Ze świątecznej zadumy wyrwało go pukanie do drzwi. Nie spodziewał się żadnych gości, dlatego przez chwilę trwał w ciszy licząc na to, że ktoś się po prostu pomylił. Pukanie się powtórzyło, stało się nawet nieco bardziej natarczywe, więc o pomyłce nie mogło być mowy, niestety.
Za drzwiami stała panna Flamel. Chyba dopiero kiedy spojrzała na niezbyt zadowoloną minę swojego profesora, zrozumiała, że jej pojawienie się w Hogwarcie w czasie świąt, nie było najlepszym pomysłem. Jednak było już za późno, by się wycofać.
– Panno Flamel, co pani tutaj robi? – spytał podejrzliwie Severus.
– Miałam się stawić na egzaminie, więc jestem – odparła stropiona dziewczyna.
– Zwlekała pani z tym tak długo, że mogła pani jeszcze dwa dni odczekać – zauważył bezlitośnie, ale w końcu wpuścił ją do swoich kwater. – Zapraszam.
W pokoju było ciepło od ognia buzującego w kominku. Oprócz niego, paliło się jeszcze kilka świec, nadając pomieszczeniu przytulności, pomimo panującego w nim półmroku. Cassandra spojrzała na profesora przepraszająco.
– Nie chciałam panu przeszkadzać – powiedziała cicho.
– Nie przeszkadza mi pani – mruknął. – Tylko nie spodziewałem się dzisiaj gości.
– To może ja jednak sobie pójdę?
– Proszę zostać – zaprotestował, co zdziwiło ich oboje. – Może napije się pani czegoś?
– Poproszę o herbatę – odrzekła i uśmiechnęła się nieśmiało.
Snape wskazał jej fotel, na którym mogła usiąść i zajął się parzeniem herbaty, a Cassandra z narastającym zdumieniem dochodziła do wniosku, że tęskniła. Za zamkiem, za nauką i za profesorem Snape’em! To odkrycie wydało jej się przerażające. Jednak teraz, siedząc w jego pokoju zrozumiała, jak bardzo jej tego brakowało. Na razie nie czuła się na siłach, żeby dokładnie sobie precyzować czego.
Severus potrzebował chwili na przyzwyczajenie się do tej nietypowej sytuacji, dlatego parzył herbatę własnoręcznie, zamiast wezwać skrzata i zamówić ją u niego. Obecność stażystki w jego prywatnych kwaterach była czymś niestosownym, a jednak wydawało mu się, że ani on ani ona tak tego nie odbierają. Może dlatego, że nie był to pierwszy raz. Gdy esencja już naciągnęła, wlał ją do dwóch kubków i dolał wrzątku.
– Niestety, nie mam filiżanek – mruknął tonem usprawiedliwienia, stawiając kubki na stoliku kawowym stojącym pomiędzy fotelami.
– Nic nie szkodzi, ja i tak wolę pić herbatę w kubku – zaśmiała się cicho.
Musiał przyznać, że miała ładny uśmiech. I oczy. Nie powinien był chyba o tym myśleć, ale nic nie mógł na to poradzić. Quirrell miał rację, Cassandra była atrakcyjną dziewczyną. Odchylił się w fotelu, żeby żadna z tych myśli nie ujawniła się na jego twarzy.
– Przeczytała pani książkę, którą poleciłem? – spytał, by przerwać ciążącą mu ciszę.
– Tak – odparła krótko.
– I jak wrażenia?
– Jest bardzo gruba, szczegółowa i... przeraźliwie nudna – wyznała.
– Nie obiecywałem, że będzie ciekawa – zauważył. – Mimo wszystko to najlepsze kompendium wiedzy o truciznach, jakie czytałem.
– Nie twierdzę, że tak nie jest, ale ciężko przez nią przebrnąć.
– Mam nadzieję, że udało się pani nie tylko ją przeczytać, ale też co nieco zapamiętać.
– A jak pan myśli, czemu przygotowanie się do egzaminu zajęło mi tak dużo czasu? – spytała zaczepnie.
– Naprawdę chce pani to wiedzieć? – uśmiechnął się pod nosem.
– Chyba jednak nie – roześmiała się. – Na szczęście podczas lektury robiłam notatki, bo gdybym miała to czytać jeszcze raz, to do końca stażu bym nie skończyła. Podejrzewałam już nawet, że właśnie o to panu chodziło.
– Niewykluczone, że tak właśnie było – odparł tajemniczo.
– Tak czy inaczej, jestem gotowa – stwierdziła ignorując jego zaczepkę.
– Egzamin odbędzie się jutro rano – oznajmił jej, myśląc o tym, że czeka go pracowita noc. – Mogła mnie pani wcześniej uprzedzić, to zdążyłbym się przygotować.
– Przepraszam... miałam zjawić się po świętach, ale pański list trochę mnie wystraszył i... spanikowałam – wyjaśniła, zresztą zgodnie z prawdą.
– Wystarczyło odpisać i podać termin, który by pani pasował – odrzekł. – Nie było powodów do paniki.
– Zapamiętam to na przyszłość.
Zamilkli, pewni, że wszystko już zostało powiedziane i wyjaśnione. Powoli dopijali herbatę myśląc o jutrzejszym egzaminie. Cassandra zaczynała się stresować, a on pozwalał swoim myślom błądzić wokół tematu trucizn. Miał kilka pomysłów, jak sprawdzić jej wiedzę, ale wciąż nie mógł się zdecydować, który z nich wybrać.
– Chyba już pójdę – szepnęła Cassandra, gdy skończyła się herbata, a jej zdenerwowanie sięgnęło zenitu.
– Myślę, że tak będzie lepiej – odpowiedział Severus, a złośliwy uśmieszek wypłynął na jego usta. – Jutro czeka panią długi i ciężki dzień.
– Właśnie tego się obawiam – stwierdziła jeszcze ciszej. – Dobranoc, panie profesorze.
*
Snape omiótł zmęczonym wzrokiem pracownię eliksirów i uśmiechnął się do siebie. Wszystko było gotowe, a on miał jeszcze czas, żeby choć trochę się przespać przed zaplanowanym egzaminem. Panna Flamel pożałuje, że nie uprzedziła go o swoich zamiarach. Nie miał do niej pretensji, bo w gruncie rzeczy spędzili miły wieczór, ale mimo wszystko dziewczyna powinna pamiętać, że pewne zasady obowiązują.
Kilka godzin później, pełna złych przeczuć, Cassandra weszła do laboratorium i zaklęła pod nosem. Na stołach stały w równych rzędach buteleczki z eliksirami. Nie były opisane, a przy każdej z nich naszykowano kociołek i aparaturę do analizy składu alchemicznego. Wiedziała, co ją czeka jeszcze zanim profesor zdążył się odezwać.
– Widzę, że już się pani domyśla, na czym będzie polegało pani zadanie podczas tego egzaminu – zauważył ze złośliwą uciechą w głosie. – Musi pani rozpoznać każdą z naszykowanych przeze mnie trucizn i uwarzyć odpowiednią odtrutkę. Ma pani na to dwa tygodnie.
Tym razem zaklęła nieco głośniej. Jak zwykle postawił przed nią zadanie, które w pierwszej chwili wydawało się niemożliwe do wykonania. Znała go już jednak trochę i wiedziała, że jeśli naprawdę się przyłoży do pracy, to podoła temu wyzwaniu. Dlatego właśnie skinęła profesorowi głową i od razu wzięła się do roboty.
Ponura dotychczas pracownia ożyła, gdy Cassandra odpaliła wszystkie palniki, by uruchomić skomplikowane urządzenia alchemiczne. Przechadzała się pomiędzy stolikami i badała eliksiry pod kątem gęstości, koloru i zapachu, a po spisaniu wszystkich spostrzeżeń, przepuszczała je przez system rurek i zlewek.
Severus kiwał głową z aprobatą. Chciał, żeby wiedziała, że dobrze zaczęła. Może dzięki temu będzie się mniej denerwować i da radę skończyć w terminie? Chociaż gdy na nią patrzył, nie dostrzegał u niej oznak przesadnego zdenerwowania.Pracowała metodycznie i już na tym etapie widział, że dziewczyna nie tylko wie, co ma robić, ale też, że w większości przypadków trafnie rozpoznała zawartość fiolek z eliksirami. Ucieszyło go to, że nie kłamała twierdząc, że przez cały ten czas przygotowywała się do egzaminu, chociaż zdążył też pomyśleć, że być może przygotował zbyt prosty test. No cóż, to był dopiero pierwszy semestr stażu, więc jeszcze zdąży pokazać jej, na czym polega praca Mistrza Eliksirów.
*
Podczas ferii Harry myślał tylko o jednym: o powrocie przed zaczarowane zwierciadło. Ron nie był w stanie go powstrzymać.
Trzeciej nocy bardzo szybko znalazł drogę. Szedł tak prędko, że jego kroki dudniły w pustym korytarzu, ale tym razem nie spotkał nikogo.
I znowu zobaczył matkę i ojca, a jeden z jego dziadków pokiwał głową, uradowany. Harry usiadł na podłodze przed lustrem. Nic nie mogło go powstrzymać przed siedzeniem tu przez całą noc razem ze swoją rodziną. Nic.
Nic prócz...
– A więc znowu tu wróciłeś, Harry?
Harry poczuł się tak, jakby brzuch miał wypełniony lodem. Na jednym ze stolików przy ścianie siedział nie kto inny, jak sam Albus Dumbledore. Harry musiał przejść tuż obok niego, tak zafascynowany lustrem, że go nie zauważył.
– Ja... ja nie widziałem pana, panie profesorze.
– To dziwne, jak niewidzialność popsuła ci wzrok – rzekł Dumbledore, a Harry poczuł ulgę, bo zobaczył, że profesor się uśmiecha. – Tak więc i ty – dodał, zsuwając się ze stolika i siadając na podłodze obok Harry’ego – jak setki innych przed tobą, odkryłeś rozkosze Zwierciadła Ain Eingarp.
– Nie wiedziałem, że ono tak się nazywa, panie profesorze.
– Ale chyba już wiesz, co ono potrafi?
– No... pokazuje mi moją rodzinę...
– I twojego przyjaciela Rona jako prymusa.
– Skąd pan wie?
– Nie muszę mieć płaszcza, żeby stać się niewidzialnym – powiedział łagodnie Dumbledore. – No dobrze, ale czy już wiesz, co pokazuje nam wszystkim Zwierciadło Ain Eingarp?
Harry potrząsnął głową.
– Zaraz ci to wyjaśnię. Tylko najszczęśliwszy człowiek na świecie mógłby używać Zwierciadła Ain Eingarp jak zwykłego lustra, to znaczy, że mógłby patrzeć w nie i widzieć swoje normalne odbicie. Teraz już rozumiesz?
Harry pomyślał, a potem powiedział powoli:
– Ono pokazuje nam to, czego pragniemy... czego każdy z nas pragnie...
– Tak i nie – odpowiedział spokojnie Dumbledore. – Pokazuje nam ni mniej, ni więcej, tylko najgłębsze, najbardziej utęsknione pragnienie naszego serca. Ty, który nigdy nie znałeś swojej rodziny, widzisz ją całą, stojącą wokół ciebie. Ronald Weasley, który zawsze był w cieniu swoich braci, widzi tylko siebie, ale jako najlepszego z nich wszystkich. To lustro nie dostarcza nam jednak ani wiedzy, ani prawdy. Ludzie tracą przed nim czas, oczarowani tym, co widzą, albo nawet wpadają w szaleństwo, nie wiedząc, czy to, co widzą w Zwierciadle, jest prawdziwe lub choćby możliwe – wyjaśnił i dodał: – Jutro Zwierciadło Ain Eingarp zostanie przeniesione, Harry, a ja proszę cię, żebyś już go nie szukał. Jeśli kiedykolwiek na nie się natkniesz, zostałeś ostrzeżony. Pamiętaj: naprawdę niczego nie daje pogrążanie się w marzeniach i zapominanie o życiu. A teraz, załóż swój cudowny płaszcz i wracaj do łóżka, dobrze?
Harry wstał.
– Panie profesorze... Czy mogę o coś zapytać?
– Właśnie to zrobiłeś. – Dumbledore uśmiechnął się. – Ale dobrze, możesz mnie jeszcze o coś zapytać.
– Co pan profesor widzi, jak patrzy w to lustro?
– Ja? Widzę siebie trzymającego parę grubych, wełnianych skarpetek.
Harry wytrzeszczył oczy.
– Nigdy się nie ma za dużo skarpetek – powiedział Dumbledore. – Minęło jeszcze jedno Boże Narodzenie, a ja znowu nie dostałem ani jednej pary. Wszyscy wciąż dają mi książki.
Dopiero kiedy Harry znalazł się z powrotem w łóżku, pomyślał, że profesor Dumbledore mógł mu nie powiedzieć całej prawdy. Ale w końcu, uznał, spychając Parszywka ze swojej poduszki, było to bardzo osobiste pytanie.
CZYTASZ
Severus Snape I Mistrzyni Elksirów
Fiksi PenggemarTym razem chciałam spróbować czegoś innego - wzięłam na warsztat motyw, który już pewnie nie raz był wałkowany w fan fiction i pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że Was, moi kochani czytelnicy, to nie odstraszy. A jaki to motyw? Dowiecie się już w pi...