być przygotowany na każdą ewentualność i chętnie wysłucham twojej propozycji. Jak mielibyśmy uzasadnić twoją obecność w Hogwarcie?

— Myślałem o tym, że mógłbym tu uczyć — odparł dziarsko Aleksander. — W końcu co roku szukasz nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią.

— Przykro mi, ale to stanowisko jest już obsadzone. Ktoś cię ubiegł.

— To może wprowadzisz nowy przedmiot? Albo przynajmniej kursy dla chętnych?

— Z jakiej dziedziny? — zainteresował się Dumbledore.

— Z tkania iluzji — uśmiechnął się Rasputin i podał mu swój dyplom mistrzowski.

Dyrektor spojrzał na niego z uznaniem. Iluzje były formą sztuki, jak malowanie czy gra na instrumencie. Podstaw nauczyć się mógł każdy, ale bez wrodzonego talentu nigdy nie można było osiągnąć doskonałości w tej dziedzinie.

— Kursy to chyba najlepsze rozwiązanie w tym momencie.

— Też tak sądzę — Sasza uśmiechnął się lekko do własnych myśli. — A swoją drogą, kto mnie ubiegł?

— Remus Lupin.

Uśmiech zastygł na twarzy Aleksandra. Najpierw Black, teraz Lupin. Biedny Sev!

*

Cassandra wróciła z Włoch do Londynu z silnym postanowieniem, że umówi się z Lorelai i jakoś podpyta ją o Snape’a. Ale Queen, chociaż na początku wyraźnie się ucieszyła, odwołała spotkanie i przestała opisywać na listy. To wydało się dziewczynie niepokojące, więc niewiele myśląc poszła do kliniki.

Lora siedziała sama w swoim gabinecie, widać ją było przez niedomknięte drzwi, więc Cassie zapukała delikatnie, po czym weszła do środka, nie czekając na zaproszenie.

— Wszystko w porządku? — spytała niepewnie, przystając przy biurku uzdrowicielki. — Nie odpisałaś mi i pomyślałam, że wpadnę...

— Przepraszam cię, ale nie miałam do tego głowy — odparła Lorelai.

Wyglądała, jakby miała się za chwilę rozpłakać. Cassandra podeszła bliżej i położyła jej dłoń na ramieniu.

— Coś się stało?

— Tak — Queen popatrzyła na nią i szybko podjęła decyzję. W końcu jeśli istniał ktoś, komu można było powierzyć tajemnicę, to tym kimś była Flamel. — Wszystko ci powiem, ale nie tutaj.

Poderwała się od biurka, chwyciła swoją torbę i praktycznie uciekła z własnego gabinetu. Opanowała się dopiero za drzwiami. Nabrała głęboko powietrza do płuc i wypuściła je powoli. Kiedy zaniepokojona Cassandra wyszła na korytarz, uzdrowicielka zamknęła gabinet na klucz i zachowując się całkiem zwyczajnie ruszyła w stronę szpitalnej herbaciarni.

— Zaczynasz mnie przerażać — wyszeptała Flamel, kiedy w końcu usiadły przy stoliku.

— Jest aż tak źle?

— Nie wiem, co rozumiesz przez źle, ale na pewno nie jest dobrze.

— No nie jest — westchnęła ciężko Lorelai. — Od ucieczki Syriusza nie potrafię się rozluźnić. Boję się wychodzić z domu, chodzę tylko do pracy. Naprawdę chciałam się z tobą spotkać, ale nie potrafiłam...

— Syriusza? — podchwyciła bystrze Cassandra. — Nie Blacka, tylko Syriusza?

— Za dużo czasu spędzasz ze Snape’em — mruknęła Queen. — Dobrze usłyszałaś. Znam Syriusza od naszego pierwszego roku w Hogwarcie. Zaraz po szkole... zaczęliśmy się spotykać. Być może gdyby nie ta przeklęta wojna, coś by z tego było. No a później...

Rozpłakała się i ukryła twarz w dłoniach. Flamel podeszła do niej i objęła ją ramieniem, jednocześnie szukając chusteczki.

— Nie miałam pojęcia, że byłby zdolny do czegoś takiego — załkała Lorelai i wtuliła się w Cassandrę. — Nie wierzyłam... nadal nie mogę uwierzyć...

— Kochałaś go — stwierdziła poruszona Cassie.

— Do szaleństwa — przyznała Queen. — A teraz się boję, że mnie znajdzie.

— Myślisz, że właśnie dlatego uciekł?

— Nie wiem, czemu to zrobił. Nie chcę wiedzieć. Ale nic nie poradzę na to, że się boję.

— Może powinnaś wyjechać? Założę się, że masz jakiś niewykorzystany urlop.

Lorelai przestała szlochać, wytarła oczy i nos chusteczką i dopiero wtedy spojrzała na Cassandrę.

— Urlop? — spytała nieco raźniejszym tonem. — A wiesz, że to niegłupi pomysł.

— Wiem — zaśmiała się cicho Cassandra. — Sama mi to doradzałaś a ja w końcu cię posłuchałam. Teraz twoja kolej.

— Nie wierzę. Byłaś na wczasach? — Queen czuła się coraz lepiej i zaczynała przypominać dawną siebie.

— Zostałam na kilka dni we Włoszech po Kongresie Alchemicznym.

— O! Byłaś na Kongresie? — wykrzyknęła Lora, a później znacznie ciszej spytała: — Z Severusem?

— Z profesorem — poprawiła z naciskiem Flamel, ale i tak poczuła, jak oblewa się rumieńcem.

— I to o tym chciałaś porozmawiać?

— Nie zupełnie — zawahała się Cassandra. — W zasadzie chciałam cię o coś spytać... Ale to już nieważne.

— Daj spokój — Lorelai delikatnie uścisnęła jej dłoń. — Dzięki tobie po raz pierwszy od kilku dni czuję się jak człowiek, więc możesz pytać o wszystko.

— Na zjeździe poznałam Aleksandra. Jest przyjacielem Snape’a.

— Sasza — westchnęła Queen. — Wspominał coś o mnie?

— Nie, on nie.

— Acha, czyli Severus przekazał mu moje pozdrowienia.

— Tak. I odniosłam wrażenie, że coś was łączyło. Liczyłam na jakieś pikantne plotki, ale teraz powiedziałaś mi o Syriuszu i...

Lorelai przerwała jej histerycznym wybuchem śmiechu.

— Wiesz co, to nie jest temat na rozmowę przy herbacie — stwierdziła, gdy uspokoiła się odrobinę. — Raczej przy wódce.

*

— Saszka był z nami na roku — opowiadała Lorelai kiedy przeniosły się ze szpitala do mieszkania Cassandry. — Ze mną, Syriuszem, Potterami i ze Snape’em. Był w Ravenclawie, jak ja, ale powszechnie uważano, że powinien był trafić do Slytherinu. Być może dlatego zaprzyjaźnił się z Severusem. Ja się go trochę bałam. Jak większość uczniów. On, wtedy, zupełnie nad sobą nie panował. Wystarczyło jedno słowo, jakiś gest i wpadał w szał. Rzucał zaklęciami na lewo i prawo, nie bacząc na to, że może komuś zrobić krzywdę. Nikt z nas nie wiedział, co się za tym kryło, ale jak to dzieci, nie doszukiwaliśmy się drugiego dna, tylko po prostu go unikaliśmy.

Cassandra nie wierzyła w to, co słyszała. Czy to możliwe, żeby Rasputin aż tak się zmienił przez lata? Albo, co gorsza, żeby tak dobrze udawał kogoś, kim nie jest?

— Pod koniec szkoły, gdy wybuchła wojna, Aleksander znacznie się uspokoił — kontynuowała Queen. — Nie powiem ci, przez co przeszedł, bo jeśli będzie chciał, sam ci to wyzna. Spotkaliśmy się ze dwa lata po wojnie. Syriusz siedział już wtedy w Azkabanie, a ja próbowałam o nim zapomnieć. Sasza też próbował... Zaczęliśmy się spotykać, ale nic z tego nie wyszło. Ja miałam swoją pracę, jakieś ambicje i plany, a on... był lekkoduchem. Pewnie nadal nim jest. Zupełnie, jakby chciał nadrobić stracone dzieciństwo.

Ten opis już znacznie bardziej pasował do tego Aleksandra, którego Cassie poznała.

— A jednak kazałaś Snape’owi go pozdrowić — powiedziała nieświadoma, że robi to na głos.

— Sama nie wiem, czemu to zrobiłam — westchnęła Lorelai. — Może to spotkanie z Severusem w zeszłym roku przywołało wspomnienia? A może... sama nie wiem... Zatęskniłam za dawnym życiem?

Queen wychyliła kieliszek wódki jednym haustem i zapatrzyła się na budzący się do nocnego życia magiczny Londyn. Po dłuższej chwili dodała:

— Chyba powinnam uważać, za czym tęsknię.

Severus Snape I Mistrzyni ElksirówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz