11. ZOE

3.1K 128 58
                                    

Błędem byłoby stwierdzenie, że czas na pobudkę, w rzeczywistości tej nocy nie zmrużyłam oka. 

Goryl, który okazał się wyjątkowo małomówny, przywiózł mnie do mieszkania o piątej nad ranem. Po sprawdzeniu pokoju udał się na dół, skąd cały poranek obserwował okolicę. Ja natomiast, pogrążona w zadumie, leżałam na łóżku wpatrując się w migoczące cienie wędrujące po suficie hotelowego pokoju. 

Zastanawiałam się nad losem Bena, czy coś mu grozi? Nurtowało mnie także, w jaki sposób Noah dowiedział się o naszym pocałunku? Nieskończoną ilość razy przetwarzałam również jego słowa, gesty, zachowanie... Dręczyło mnie to, co się wydarzyło. Kolejny raz uległam pokusie, jaką był Noah Gambino. Mało tego, przez chwilę myślałam, że mogę wygrać, jednak Noah, dopadł mnie, nim rozpoczęło się polowanie. Tym razem mój kac moralny będzie dręczyć mnie nieskończoną ilość dni. Żałowałam również wypowiedzianych słów. Sposób, w jaki Noah popatrzył na mnie, gdy wylałam na niego całą swoją gorycz i rozżalenie świadczył o zawodzie, lecz w tamtej chwili należało mu się.

― Dlaczego nie spotkaliśmy się w innych okolicznościach? Dlaczego on jest tym, kim jest ― stęknęłam, nakrywając głowę poduszką.

I co ja mam zrobić z tym nieszczęsnym ślubem?!

Nixon od wczoraj nie dał znaku życiu. Najwidoczniej „praca" była dużo ważniejsza niż narzeczona, tylko która „praca" 

W sumie, w pewnym stopniu byłam zadowolona z braku odpowiedzi, bo co miałabym mu powiedzieć? Nie wiem. Poza tym, jak na przykładną narzeczoną przystało, nie do końca się tym przejmowałam. Pomimo zbliżającego się ślubu, który nawet nie wiem, czy się odbędzie, ciekawiły mnie inne, arcyważne rzeczy. 

Nurtowało mnie, kim była blondi z mieszkania i kim byli ludzie, których widziałam w fabryce?

― Cholera, to wszystko się kupy nie trzyma. ― Westchnęłam.

Gdy słodką ciszę przeciął ostry dźwięk budzika, wyłączyłam alarm w telefonie i osępiała podążyłam do łazienki, zmyć z siebie dzisiejszą noc i jego zapach, który nadal mi towarzyszył, torturując moją udręczoną duszę. 

W pierwszej kolejności zdjęłam ze swojego ciała podejrzane opatrunki.

Dziwna breja skurczyła się, tworząc niewielkich rozmiarów, popękaną, przebarwioną na siny kolor skorupę. Ostrożnie oderwałam każdy z nich i ze zdumieniem przyjrzałam się swoim nadgarstkom, na których nie było dosłownie żadnych śladów! Zdumiona, ale i zafascynowana, podeszłam do lustra, przyglądając się pozostałym miejscom.

― Jak to jest w ogóle możliwe... ― powiedziałam cicho, przyglądając się swojej nieskazitelnej skórze. ― Przecież to zaprzeczenie wszelkich praw! To jest po prostu niemożliwe... ― mamrotałam, coraz bardziej zahipnotyzowana widokiem.

Podniosłam zaschniętą skorupkę, próbując się przyjrzeć tej dziwnej substancji.

― Och... ― stęknęłam jedynie, widząc, że prowizoryczny opatrunek dosłownie rozpadł się w drobny mak, nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu.  

Czy... czy to było zamierzone?!

Patrzyłam jak wariatka w odpływ zlewu, w którym bezpowrotnie zginęły resztki magicznego pyłu. Zdziwiona pomachałam głową i ostatni raz zerknęłam na swoje odbicie.

― Skąd właściwie wytrzasnął to coś? Przecież to będzie warte setki miliardów! ― pisnęłam oszołomiona swoim odkryciem. ― Jezu, teraz to moja ciekawość już nigdy nie da mi spokoju.

Zmotywowana, ruszyłam pod prysznic, dodatkowo budząc się zimnym strumieniem wody. Po niepełnym kwadransie owinęłam się kąpielowym ręcznikiem i ruszyłam w stronę garderoby, dobywając z górnych szuflad komplet bielizny. Po trwających wieczność poszukiwaniach ubrałam czarny, koronkowy komplet i narzucając na plecy jedwabny szlafrok, ruszyłam do kuchni.

Podziemny układ [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz