45. ZOE

2.1K 126 52
                                    


Lorenzo wsiadł do samochodu, trzaskając drzwiami z ogromną siłą. Dźwięk rozniósł się po przestrzeni kabiny. Spojrzałam na jego napiętą sylwetkę. Przez pierwsze sekundy trwaliśmy z totalnej ciszy, oboje pogrążeni we własnym smutku. Kiedy jego wzrok padł na mnie, odwróciłam się, zwijając na fotelu. W tej chwili było mi wszystko jedno. Jeśli Lorenzo poćwiartuje moje ciało i wyrzuci gdzieś w lesie, to przynajmniej przestanę czuć ból.

― Cała się trzęsiesz ― skwitował beznamiętnym tonem.

― Nie twoja sprawa― odparowałam, maksymalnie przysuwając się w stronę drzwi.

― Nic ci nie zrobię. Uspokój się.

Przygaszony, wysiadł pospiesznie, odtworzył bagażnik i wrócił do samochodu, narzucając na mnie ciepły koc. Natychmiast owinęłam się materiałem, idealnie wpijającym gorzkie łzy.

Od ostatniego razu, gdy się widzieliśmy, nasza relacja zmieniła się. Oboje kryliśmy siebie nawzajem. Lorenzo uchronił mnie przed ujawnieniem tych dziwnych nagrań, ja natomiast, zataiłam przed Noah prawdę i wciąż dręczące mnie obawy dotyczące jego lojalności.

― Dziękuję ―wydukałam, nie patrząc na mężczyznę.

Lorenzo kiwnął jedynie głową i skupił całą uwagę na drodze. Podczas półgodzinnej przejażdżki miałam dostatecznie dużo czasu, by wymazać widok martwego ciała Leonardo i zająć umysł słowami, które padły podczas niespodziewanej wizyty na Long Island.

Kiedy zatrzymaliśmy się pod rezydencją, mężczyzna nie zaszczycając mnie choćby spojrzeniem, bez słowa wysiadł z samochodu. Zaczęłam drżącą dłonią otwierać drzwi. Te momentalnie odskoczyły, a w ich świetle stanął Lorenzo. Dopiero teraz spostrzegłam, że jego twarz w połowie pokrywa krew.

―Czy to krew Leonardo... ― zapytałam z wahaniem.

― Nie. ―Spojrzał w lusterko, ścierając pozostałą na skórze krew. ― To wina twojego księciunia. ― Kiedy udało mu się zmyć choć część, wrócił spojrzeniem do moich oczu. ― Ale jak widać, żyję. Widocznie należało mi się.

Lorenzo wsunął dłonie pod moje nogi.

― Zostaw mnie, sama pójdę.

Mężczyzna zastygł, momentalnie odskakując w tył. Zmierzył mnie nienawistnym spojrzeniem. Nie pozostałam mu dłużna. Może nie zabił mnie dzisiaj, a ja nie sprzedałam go Noah, ale to nie oznacza, że nagle staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi dzielącymi wspólne sekrety.

― Dobra. Wysiadaj.― Szarpnął koc.

Zmarszczyłam brwi, zaskoczona gwałtowną zmianą nastawienia. Zdeterminowana, wysunęłam stopę na podjazd. Niestety, już przy pierwszej próbie stanięcia, osunęłam się w dół. Lorenzo złapał mnie w ostatniej chwili.

― Mówiłem, że nie dasz rady. Tak przy okazji, mogłabyś od czasu, do czasu coś zjeść. Jesteś za słaba.

Bez słowa przyciągnął mnie do swojego boku i poprowadził do wejścia. Nie mając zbyt wielu wariantów, zwyczajnie poddałam się jego pomocy. Byłam nawet wdzięczna. Nie wiem, czy weszłabym po stopniach. Zapewne koczowałabym w holu. Perspektywa tylu stopni pokonała mnie prędzej, niż sam ich widok. Kiedy stanęliśmy u szczytu schodów, Lorenzo skierował kroki w stronę sypialni Noah. Zaparłam się, używając resztek pozostałych sił.

― W drugą stronę―burknęłam i nie patrząc na mężczyznę, otworzyłam drzwi do drugiego pokoju.

Lorenzo, najwyraźniej rozbawiony, zaczął się śmiać.

Podziemny układ [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz