Rozdział 3

1.9K 79 67
                                    

Na następny dzień James ledwo obudził Syriusza. Po długim marudzeniu Łapy, że jest niewyspany i potrzebuje odpocząć, okularnik odpuścił. Spał do dwunastej, a z pokoju wyszedł dopiero na obiad.

- Wow, wyglądasz jak trup - stwierdziła Marlene, która szła obok Dorcas i Lily.

- Ty to umiesz pocieszyć - powiedział poprawiając koczek zrobiony z tyłu głowy.

-  W porządku, Syriusz? - zapytała Marlene.

- Później porozmawiamy, dobra? - Marlene pokiwała głową.

Syriusz usiadł obok James'a, a obok niego zajęła miejsce Lily.

- Cześć Evans - powiedział James, a Lily się odwrócił w jego stronę i przewróciła oczami. - Jak ci mija dzień.

- W porządku? - bardziej zapytała niż stwierdziła, a James się lekko uśmiechnął.

- Naprawdę powinnaś się bardziej wysypiać, Konnie - powiedziała Tara, a blondynka machnęła ręką.

- Tara, wszystko jest w porządku. Dobrze wiesz, że mam problemy z snem - włożyła do buzi widelec z ziemniakiem.

- Na twoim miejscu poszłabym do Pani Pomfrey - powiedziała, a Konnie uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała na przyjaciółkę.

- To kochane, że się martwisz, naprawdę, ale wszystko jest w porządku - pogłaskała Terę po ramieniu i wróciła do jedzenia.

Po obiedzie poszła do biblioteki, aby odrobić zadania domowe. Usiadła przy stoliku przy oknie. Dość szybko uporała się z zadaniami i wyciągnęła książkę, którą czytała.

- Daj mu trochę czasu, James - usłyszała za jednym regałem.

- On nawet nie chce nam powiedzieć jak się czuje teraz, musimy iść do McGonagall - usłyszał drugi głos.

Starała się skupić na książkę, nie lubiła podsłuchiwać, ale jednocześnie chciała usłyszeć co się stanie dalej i o kogo chodzi.

- Syriusz nas powiesi gdy pójdziemy do McGonagall - stwierdził jeden.

Blondynka otworzyła szerzej oczy na imię Black'a. Nie znała go dobrze, ale doskonale wiedziała kto to jest. Kto by nie znał Syriusza Blacka. Nie zauważyła, żeby coś się w nim zmieniło.

Konnie spakowała wszystkie książki i pergaminy do torby i zarzuciła ją na ramię. Wyszła z biblioteki i poszła do piwnic Hogwartu gdzie znajdował się pokój wspólny puchonów.

Odnalazła swoją przyjaciółkę w dormitorium i wskoczyła na łóżku.

- Posłuchałam rozmowę - powiedziała zdyszana.

-Przecież nienawidzi nienawidzisz podsłuchiwać - powiedziała.

- Wiem i czuje się podle - przytuliła do siebie poduszkę.

- Nic się nie stało, Konnie - powiedziała - Kogo to była rozmowa?

- Wydaje mi się, że to był James i Remus albo Peter, bo rozmawiali o Syriuszu - powiedziała.
***
W nocy Syriusz znów miał problemy z zaśnięciem, mimo, że czuł się zmęczony. Przewracał się z boku na ból, czując ból głowy. Wstał z łóżka i cicho podszedł do biurka Jamesa gdzie leżała mapa huncwotów.

- James - Syriusz szturchnął przyjaciela - Mogę pożyczyć pelerynę niewidkę?

- Pewnie - mruknął nie otwierając oczu.

- Dzięki Rogacz - Syriusz wziął pelerynę z szafki Jamesa.

- Nie wróć za późno - przewrócił się na drugi bok.

Narzucił na siebie pelerynę niewidkę. W jednej ręce trzymał różdżkę, a w drugiej mapę huncwotow.

- Uroczyście przysięgam, że knuje coś niedobrego - szepnął, a na kawałku pergaminu pojawiły się jego przyjaciół i własny pseudonim. 

Pamiętał jak zarywali nocki, żeby zrobić tą mapę. Mimowolnie na jego usta wkradł się uśmiech.

Szedł do kuchni powoli i ostrożnie, uważnie patrząc na mapę. Widział, że ktoś właśnie wyszedł z kuchnie i szedł w jego stronę. Odsunal się bliżej ściany obok niego przeszła dziewczyna o blond długich włosach.

Chwilę później siedział w kuchni pijąc ciepłą herbatkę rozmawiając jedną z Skrzatek.

Wrócił dopiero po pierwszej do dormitorium, od razu kładąc się do łóżka i zasypiając.

Rano obudził go James. Był bardziej wyspany nic poprzedniego dnia. Wygramolił się z łóżka i poszedł do łazienki. Przemysł twarz wodą i umył zęby. Ubrał się, a włosy spiął w kucyk.

Na śniadanie nie zjadł zbyt dużo, bo nie czuł głodu. Wypił kubek mocnej kawy i zjadł jednego tosta.

- Nie zjesz więcej? - zapytał Peter.

- Nie jestem głodny - wymusił uśmiech i dopił kawę.

- Nie mów, że znowu siedziałaś pół nocy w kuchni - powiedział jej brat.

- Nie martw się o mnie, braciszku - uśmiechnęła się lekko - Nie siedziałam zbyt długo. Wróciłam przed północą.

- Nie możesz tak robić - powiedział wkurzony.

- Nie denerwuj się - mruknęła - Jest w porządku. Czuję się dobrze.

- Mówię ci, że powinnaś się udać do Pani Pomfrey, to samo twierdzą rodzice.

- Napisałeś do nich? - oburzyła się - Tyle razy cię prosiłam żebyś nic im nie mówił.

- To dla twojego dobra, Konnie - jego głos stał się łagodniejszy - To już trwa ponad rok.

- Tylko to mi pomaga, Dale. Zaraz mam lekcje - wstała od stołu, a Tara zaraz po niej.

- Nie win go, Konnie - powiedziała Tara gdy wyszły z Wielkiej Salii. - On się tylko martwi.

- Traktuje mnie jakbym była małą dziewczynką! Dzieli nas tylko rok, Tara, to wcale nie tak dużo. - nie zwalniała kroku aż doszła do klasy obrony przed czarną magią.

- Wiem, ale musisz zrozumieć, że nas to martwi i chcemy dla ciebie jak najlepiej - złożyła ręce na piersi.

- Ja to wiem - westchnęła ciężko weszła do klasy.

Kwiat Konwalii | Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz