15. NOAH

2.7K 123 31
                                    

Uwaga! 

Długo zastanawiałam się, czy nie zmienić tego rozdziału, jednak po licznych przemyśleniach uznałam, że tego zwyczajnie nie dało się uniknąć. Niestety ze względu na charakter i profesję głównego bohatera stanęłam na małym rozdrożu, a mianowicie dobrnęliśmy do rozdziału, w którym znajduje się drastyczny opis fizycznej przemocy oraz okaleczenia ciała, a także liczne przekleństwa. Mam jednak nadzieję, że nie poniosło mnie za bardzo! Jeśli to nie na Twoje nerwy, proszę, omiń pierwszą część tego rozdziału i zacznij czytać od kolejnego akapitu oznaczonego gwiazdkami - **

________________

Zaparkowałem samochód przed wejściem do fabryki. Zdjąłem marynarkę i wysiadłem z auta. Zimne powietrze otuliło moje rozgrzane ciało, natychmiast równoważąc temperaturę. Wyjąłem paczkę papierosów ze schowka i zapaliłem fajkę, zaciągając się gęstym dymem. Powoli wypuściłem powietrze z płuc. Adrenalina buzowała w moich żyłach, a niechciane obrazy udręczonej twarzy Zoe wyryły się pod moimi powiekami. Zaciągnąłem się ostatni raz, rzuciłem niedopałek pod nogi i ruszyłem do środka pomieszczenia. 

Chłopak, lekko poturbowany, siedział na metalowym krześle, pilnowany przez Złotowłosego. Gdy tylko Ben zobaczył, że wchodzę do pomieszczenia, podszedł do mnie pierwszy, stając w bezpiecznej odległości. Trafnie ocenił mój nastrój i niepewny mojej reakcji, wolał nie stawać bliżej, niż to konieczne. Jego ostatni  błąd mógł go kosztować życie. Jak na ironię życie, które mu ocaliłem. Znałem takie przysłowie  ― kto daje i zabiera... Tylko ja już jestem w piekle, a dokładnie w samym jego centrum.

Zmierzyłem chłopaka bacznym spojrzeniem. Przestraszony, stał na baczność, czekając na moje rozkazy. Siniak pod jego prawym okiem zaczynał się przebarwiać. Podszedłem do niego, stając dokładnie naprzeciwko. Nasze twarze niemal stykały się. Młody w skupieniu twardo patrzył w moje oczy, wytrzymując spojrzenie. Uśmiechnąłem się półgębkiem i położyłem mu rękę na ramieniu. Będą z niego ludzie.

 Co się tak zesrałeś, Młody? ― Ben wypuścił wstrzymywane powietrze.

Poklepałem go po ramieniu i odwróciłem się w stronę padliny siedzącej na krześle. Podszedłem do mężczyzny i odkleiłem taśmę z jego twarzy. 

Kurwa, kolejny młokos.

― Złotowłosy, podaj mi krzesło ― krzyknąłem do chłopaka. ― Mamy do pogadania, Romeo. ― Usiadłem naprzeciwko niego.

― Nic ci nie powiem, Gambino.

Uśmiechnąłem się na słowa chłopaka i odchyliłem na zdezelowanym krześle. Miałem dość tych podchodów. Wyjąłem berettę z kabury i czekałem spokojnie na kolejne słowa mężczyzny. Ofiary Gottiego mogłem podzielić na dwa typy, tych skłonnych do zmiany i tych, dla których niestety było już za późno. Nie ważne, czy trafiliby pod skrzydła Gottiego, czy innego skurwiela, po paru miesiącach jak dobrze pójdzie, zostają odstrzeleni. Każdy był taki sam. Po wyjęciu broni okazywało się z kim miałem do czynienia.

― Myślisz, że mnie wystraszysz? ― Zaczął się śmiać. ― Ta twoja lalunia i tak już jest trupem. Chłopcy zabawią się z nią, gdy tylko nadejdzie odpowiednia chwila. Nie martw się, dostaniesz filmik.

Uśmiechnąłem się chytrze, przechylając powoli głowę w obie strony, rozluźniając tym samym spięte mięśnie. Wstałem z krzesła i poszedłem do magazynu z którego wyjąłem najbardziej zardzewiałe i tępe nożyce jakie znalazłem. Niestety, chłopak wybrał złą odpowiedź, a ja nie miałem już dłużej ochoty na jałowe zabawy w kotka i myszkę. Moja cierpliwość skończyła się wraz z dzisiejszym wieczorem. Młody Romeo otworzył pieprzoną puszkę pandory, która skrywała bestię.

Podziemny układ [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz