67.

368 37 3
                                    

Harry brał już udział w kilku ucztach w Hogwarcie, ale jeszcze nigdy nie był na takiej jak ta. Wszyscy byli w piżamach, a zabawa trwała całą noc. W końcu nie wiedział już, co było w tym wszystkim najlepsze: Justyn zrywający się od stołu Puchonów, żeby uścisnąć mu rękę i po raz któryś przepraszać za swoje podejrzenia, czy Hagrid, który zjawił się o pół do czwartej nad ranem, czy ogłoszenie wszem i wobec, że on, Hermiona i Ron zdobyli Specjalną Nagrodę Za Zasługi Dla Szkoły czy profesor McGonagall powstająca, by ogłosić, że odwołuje się wszystkie egzaminy („Och, nie!”, krzyknęła Hermiona), czy Dumbledore oznajmiający „z wielkim żalem”, że profesor Lockhart nie będzie mógł już ich uczyć, ponieważ musi wyjechać i odzyskać pamięć. Wśród wiwatujących po ogłoszeniu tej ostatniej nowiny nie brakowało nauczycieli.

– Szkoda – powiedział Ron, zabierając się do kolejnego pączka z konfiturą. – Już zacząłem go wychowywać.

*

Cassandra nawet przez chwilę nie łudziła się, że jej egzaminy końcowe także zostaną odwołane. Dlatego zaraz następnego dnia rano zjawiła się w szkole i jak gdyby nigdy nic weszła do cieplarni, w której hodowała swoje rośliny i zabrała się do pracy.

Snape, który wymknął się z uczty po północy, by odespać i zregenerować siły, dołączył do niej kilka minut później. Był bledszy niż zwykle, ale tak samo ponury i małomówny, więc dziewczyna doszła do wniosku, że musiał już poczuć się lepiej. Jednak nadal nie wiedziała, co go tak osłabiło, bo Harry pominął to w swojej relacji.

– Dobrze się pan czuje? – zaryzykowała i spytała.

Odruchowo miał już odwarknąć, że to nie jej sprawa, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Wiedział, że wczoraj wyglądał na wycieńczonego. I, jak się okazało, tylko ona zwróciła na to uwagę. A Snape, chociaż nigdy by się do tego nie przyznał, wyjątkowo potrzebował odrobiny zainteresowania.

– Lepiej – odparł krótko, jednak zaraz rozwinął tę myśl. – Oddałem pannie Weasley zbyt wiele ze swojej mocy.

– Potrafi pan to zrobić?

Coś w tonie jej głosu zaalarmowało Severusa, ale w samym pytaniu nie doszukał się niczego podejrzanego.

– Tak, kiedyś wydawało mi się, że to umiejętność, która może się przydać w trakcie wojny.

– I przydała się?

– Niestety nie. Czemu to panią interesuje?

– To bardzo zaawansowana magia – odrzekła ostrożnie. – I mało popularna w dzisiejszych czasach.

– A jednak dobrze ją znać. Nie wiem, czy Ginny by przeżyła, gdybym nie wspomógł jej swoją magią.

– To... to naprawdę niesamowite – szepnęła Cassandra.

Zrobiło mu się przyjemnie, że tak uważała, ale nadal podejrzewał, że w jej pytaniach kryło się drugie dno. Tylko jakie?

– Czy to już koniec przesłuchania? – spytał przyglądając się jej uważnie.

– W zasadzie tak. Chociaż chciałbym jeszcze wiedzieć, czy używanie tego typu magii zawsze jest takie męczące?

– Czasem mniej czasem bardziej, ale zawsze wiąże się z ubytkiem sił życiowych.

– Tak właśnie myślałam – mruknęła i pochyliła się nad doniczką, w której hodowała krzaczek abisyńskich fig.

– Interesuje panią antyczna magia? – spytał Snape.

– Tak. Trochę. Bardziej ciekawią mnie niestandardowe metody leczenia rzadkich chorób.

Zabrzmiało to z jednej strony tajemniczo, z drugiej wymijająco i Snape poczuł się zaintrygowany.

– Mogę spytać skąd takie nietypowe zainteresowania?

– Tak jakoś wyszło – szepnęła.

Była na siebie zła, że powiedziała za dużo, chociaż trochę ją korciło, by wyznać mu, czemu tak bardzo frapuje ją ten temat. Jednak nie potrafiła się na to zdobyć. Jeszcze nie.

Severus przez dłuższą chwilę wpatrywał się w stażystkę, czekając, aż ta rozwinie swoją myśl, ale najwyraźniej się na to nie zanosiło, więc przeniósł wzrok na jej dłonie, wprawnie przycinające liście figi. Cassandra miała wyraźny talent do zielarstwa.

– Czemu w takim razie zdecydowała się pani na alchemię a nie na magomedycynę?

– Bo to jest coś, czym chcę się zajmować na co dzień – odparła nieco pewniejszym głosem. – Nie nadaję się na uzdrowicielkę.

Spojrzała na niego, oczekując, że potwierdzi, że on także tak uważa, ale profesor nawet nie patrzył w jej stronę. Zawiedziona opuściła wzrok i wróciła do pracy.

– Mam dla pani przygotowane zagadnienia egzaminacyjne – oznajmił jej chwilę później. – Myślę, że nie ma sensu wybierać spośród tych dwustu pytań, zaleconych przez Komisję Edukacji. Proszę się po prostu przygotować na każde z nich.

– Czy… czy pan chce przez to powiedzieć, że na egzaminie będę musiała odpowiedzieć na nie wszystkie? – spytała, czując jak robi jej się słabo.

– Dowie się pani tego… w swoim czasie.

– Czyli pewnie w dniu egzaminu – jęknęła, a on tylko się uśmiechnął. – A może zna pan także temat mojej wakacyjnej pracy domowej?

– Owszem, znam – odparł.

– A zdradzi mi go pan?

– Tak, ale dopiero po egzaminie. Na razie nie musi się pani tym przejmować.

– Rozumiem – mruknęła z niezadowoleniem.

– Egzaminem także proszę się nie martwić, w końcu przygotowywała się pani do niego przez cały rok – przypomniał jej nieco złośliwie.

Cassandra nie zaprzeczyła, chociaż oboje zdawali sobie sprawę, że przez większość roku szkolnego zajmowała się głównie zagadką Komnaty Tajemnic. No cóż, teraz przyjdzie jej za to zapłacić, bo jak widać Snape, w ramach podziękowań za pomoc w rozwiązaniu tej tajemnicy, nie zamierzał dawać jej taryfy ulgowej.

*

Reszta semestru letniego minęła uczniom w cudownej mgiełce gorącego słońca. Wszystko znowu było tak samo, prócz paru drobiazgów: zniesiono lekcje obrony przed czarną magią („Nie martw się, przecież mieliśmy sporo ponadprogramowych ćwiczeń z tego przedmiotu”, powiedział Ron rozczarowanej Hermionie), a Lucjusz Malfoy został odwołany z rady nadzorczej. Draco nie chodził już po szkole, patrząc na wszystkich z góry, jakby zamek był jego własnością. Przeciwnie, był przygaszony i pokorny. Natomiast Ginny Weasley odzyskała humor.

Tylko Harry wciąż chodził zamyślony i markotny. Co z tego, że powstrzymał Voldemorta i uratował Ginny? Co mu po błyszczącym złotem medalu? To było ważne, ale należało już do przeszłości, a on martwił się o swoją teraźniejszość. No bo jak miał teraz żyć wiedząc, że jednak nie jest sierotą? Jego ojciec, prawdziwy ojciec, był tuż obok niego, a on nie potrafił zdobyć się na odwagę, by z nim o tym porozmawiać. Nawet wtedy, tamtego dnia, gdy po uwolnieniu Zgredka schodzili we dwóch do Wielkiej Sali na ucztę.

Teraz, patrząc na to z perspektywy kilku tygodni, uważał, że zmarnował idealną okazję. Dumbledore wyjaśnił Harry’emu, czemu to właśnie on musiał się zmierzyć z Voldemortem, ale na pytanie, dlaczego Snape ukrywał się przed wzrokiem Toma, nie chciał mu odpowiedzieć. Chłopak nie drążył, wierząc, że kiedyś i tak się tego dowie. Kiedyś dowie się wszystkiego o swoim ojcu. Tylko czemu to kiedyś znajdowało się w jakiejś bliżej nieokreślonej przyszłości?

Hermiona, która dobrze wiedziała, co go gryzie, próbowała tłumaczyć innym, że to przez to , co przeżył w Komnacie Tajemnic. A potajemnie warzyła eliksir, który powinien pomóc Harry’emu uporządkować myśli. Chłopak był jej za to bardzo wdzięczny.

I tak na wspominaniu przeżytych przygód, odpoczywaniu i rozmyślaniu minęły im dwa ostatnie miesiące tego męczącego roku szkolnego.

A potem – może nawet za szybko – nadszedł czas ich powrotu do domów na letnie wakacje. Przyjechał ekspres Hogwart–Londyn, a Harry, Ron, Hermiona, George, Fred i Ginny zdobyli przedział tylko dla siebie.

Wykorzystali skwapliwie ostatnie parę godzin, w których wolno im było używać czarów przed wakacjami. Grali w Eksplodującego Durnia, wystrzelili ostatnie z fajerwerków Filibustera i ćwiczyli na sobie rozbrajanie przeciwnika. Harry był najlepszy w tej konkurencji.

Kiedy Ekspres Hogwart–Londyn zwolnił i w końcu się zatrzymał, Harry wyciągnął pióro i kawałek pergaminu i zwrócił się do Rona i Hermiony.

– To jest coś, co mugole nazywają „numerem telefonu” – powiedział Ronowi, wypisując dwukrotnie rząd cyfr, przedzierając pergamin i dając jedną część jemu, a drugą Hermionie. – W zeszłym roku powiedziałem waszemu ojcu, jak się korzysta z telefonu, będzie wiedział. Zadzwonicie do mnie do Dursleyów, dobrze? Nie wytrzymam dwóch miesięcy z samym Dudleyem...

– Twoja ciotka i wuj będą z ciebie dumni, prawda? – powiedziała Hermiona, kiedy wyszli z wagonu i przyłączyli się do tłumu zmierzającego ku zaczarowanej barierce. – Jak usłyszą, czego dokonałeś w tym roku...

– Dumni? Zwariowałaś? Tyle razy byłem bliski śmierci i przeżyłem? Będą wściekli...

I razem przeszli przez bramę do świata mugoli.

*

Gdy uczniowie cieszyli się pierwszymi chwilami wakacyjnej beztroski, Cassandra wchodziła do gabinetu Mistrza Eliksirów. Była roztrzęsiona i niewyspana, ale przygotowana na tyle dobrze, na ile było to możliwe. Z dwóch setek pytań, które mogły pojawić się na egzaminie Snape musiał wybrać co najmniej pięćdziesiąt, by zadowolić standardy Komisji Edukacji. To „co najmniej“ trochę ją niepokoiło.

Severus już na nią czekał.

– Proszę usiąść przy moim biurku. Kiedy będzie pani gotowa, dostanie pani arkusz egzaminacyjny i zaczniemy odliczać czas – oznajmił jej wyjątkowo oficjalnym tonem.

Dziewczyna posłuchała go i niepewnie zasiadła za biurkiem. Wyciągnęła z torebki pióro, odkręciła stojący na blacie kałamarz i odetchnęła głęboko.
– Jestem gotowa.

– W takim razie: czas start.

Snape obrócił klepsydrę, a przed nią na biurku pojawił się stosik czystych kartek oraz arkusz z wypisanymi przez profesora pytaniami. Cassie szybko przebiegła je wzrokiem i poczuła, jak wypełnia ją ulga. Pytań było co prawda dużo, zdecydowanie więcej niż się spodziewała, ale dotyczyły wyłącznie tych składników, które zbierała w trakcie wspólnych wycieczek i które udało jej się wyhodować własnoręcznie. Przepisała pierwsze z nich na czystą kartkę i zaczęła odpowiadać.

Severus obserwował ją bardziej z obowiązku niż z rzeczywistej potrzeby pilnowania, czy nie próbuje ściągać. Był pewien, że oszukiwanie na egzaminie nie leżało w naturze panny Flamel. Widział, że ucieszyła się, gdy przejrzała pytania, które dla niej wybrał. Nie mógł przecież postąpić inaczej – przez jego obsesję na punkcie Komnaty Tajemnic, nie zrealizowali całego programu przewidzianego na ten rok, więc pytanie o coś, czego nie omawiali byłoby zwykłym świństwem. A Snape, kiedy tylko mógł, starał się postępować honorowo. 

Po półgodzinie uznał, że nie musi jej bez przerwy pilnować, więc usiadł na fotelu stojącym obok regału z książkami i sięgnął po kryminał, który zaczął czytać poprzedniego dnia. Klepsydrę ustawił w zasięgu wzroku i całkowicie odpłynął na kilka następnych godzin.

Cassandra postawiła ostatnią kropkę i jeszcze raz na szybko przeczytała wszystko, co napisała. Była zadowolona z udzielonych odpowiedzi i już miała powiedzieć Snape'owi, że skończyła, ale jeden rzut oka na zaczytanego profesora powstrzymał ją od wydawania głośniejszych dźwięków. Chyba jeszcze nigdy nie widziała, żeby Snape był na czymś tak bardzo skupiony. Nawet podczas pracy nad eliksirami. Nie wiedziała, czy powinna mu przeszkodzić, czy poczekać, aż sam się zorientuje, że czas egzaminu za chwilę minie.

– Skończyła pani? – spytał Snape, który kątem oka dostrzegł, że się poruszyła.

– Tak, przed chwilą, ale nie chciałam panu przeszkadzać.

Severus odłożył książkę, wstał i podszedł do biurka. Następnie zwinął kartki, na których pisała w ciasny rulon, wsunął go do cynowej tuby i zapieczętował ją woskową pieczęcią.

– Jeszcze dzisiaj wyślę to do Ministerstwa, a wyniki otrzyma pani od nich za kilka tygodni – oznajmił jej.

– A moja praca domowa? – przypomniała mu.

– W przyszłym roku powinna pani wykazać się umiejętnościami, które nabyła pani w ciągu dwóch pierwszych lat stażu – zaczął. – Czyli udowodnić, że potrafi pani przygotowywać eliksiry od zera. Będzie pani musiała napisać pracę na ten temat i zaliczyć praktykę na przykładzie wybranego eliksiru… lub kilku eliksirów. Proszę mi wierzyć, że to wcale nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. W tym semestrze nie zdążyłem z panią omówić całego materiału, więc pomyślałem, że może to pani nadrobić podczas nadchodzących wakacji.

– Oczywiście, panie profesorze. Podpowie mi pan, gdzie najlepiej szukać tych informacji?

Snape wyraźnie się wahał, co było do niego zupełnie niepodobne. Jednak w końcu odpowiedział, chociaż początkowo wydawało jej się, że nie na temat.

– Pod koniec lipca odbędzie się Wielki Kongres Alchemiczny. Zostałem na niego zaproszony.

– Ach tak, Kongres – mruknęła zaskoczona. – Nie sądziłam, że pan bywa na takich imprezach.

– Zwykle nie bywam, ale tym razem zapowiedziano kilka ciekawych prelekcji i chciałbym ich wysłuchać. Myślę, że pani również mogłaby na tym skorzystać i otrzymać tam wskazówki dotyczące wakacyjnej pracy domowej  – wyznał i po upewnieniu się, że głos mu nie zadrży, spytał: – Może zechciałaby pani mi towarzyszyć?

– Ja? Naprawdę? – spytała równie głupio, co odruchowo, ale dodała nim zdążył ją wykpić: – Oczywiście. Z przyjemnością.

– Proszę, oto zaproszenie – podał jej elegancki kartonik. – Impreza potrwa dwa dni. Organizatorzy przewidują nie tylko wykłady, ale też uroczystą galę oraz zapewniają nocleg.

–  Och! – powiedziała, gdy zerknęła na zaproszenie.

– Coś nie tak? – spytał pełen obaw.

– Nie miałam pojęcia, że w tym roku Kongres odbędzie się we Włoszech! Ojciec nic mi nie powiedział!

Oczy jej rozbłysły, na ustach pojawił się delikatny uśmiech, a Snape pomyślał, że dobrze to rozegrał. I że powinien natychmiast przestać się na nią gapić. Zdążył odwrócić wzrok, zanim rozradowana Cassandra na niego spojrzała.

– Mam nadzieję, że dobrze wykorzysta pani ten weekend – powiedział. – Proszę zapoznać się z programem zjazdu i wybrać wykłady, które panią zainteresują. Będę z tego odpytywał.

– Zdziwiłabym się, gdyby pan tego nie zrobił, profesorze – zaśmiała się.

– No dobrze, Kongres jest dopiero za miesiąc, więc zdąży się pani przygotować. Spotkamy się na miejscu, powiedzmy, na godzinę przed rozpoczęciem wykładów – powiedział jeszcze. – A teraz jest pani wolna. Życzę udanych wakacji.

Cassandra skinęła mu głową. Schowała zaproszenie i prospekty do torby i uśmiechnęła się do niego.

– Ja też panu życzę udanego odpoczynku. Do zobaczenia.

Spojrzała na niego po raz ostatni i ze znacznie lżejszym sercem wyszła z gabinetu.

A Severus uśmiechnął się przebiegle pod nosem. Pomysł, żeby zabrać ja ze sobą na zjazd alchemików pojawił się w jego głowie przed kilkoma dniami, gdy otrzymał pocztą zaproszenie dla siebie i osoby towarzyszącej. Długo myślał, jak to rozegrać, by dziewczyna zgodziła się wziąć w tym udział. Nie chciał wyjść na desperata, nawet przed samym sobą, ale gdy pomyślał, że nie zobaczy jej ani razu w ciągu najbliższych dwóch miesięcy, poczuł dziwny żal i pustkę, których nie odczuwał już od dawien dawna. Dlatego właśnie postanowił wykorzystać nadarzającą się okazję i zaaranżować dodatkowe spotkanie z Cassandrą w trakcie wakacji. Sądząc po jej reakcji, to był naprawdę dobry pomysł.

Wyszedł z gabinetu i udał się do sowiarni, by jak najszybciej wysłać odpowiedzi Cassandry do Ministerstwa i wreszcie rozpocząć zasłużone wakacje. Pierwsze od wielu lat wolne od wszelkich zobowiązań.

Severus Snape I Mistrzyni ElksirówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz