Rozdział 4 - Niespodziewany Gość

122 11 0
                                    

Haziel:

- To jest idiotyczne. - wzdycham.

- Nie marudź. Będzie fajnie. - stwierdza Maya.

Właśnie znajdujemy się przed domem Ryana. Słysząc głośną muzyke i przeróżne głosy, mogę stwierdzić, że impreza trwa w najlepsze.

Dom jest duży, a wokół ma same drzewa. Wielkie okna pokazują wszystko co się dzieje w środku.

Charakterystyczny dźwięk dzwonka obił mi się o uszy. Już po chwili drzwi zostały otworzone.

- Cześć wam. - wita się gospodarz, będąc już po kilku kieliszkach. - Zapraszam. - zachęca.

Weszliśmy do środka. Dużo tutaj przeróżnych istot. Widać, że wampir nie oszczędza jeśli chodzi o imprezy.

- Bawcie się dobrze, ale proszę... Niczego nie zniszczcie. Tata mnie zabije jak znowu coś będzie zepsute. - prycha, po czym odchodzi.

- Mam jeszcze szanse by stąd iść? - pytam ociężale.

- Przestań narzekać. Będzie super. - mówi Maya.

Ubrała dzisiaj czarne rurki z wysokim stanem, purpurowy top z napisem "Be Happy" i ciemne buty na lekkim podwyższeniu.

- Po prostu się baw. - wtrąca Valeria.

Dziewczyna prezentuje się w szarej koszulce z dużym dekoltem, bordowej bluzie i czarnych, dziurawych spodniach sięgające jej do połowy łydek. Na nogach ma czerwone obcasy.

- Wątpie by potrafił. - prycha Colt.

Jaszczurołak wybrał biały T-shirt, na to nałożoną skórzaną kurtke, ciemne spodnie i buty sportowe.

- Przypominam wam, że to wy mnie tutaj zaciągneliście. - informuje rozglądając się.

Nie lubię zbiorowisk. Na dodatek jest tu głośno, a tego jeszcze bardziej nienawidzę.

Weszliśmy bardziej w głąb pomieszczenia. Maya szybko się od nas odłączyła by pogadać ze znajomymi, a Valeria poinformowała nas, że załatwi nam napoje. Zostałem sam z Coltem.

- Rozluźnij się. Straszysz wszystkich. - szturcha mnie bujając się w rytm muzyki.

- Nie myśl sobie, że twoje gadanie mnie jakoś uspokoi. Dobrze wiesz dlaczego jestem zły. - zaznaczam.

To wszystko przez nich. Doskonale wiedzą, że nie cierpie takich zbiorowisk. Mogli mnie zostawić, ale nie... Haziel też musi iść i się męczyć.

Po chwili poczułem się obserwowany. Spojrzałem na osobę, która do nas dołączyła. Jest to ta syrena, której pomógł Colt. Dziewczyna jest niska i bardzo drobna. Ma czerwone włosy zarzucone na lewy bok i brązowe oczy. Lekki makijaż gości na jej twarzy. Ubrana jest w brązowy golf bez rękawów, szarą, falistą spódniczke, czarne rajstopy i w tej samej barwie botki. Naszyjnik na jej szyi, aż świeci. To w nim ma wody swojego królestwa. Każdy z owego gatunku coś takiego musi nosić.

- Ty jesteś...? - zaczyna rozmowe Colt.

- Bree Ferguson. Jestem w drugiej klasie. - wita się.

- Miło mi cię poznać. Colt Luna, a to Haziel Martin. - przedstawia nas.

Bree pomachała w moją strone z małym uśmiechem. Odwzajemniłem gest.

- Z twoim nosem już wszystko w porządku? - pyta.

- Tak. To był tylko mały krwotok. Nic wielkiego. - śmieje się mój kumpel.

- Chciałam podziękować. Gdyby nie ty nie wiem jakby to się skończyło. Gdyby ktoś z mojej rodziny się dowiedział, że pożywił się mną wampir to... nie byłoby za ciekawie. - oznajmia bawiąc się dłońmi.

Angel Among Us 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz