44. NOAH

2.4K 123 39
                                    

Co rusz spoglądałem w lusterka, sprawdzając, czy przypadkiem nie mamy towarzystwa. Na szczęście wszystko zdawało się być bez zastrzeżeń. 

Jechałem płynnie w stronę restauracji ― naszego stałego miejsca spotkań. 

Byłem zły na siebie i swoją reakcję.

Jak mogłem być na tyle durny, by dać się w taki banalny sposób podejść?!

Sophia umiejętnie sprowokowała mnie, a ja powiedziałem o kilka zdań za dużo. Zacisnąłem dłonie na skórzanej kierownicy, wyładowując nadmiar zgromadzonej złości. Zerknąłem na fotel pasażera. Szczęśliwie, Zoe, zasnęła gdy, tylko ruszyliśmy.

Niepodważalnie Long Island zostanie miejscem, do którego nie mam zamiaru już nigdy wracać. Po zaistniałej sytuacji musiałem wyjść z klaustrofobicznej przestrzeni towarzystwa Sophii Aster, Lin, Ferro bądź Reinfeld. W zasadzie mogłem wybierać do woli w bogatej kolekcji jej nazwisk. Jeszcze chwila w towarzystwie tej kobiety doprowadziłaby do kolejnego spektakularnego morderstwa, lecz tym razem, w odróżnieniu od setek innych, dokonanego w afekcie.

Martwiło mnie jej zachowanie. Wiedziałam, że jest nieobliczalna, ale nie do tego stopnia, by narażać Zoe na tak wielkie niebezpieczeństwo. Jadąc tam dzisiaj, miałem nadzieję na wspólne i co ważne, zrównoważone działanie. Niestety, Sophia jak widać, nie jest skora do współpracy. Jak zawsze, mało ufna i przekonana o słuszności własnych wyborów.

Zatrzymałem samochód przed restauracją. Tą samą, w której rozmawiałem z Zoe. Tą samą, w której spotykaliśmy się z Anthonym, gdy dowiedziałem się, że to właśnie on pomógł w ucieczce Anastazji. Zmęczony, westchnąłem ciężko.

Oboje wiele sobie zawdzięczamy.
Być może zbyt wiele.

Popatrzyłem na śpiącą Zoe. Niesforny kosmyk znów zasłaniał jej perfekcyjną twarz. Uśmiechnąłem się smutno i odsunąłem włosy za ucho w momencie, w którym się przebudziła. Zdezorientowana, wyjrzała przez okno. Kiedy rozpoznała okolicę i, gdy spostrzegła wjeżdżający na parking samochód Anthonego, bez słowa, drżącą ręką, sięgnęła za klamkę. Nie tracąc ani chwili więcej, złapałem jej dłoń.

― Nie mogłem ci powiedzieć. ― Pogładziłem kciukiem gładką skórę. Widziałem, jak jej ciało napięło się. ― I nie chciałem, byś dowiedziała się w taki sposób. Zoe, posłuchaj, to co powiedziałem...

― Przestań. Już dość powiedziałeś. ― Przerwała mi gwałtownie. 

Nie patrząc na mnie, wyrwała dłoń z uścisku i otworzyła drzwi. Opadłem na fotel. Zobaczyłem jak biegnie w stronę Anthonego, wtulając się w jego ramiona. Nasze spojrzenia skrzyżowały się na moment. Nie potrzebowaliśmy słów. Anthony kiwnął lekko widocznie głową i wprowadził Zoe do wnętrza budynku.

Wlepiłem wzrok w niespokojny horyzont. Uderzając rytmicznie o skórzaną kierownicę opuszkami palców, zastanawiałem się nad słowami Anthonego. Miał rację, ktoś jeszcze musi być w to zamieszany i bynajmniej nie ta sama osoba, która bruździ w moich szeregach.

Wykręciłem numer Johna Gero. Odebrał po pierwszym sygnale.

― Sam król do mnie dzwoni! Co za niespodzianka.

― Mi też nie jest miło cię słyszeć.

― Czym sobie zasłużyłem na twój telefon, donie Gambino? Chcesz zarezerwować wakacje w pojedynczej celi?

Zacząłem się śmiać.

― Sprawdzam, ile masz wolnych biletów.

― Dobra, nie pitol, tylko mów, o co chodzi, mam kogoś do złapania, chyba, że chcesz iść na współpracę. Wtedy będę miał znacznie więcej czasu dla ciebie. Wiesz, jak jest. Musi mi wystarczyć padlina.

Podziemny układ [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz