30. ZOE (cz.1)

2.9K 148 21
                                    

Ulotna chwila pozornego spokoju trwała zdecydowanie zbyt krótko. Po niepełnym kwadransie usłyszałam kroki, które z każdą sekundą stawały się coraz wyraźniejsze. Z westchnieniem, przymknęłam zmęczone powieki, bezmyślnie rzucając w pustą przestrzeń pytanie.

― Przyszedłeś w jakimś konkretnym celu?

― W zasadzie to tak ― odezwał się damski głos.

Raptownie otworzyłam oczy, zastanawiając się, czy aby na pewno się nie przesłyszałam. Odruchowo, odwróciłam się w stronę blondynki, która stała w progu, unosząc w górę butelkę i dwie szklanki. Zrezygnowana, opadłam na leżak. 

Tylko jej mi jeszcze było trzeba. 

Nie miałam ochoty na kolejne pogaduszki, a zwłaszcza z nią. Wcześniejsza konwersacja dostatecznie odbiła się na mojej i tak nazbyt poszarganej psychice, odbierając możliwość racjonalnego przetwarzania kolejnych słów.

― Czego chcesz, Anastazjo? ― Odwróciłam się w jej stronę. ― Chyba że mam do ciebie mówić inaczej? W której części Europy mam szukać? Może jakieś słowiańskie imię? Patrząc na twojego towarzysza, obstawiałabym raczej wschodnioeuropejskie rewiry, ale co ja tam mogę wiedzieć... ― Leniwie zmierzyłam jej sylwetkę z góry na dół, by po chwili wrócić do ciemnych oczu. ― Choć muszę przyznać, że chirurg plastycznie się nie postarał.

― Przyniosłam gałązkę oliwną ― odpowiedziała spokojnie. ― Ale widzę, że ty już masz swoją. ― Spojrzała wymownie na otwartą butelkę i podeszła do drugiego z siedzisk, uśmiechnęła się powściągliwie, z rozbawieniem unosząc brew ku górze. ― Czy to...?

― Tak. ― Kiwnęłam energicznie głową. ― To dwunastoletnia whisky twojego brata. ― Wydęłam usta, szybko ucinając jej pytanie.

Anastazja zaczęła się śmiać cicho, a ja na dźwięk jej radosnego chichotu, przygryzłam policzek, ledwo powstrzymując chęć uśmiechu.

― No proszę. Czyli jednak coś oblewamy. ― Spojrzała na mnie rozweselona.

Pierwszy raz zobaczyłam szczery uśmiech zdobiący jej piękną twarz. Na ten widok i ja, ostatecznie przegrałam walkę z własnymi odruchami i mimowolnie uniosłam delikatnie kąciki ust ku górze, nieśmiało odwzajemniając jej uśmiech. Przez nieokreśloną chwilę trwałyśmy w dziwnym bezruchu, obie z rezerwą, ale i zaciekawieniem przyglądając się sobie nawzajem. 

Anastazja była naprawę piękną kobietą, zresztą czego można było się spodziewać po damskiej wersji świra Gambino? Chyba jedynie podbicia skali o kolejną ilość punktów. 

Długie blond włosy opadały gładką taflą na plecy, łagodnie okalając symetryczną twarz, z wyraźnie zaznaczonymi kośćmi policzkowymi, tworząc perfekcyjne tło dla magicznych, migdałowych oczu, o rzadko spotykanej, antracytowej barwie i przenikliwie świdrującym, aczkolwiek łagodnym spojrzeniu.

― Może brak twojego pogrzebu ― mruknęłam pod nosem, ostatecznie przerywając ciszę.

― Racja ― skwitowała i spojrzała na ciemne niebo.

Siedziałyśmy w milczeniu, każda pogrążona we własnych rozterkach. Kto by pomyślał, że jeszcze kilkanaście godzin temu myślałam, ba! Byłam pewna, że to jego kochanka...

 Wracając do twojego pytania, Anastazja wystarczy. Lubię swoje imię. Mam do niego sentyment. Moja mama miała na drugie imię Anastazja ― dodała cicho. ― Natomiast, jeśli chodzi ci o zmianę tożsamości, to za dużo filmów się naoglądałaś. Gwarantuję ci, że to tak nie działa.

Dziewczyna bez słowa sięgnęła po otwartą butelkę i nalała do szklanek po małej porcji alkoholu. Patrzyłam nieobecnym wzrokiem, jak ciemny płyn spowija swoją brunatną barwą, przeźroczyste kostki lodu. Gdy podała mi jedną z nich, dźwięk transparentnych sześcianów obijających się od szkła wypełniły chwilową ciszę.

Podziemny układ [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz