Rozdział 79

211 57 37
                                    

HUNTER

Dźwięk gwizdka sędziego wybrzmiewa w moich uszach jeszcze na długo po tym, jak schodzę z boiska. Wciąż nie mogę uwierzyć, że mogłem tak głupio postąpić i obronić piłkę ręką. Co ja, do cholery sobie w ogóle myślałem?

Siedzę w szatni zupełnie sam i wpatruję się tępo w sufit. Przez swoją czerwoną kartkę nie mogę śledzić dalszego przebiegu meczu z ławki rezerwowej. Boże, dawno nie byłem sobą tak rozczarowany... Ogarnia mnie niewyobrażalna wściekłość, gdy raz po raz analizuję w głowie swoje idiotyczne zagranie. Wystarczył jeden inny ruch i nie byłoby teraz takiego bajzlu, a nasza drużyna nie musiałaby grać do końca meczu w dziesięciu. Zajebisty ze mnie kapitan, nie ma co.

Słyszę dobiegające z trybun okrzyki i zastanawiam się, czy właśnie strzelają nam kolejnego gola i czy jest już po wszystkim. Nie wiem, jakie musielibyśmy mieć szczęście, żeby udało nam się wygrać. Spoglądam na zegarek wiszący na ścianie, ten sam, na który zerkałem w przerwie meczu. Żałuję, że nie mogę cofnąć czasu i rozegrać tego zupełnie inaczej. Do końca meczu zostało niecałe piętnaście minut. Piętnaście minut, w których wszystko się może wydarzyć, a ja nawet nie będę mieć o tym bladego pojęcia. Kurwa, co za beznadzieja.

Podnoszę się z ławki, postanawiając wziąć zimny prysznic, zamiast bezczynnie siedzieć w miejscu. Zresztą i tak nie mam już na nic wpływu. Mogę tylko modlić się, żeby jakimś cudem nie strzelili nam gola i żebyśmy do końca meczu utrzymali prowadzenie. Jak to mówią, nadzieja matką głupich, nie?

Wchodzę pod prysznic i odkręcam lodowatą wodę. Jest tak zajebiście zimna, że czuję, jak zamraża mi wszystkie nerwy. Po chwili wymiękam, przekręcam kurek na gorącą i dopiero wtedy oddycham z ulgą. Ciepły strumień spływa po moich barkach, dając ukojenie zmęczonym mięśniom. Stoję tak przez jakiś czas, kiedy nagle słyszę dźwięk otwieranych drzwi. Niemożliwe, żeby już było po meczu... Wstrzymuję na moment oddech, zastanawiając się, czy przypadkiem ktoś jeszcze nie dostał czerwonej kartki. Równie dobrze od razu moglibyśmy pakować się do autokaru, oddając mecz walkowerem, bo nie byłoby opcji wygrać z tak osłabionym składem.

– Hunter, jesteś tu? – Gdy słyszę znajomy mi głos, odprężam się nieco i wypuszczam powietrze z ust.

– Pod prysznicem! – krzyczę.

Kilka sekund później słyszę jej kroki, które w pewnym momencie ustają. Gdy dociera do mnie, że Natalie jest już w łazience i widzi mnie kompletnie nagiego, natychmiast przyśpiesza mi oddech.

– Mogę dołączyć? – pyta tak cicho, że zaczynam się zastanawiać, czy sobie to wymyśliłem.

Odwracam się do niej i zakręcam wodę. Para unosi się w całej łazience, sprawiając, że atmosfera staje się jeszcze bardziej intymna. Nogi się pode mną uginają, w chwili, w której wbijam w nią swoje spojrzenie. Jest już w samej bieliźnie, a jej oczy błyszczą, niczym płynna czekolada. Przygryza dolną wargę, podczas gdy palce przesuwają się nieśpiesznie po kształtnym ciele. Ja pierdolę, ciekawe, czy Natalie w ogóle ma pojęcie, co ze mną wyprawia.

– To jak? – ponawia pytanie, zbliżając się do mnie powoli.

– Tak– chrypię, zaciskając mocno usta. Odpina stanik i zsuwa z ramion ramiączka. Opuszcza go na podłogę, nie odrywając ode mnie swojego ognistego spojrzenia. Mój Boże, co za widok. Jej ponętne piersi wręcz błagają o dotyk, sutki jej sterczą, a klatka piersiowa unosi się szybko w górę i w dół.

Mierzy mnie od góry do dołu bezwstydnym wzrokiem, a gdy zatrzymuje się na moim kutasie, oblizuje mimowolnie usta. Niech stwórca ma mnie w swojej opiece, bo jeśli nadal będzie na mnie patrzeć w taki sposób, dojdę szybciej, niż bym sobie tego życzył. Od miesiąca zadowalałem się sam i zdążyłem już zapomnieć, jak to jest być tak blisko niej. Obawiam się, że to będzie bardzo szybka piłka... A właśnie, piłka.

Don't Deserve You Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz