7. NOAH

2.9K 120 41
                                    

Wysiadłem z Hummer'a, kierując swoje kroki w stronę zdewastowanej, opuszczonej, pofabrycznej hali. W środku panował półmrok. Magazyn został oświetlony jedną żarówką, która wskazywała drogę do ukrytej w głębi pomieszczenia windy. 

Ochroniarz, dostrzegając mnie z oddali, otworzył zabytkowe, metalowe drzwi windy, niezwłocznie wpuszczając mnie do środka.

― Witam, panie Gambino.

W odpowiedzi kiwnąłem głową i wsiadłem do środka, oddając drugiemu z ochroniarzy wełniany płaszcz. Wsunąłem dłonie do materiałowych spodni czarnego garnituru, uśmiechając się leniwie. Dźwig z głośnym hukiem powoli zaczął sprowadzać archaiczną klatkę w dół, zatrzymując się trzy kondygnacje niżej. 

W podziemiu panował istny bajzel. Gwar, zamieszanie i maksymalna ilość ludzi w stosunkowo małym pomieszczeniu to coś, co miałem zamiar właśnie teraz ujrzeć. Tym razem, Lorenzo, wspiął się na wyżyny i jak widać, odkupił swoje poprzednie błędy, rehabilitując się podczas przygotowania dzisiejszej walki.

Uśmiechnąłem się do siebie, zadowolony z frekwencji. Eleganccy mężczyźni w garniturach, otoczeni towarzystwem młodych kobiet, tłoczyli się dookoła wyznaczonego kręgu, beztrosko popijając szampana i zajadając wykwintne przystawki. 

Tablica z zakładami wskazywała zaś pokaźną sumę. Niezwłocznie podszedłem przywitać się z kilkoma, starszymi mężczyznami należącymi do głównych rodzin. Dzisiejsze wydarzenie było bowiem tym z rodzaju długo planowanych i niezmiernie wyczekiwanych. Każdy, kto przyjechał tu dzisiaj, miał nadzieję co najmniej na dobrą zabawę w towarzystwie pięknych, młodych kobiet pracujących w naszych agencjach, a jeśli szczęście im dopisze, to dodadzą do swojego konta kolejnych parę grubych tysięcy dolarów. Kwota dzisiejszych zakładów wyniosła dziesięć okrągłych baniek. 

Zadowolony, kiwnąłem w stronę kolejnych mężczyzn napotkanych po drodze, sprawnie przedzierając się przez morze ciał do rozstawionych w pierwszej linii krzeseł. 

Dla mnie, dzisiejszy wieczór, był zalążkiem długo wyczekiwanej współpracy, która właśnie dzisiaj, dzięki wieloletnim badaniom, w końcu będzie mogła się rozpocząć. Co ważniejsze, dzisiejsze wydarzenia w końcu zapoczątkują upragniony koniec tego skurwiela. 

Podszedłem przywitać się z Wasellim i Angelą. Musiałem się upewnić, że ten stary drań nie dotknie jej nigdy więcej, sądzę, że chciałby zachować resztki swojego sflaczałego fiuta.

― Waselli ― Podałem mu rękę, lustrując go przy tym bacznym spojrzeniem. O, tak. Bał się. Widziałem to w jego płochliwym spojrzeniu. ― Miło cię widzieć. ― Spojrzałem na Angelę, która ukradkiem puściła do mnie oczko, zapewniając tym samym o słuszności moich domysłów.

― Don Gambino ― odpowiedział starzec z powagą. ― Dziękuję za zaproszenie.

― Cała uprzejmość po mojej stronie ― odpowiedziałem, z trudem ukrywając uśmiech.

Poklepałem Waselliego po ramieniu. Jego ciało momentalnie się napięło. 

O tak, jest całkowicie zesrany. 

Uśmiechnąłem się ukradkiem. Uwielbiałem wzbudzać strach w tych skurwysynach, karmiłem się ich płochliwą naturą. Jeśli zasługiwali na mój gniew, to z miłą chęcią im go dostarczałem.

― Angela, pięknie wyglądasz. ― Ucałowałem ją w policzek, spoglądając jednocześnie na pierwsze piętro sali. ― Bawcie się dobrze ― dodałem i podążyłem w stronę środka pomieszczenia.

W hali rozległ się charakterystyczny dźwięk, wieszczący rychłe rozpoczęcie walki. Spokojnie zlustrowałem pomieszczenie, sprawdzając ustawienie moich żołnierzy i powoli podążyłem na swoje miejsce. Usiadłem na krześle w strefie VIP i nachyliłem się w stronę najpiękniejszej kobiety w sali.

Podziemny układ [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz