Oparta o zimną karoserię mustanga, w skupieniu podziwiałam pompatyczną, białą willę na przedmieściach. Wszystko dookoła było piękne, majestatyczne, perfekcyjne i do znudzenia nieskazitelne. Nawet źdźbła trawy zdawały się być do siebie bliźniaczo podobne, identycznie przystrzyżone i ułożone, by jak najlepiej pasować do otoczenia. Białe płotki okalające poszczególne posiadłości, oddzielone idealnie prostymi żywopłotami, dawały namiastkę intymności, chroniąc przed bacznymi spojrzeniami wścibskich, sąsiedzkich oczu. Popatrzyłam na ogromną werandę podpartą na pięknych rzeźbionych filarach.
― Cholerny olimp ― prychnęłam oschle, badawczo spoglądając na iście królewski, monstrualnych rozmiarów taras.
Widziałam, jak stoję w blasku słońca, żegnając Nixona o poranku, czule całując go na pożegnanie; machając z głupkowatym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Widziałam nasze idealne życie. Psa biegającego po ogrodzie, trójkę radosnych dzieci, ścigających się po trawniku w ciepły, letni dzień podczas zraszania zieleni. W pięknych, ozdobnych oknach widziałam, jak ubieram choinkę na święta, jak radosna, niosę indyka na syto zastawiony stół podczas święta dziękczynienia. Wszystko było wprost doskonałe. Nie ma co, marzenie niejednej kobiety, ale czy i moje? A co najważniejsze, czy to ja pasuje do tego nieskazitelnego obrazka; do tej urokliwej dzielnicy bez skazy?
Popatrzyłam na swoje opatrzone dłonie. Dotknęłam rozciętej wargi, wodziłam szorstkim bandażem zawiniętym na opuszkach prawej dłoni po obolałym policzku. Uśmiechnęłam się z przekąsem.
― Idealna para, w idealnym domu, w idealnej dzielnicy. Żona idealna. ― Uśmiechnęłam się półgębkiem. ― Z podbitym okiem. ― Zaśmiałam się cicho z goryczą w głosie.
Z uśmiechem przyglądałam się stalowym rusztowaniom postawionym przed budynkiem. Ekipa remontowa zaczęła już swoją pracę, kierowana wytycznymi Nixona. Mój cudowny narzeczony pragnie, byśmy wprowadzili się jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia, co biorąc pod uwagę jego uparte usposobienie, jest bardziej niż prawdopodobne. Zerknęłam na biały, pretensjonalny gmach. Zieleń, w idealnym kształcie i kolorze, rząd bliźniaczo podobnych budowli po obydwu stronach ulicy. Ze skrzyżowanymi nogami w kostkach i założonymi rękoma na piersi, odtwarzałam bezlitosną projekcję filmu ukazującego moje staro-nowe, wspaniałe życie, torturując się perfekcyjnymi obrazami mojej przyszłości. Oczyma wyobraźni widziałam szczęście rodziców i zadowolenie Nixona - w końcu postawił na swoim.
Och, doprawdy cóż za idealna sielanka.
― Co ja najlepszego zrobiłam ― szepnęłam załamana, przecierając strapioną twarz rękoma.
Wiem, że przy nim nie zabraknie mi niczego. Nixon mnie kocha i chce dla mnie jak najlepiej. Wiem to. Ufam mu. Zadba o mnie. Nie oszuka mnie i nie pozwoli, by stało mi się coś złego. Przy nim będę szczęśliwa.
Ale czy to aby na pewno dobra decyzja?
― Moja idealna złota klatka. ― Westchnęłam ciężko. ― Złota klatka, w której utkwię na resztę swojego życia.
Nie miałam już siły na płacz. Wydarzenia wczorajszej nocy skutecznie zabrały mi wszystkie z kategorii tych najbardziej gorzkich. Odchyliłam głowę, patrząc na spokojne niebo. Na twarzy czułam zimny listopadowy wiatr i choć ten należał zdecydowanie do tych cieplejszych miesięcy, to wieczory otulały ulice miast złowrogim chłodem. Antracytowe niebo ozdobione błyszczącymi gwiazdami oświetlało jego głębię. Gwiazdy i ciemność przypominające mi JEGO surrealistyczne, pełne tajemnic tęczówki.
― Czy idealna Zoe, która przespała się ― jak się okazało ― z bossem pieprzonej mafii, pasuje do śmietanki towarzyskiej perfekcyjnego przedmieścia? ― Zaczęłam się śmiać, rozbawiona niedorzecznością własnych słów. ― Chryste, jestem żałosna...
CZYTASZ
Podziemny układ [18+]
Roman d'amourCykl: Elitarny krąg ( tom 3) thriller psychologiczny/romans/akcja Romans mafijny. "Opowieść, która budzi nadzieję na miłość i wiarę w nią." Kontynuacja serii Elitarny krąg. W trakcie pisania. ⚠ UWAGA: opowiadanie zawiera SCENY EROTYCZNE, PRZEKLEŃST...