Rozdział 8

356 84 54
                                    

HARPER

Tydzień mija w zawrotnym tempie. W wolnym czasie się uczę i przygotowuje do testu z historii, który mamy mieć w przyszły wtorek. Na zewnątrz z dnia na dzień robi się coraz chłodniej, a z drzew zdążyły opaść już wszystkie liście. Jutro nasza drużyna gra przeciwko High School i razem z Natalie wybieramy się na mecz pod pretekstem przygotowania materiału do szkolnej gazetki. Jeśli wygramy, zakwalifikujemy się do półfinału mistrzostw stanowych, co dla naszego liceum byłoby wielkim osiągnięciem, bo nie dotarliśmy tak daleko od przeszło piętnastu lat. Hunter jeszcze w niedzielę pogodził się z Natalie, o czym dowiedziałam się od przyjaciółki. Za to między mną a bratem sytuacja jest coraz bardziej napięta. Od niedzieli zamieniliśmy ze sobą raptem kilka zdań, co jeszcze dwa tygodnie temu byłoby nie do pomyślenia. Nie wiem, co się dzieje i bardzo mnie to martwi, bo nigdy nie miałam z nim tak złych relacji jak teraz. Stał się bardzo drażliwy i niedostępny. W drodze do szkoły praktycznie ze sobą nie rozmawiamy, a do domu najczęściej podrzuca mnie Luke, albo Natalie, bo Hunter zawsze ma jakieś sprawy do załatwienia i wraca do domu późnym wieczorem. Wiem, że coś go gryzie i chciałabym mu jakoś pomóc. Zdaję sobie jednak sprawę, że jeśli znowu zacznę naciskać, brat oddali się ode mnie jeszcze bardziej, więc na razie wolę zostawić to tak, jak jest.

Gdy pod wieczór kończę czytać o zimnej wojnie, mam tak przegrzany mózg, że postanawiam wziąć gorącą kąpiel, żeby się zrelaksować. Otwieram drzwi do łazienki, ale zatrzymuję się w progu, widząc przed sobą półnagiego Kaidena. Stoi tyłem do mnie, a w ręku trzyma T-shirt, który usiłuje zaprać. Jego mięśnie na plecach naprężają się przy każdym najmniejszym ruchu. Gapię się na niego z rozdziawionymi ustami, podziwiając jego szerokie barki i wyrzeźbione ramiona. Na karku dostrzegam dwa srebrne łańcuszki. Odruchowo wędruję wzrokiem niżej, aż napotykam białe bokserki, wystające spod nisko wiszących na biodrach jeansów. Nagle Kaiden odwraca się w moją stronę i zastyga w bezruchu.

– O boże, przepraszam! – Niemalże krzyczę, po czym zamykam w popłochu drzwi.

Stoję na korytarzu jak idiotka, wpatrując się w zamknięte drzwi i analizując to, co się właśnie wydarzyło. Już mam się ruszyć i jak najszybciej zwiać do swojego pokoju, ale drzwi znów się otwierają, a w progu pojawia się w dalszym ciągu półnagi Kaiden.

– Cześć, Harper. Co za miła niespodzianka. – Raczy mnie swoim uśmiechem, ukazując dołeczek w policzku.

– Cześć. Przepraszam za to wtargnięcie. Myślałam, że nikogo tam nie ma. – Czuję, jak moja twarz momentalnie robi się czerwona.

– Nie przepraszaj, to moja wina. Powinienem zamknąć drzwi na zamek. Josie wylała na mnie sok porzeczkowy, a to mój ulubiony T-shirt – mówi, wskazując na koszulkę w drugiej dłoni. – Chociaż w sumie nie żałuję, przynajmniej teraz widzę, że nie jestem ci całkowicie obojętny.

– Co masz na myśli? – odpowiadam szeptem.

– Zaczerwieniłaś się, Harper, to urocze. – Zbliża się do mnie i łapie mnie delikatnie za rękę. – Dlaczego do mnie nie napisałaś?

– Nie miałam czasu, zresztą nie rozumiem, dlaczego tak ci na tym zależy?

– Powiedziałem ci już, chcę cię bliżej poznać. – Patrzy na mnie z nieprzeniknioną miną. – Co takiego zrobiła ci Josie, że nie ufasz ani jej, ani nikomu z jej otoczenia?

– To bez znaczenia, Kaiden. – Przygryzam ze zdenerwowania wargę.

– Nie rób tego – mówi, błądząc wzrokiem między moimi oczami a ustami.

– Czego mam nie robić? – Zaczyna brakować mi tchu. Znajdujemy się zdecydowanie za blisko siebie, gdybym tylko chciała, mogłabym zobaczyć każdy skrawek jego nagiego torsu.

Wędruję wzrokiem odrobinę niżej i studiuję z bliska znajdujące się na jego szyi łańcuszki. Pierwszy z nich to jakiś medalik, zawieszka drugiego przypomina konstelację gwiazd. Łapię się na tym, że za bardzo się na niego gapię, więc od razu skupiam całą swoją uwagę na jego twarzy. Między brwiami ma jeszcze jedną małą bliznę.

– Nie przygryzaj wargi, Harper. To mnie cholernie rozprasza. – Jego oczy wydają się teraz ciemniejsze. Zaciska szczękę i pociera dłońmi twarz. – Co mam zrobić, żebyś się ze mną umówiła? Tylko jedna randka, nic zobowiązującego. Udowodnię ci, że zasługuję na twoje zaufanie.

– Zapytaj mnie za tydzień. Może wtedy się zgodzę.

– Dobrze. Za tydzień – mówi, a na usta wkrada mu się krzywy uśmiech. – Tá tú dodhéanta.

– Co to znaczy? – pytam zaciekawiona.

– Po irlandzku znaczy to, że jesteś niemożliwa – odpowiada. – Czas na mnie, do zobaczenia, Harper. Miło było cię znów zobaczyć.

To stąd ten akcent. Jest Irlandczykiem. Coraz bardziej intryguje mnie ten chłopak.

– Do zobaczenia Kaiden. – Wchodzę do łazienki, zamykając za sobą drzwi.

Leżę już dłuższy czas w wannie, ale przez to przypadkowe spotkanie z Kaidenem czuję się teraz jeszcze bardziej spięta niż pół godziny temu. Bez przerwy o nim myślę. Wyobrażam sobie jego pełne usta na swoich. Wciąż czuję dotyk jego palców na swojej skórze i nie mogę przestać myśleć o tym, jak byłoby czuć je w moim najwrażliwszym miejscu. Ten chłopak jest dla mnie bardzo niebezpieczny i nie ma to nic wspólnego z tym, że przyjaźni się z Josie. Z każdym kolejnym spotkaniem pragnę go więcej i więcej. Coraz ciężej jest mi udawać, że nie robi na mnie wrażenia. Muszę dać ujście temu napięciu, bo zwariuję, albo, co gorsza, przy następnym naszym spotkaniu rzucę się na niego jak jakaś dzikuska. Zamykam oczy i zaczynam się dotykać, wyobrażając sobie, że to jego dłonie mnie dotykają. Słyszę w głowie jego głos zabarwiony irlandzkim akcentem, czuję jego piżmowo-cytrusowy zapach. Widzę najpiękniejsze zielone oczy, które przeszywają mnie na wylot. To, że Kaiden siedzi teraz w moim domu i nie ma pojęcia o tym, że robię sobie dobrze, wyobrażając sobie, co mógłby ze mną zrobić, jeszcze bardziej mnie podnieca. Po krótkiej chwili przeżywam orgazm, a moje ciało odpręża się z ulgi.

Don't Deserve You Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz