9. ZOE

2.6K 128 28
                                    

Oczywiście, jak obiecał Ben, mustang stał pod moim blokiem; rozejrzałam się w poszukiwaniu znajomego BMW, lecz nigdzie go nie dostrzegłam. 

Czyżby miał przerwę? 

Może to i lepiej. Wsiadłam do samochodu i wpisując adres w GPS, ruszyłam, podążając za wytycznymi. Po niemal godzinnej przejażdżce zatrzymałam się przed starym, zaniedbanym budynkiem.

― Ja chyba do reszty oszalałam. ― Uderzyłam głową o zagłówek.

Złość, którą poczułam w mieszkaniu, wyparowała robiąc sporo miejsca wyrzutom sumienia. W zamyśleniu patrzyłam na kolorowy napis fabryki szczoteczek do zębów ― ORLIN & SON.

To nigdy się nie skończy, jeśli nie dowiem się prawdy.

 Zaczęłam ponownie przekonywać się do słuszności swojego postępowania. Westchnęłam ciężko i ostrożnie wysiadłam z samochodu. Zdeterminowana chęcią poznania prawdy, dyskretnie zakradłam się do bocznego wejścia rozsławionej na cały świat, kultowej fabryki szczoteczek do zębów z minionego wieku, której aktualnym właścicielem był nie kto inny jak sam, Noah Gambino. 

Mówiłam, mężczyzna diabelnie, wszechstronnie uzdolniony, jak wachlarz jego różnorakich inwestycji...

― Przynajmniej wiem, skąd ma zapas szczoteczek do zębów ― prychnęłam pogardliwie.

O dziwo, drzwi były otwarte, co zdecydowanie nie było dobrym znakiem. Rozejrzałam się asekuracyjnie, ostatni raz sprawdzając, czy aby na pewno nikogo nie ma w pobliżu i dyskretnie wślizgnęłam się do środka. 

Choć z zewnątrz fabryka wygląda na opuszczoną, to wewnątrz z niemałym zaskoczeniem odkryłam, że cała linia produkcyjna została zmodernizowana. Hala była uzbrojona po zęby w najnowsze zdobycze techniki ułatwiające produkcję klasycznej, niezmiennej od pokoleń szczoteczki. ORLIN & SON to kultowy produkt, mający swoje początki w latach dwudziestych minionego wieku. Choć rodzina już dawno sprzedała swoje udziały zewnętrznym spółkom, to nie miałam bladego pojęcia, że jej produkcja nadal może odbywać się w dawnych gmachach. 

Zaczęłam chodzi po historycznej przestrzeni, zafascynowana panującą tu atmosferą, całkowicie zapominając, po co w zasadzie przyjechałam tu w środku nocy. Podeszłam do ogromnych, metalowych regałów stojących na końcu hali. Wyjęłam jedną ze szczoteczek z olbrzymich pudeł, które zapewne były przygotowane do dalszej ekspansji świata. Uśmiechnęłam się. Tyle zachodu dla takiego maleństwa. Wygląda na to, że nic tu po mnie. Zmęczona przetarłam czoło. To tylko kolejna, legalna przykrywka dla dragów.

Odłożyłam szczoteczkę do pudełka, które niespodziewanie przechyliło się w moją stronę.

― Jezus Maria ― pisnęłam przerażona, cudem łapiąc ogromne pudło.

Niestety kilka szczotek zdołało wypaść z kartonu, na szczęście nie robiąc przy tym zbyt dużego hałasu. Schyliłam się by podnieść kolorowe opakowania.

― Kurwa. ― Zaklęłam, widząc łunę sztucznego, jasnego światła oświetlającą szparę między ciężkimi, metalowymi drzwiami, znajdującymi się tuż za regałem. ― Wiedziałam, że to by było zbyt piękne. ― Opuściłam zrezygnowana głowę, wciągając w płuca trzy, uspokajające oddechy.

Nie zawracając sobie głowy podnoszeniem szczoteczek, niczym ćma wabiona światłem, podeszłam do uchylonych drzwi. Ostrożnie weszłam do środka i na palcach podążyłam w dół krętych, metalowych schodów.

― To nie wygląda jak fabryka szczoteczek... ― szeptałam do reszty skonsternowana. ― Właśnie odkryłam pieprzone podróże w czasie.

W sposób niepojęty dla mojego skołowanego umysłu, znalazłam się w najnowocześniejszym laboratorium, jakie w życiu widziałam. 

Podziemny układ [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz