Rozdział 85

242 57 46
                                    

HARPER

Przez połowę swojego dotychczasowego życia czekałam cierpliwie na swoją pierwszą miłość. Po przeczytaniu kilkudziesięciu książek i obejrzeniu niezliczonej ilości komedii romantycznych pragnęłam doświadczyć miłości, choć w połowie tak epickiej, jak w historiach, które pochłaniałam jednym tchem. Nie marzyłam o księciu na białym koniu, jedynie o chłopaku, na którego widok zmiękną mi nogi, a w brzuchu poczuję motyle.

Kaiden O'Sullivan był tym chłopakiem.

Pamiętam, że gdy po raz pierwszy zobaczyłam go na motocyklu, kiedy podjechał na szkolny parking, a potem ujrzałam jego zawadiacki uśmiech z dołeczkami, zrobiło mi się dziwnie ciepło na sercu. Jednak, gdyby ktoś wtedy powiedział mi, że stracę dla niego głowę i dam mu się omotać w najgorszy możliwy sposób, nigdy bym w to nie uwierzyła. Czytając powieści romantyczne, wielokrotnie irytowałam się z powodu nielogicznego zachowania głównych bohaterek. Teraz już rozumiem, że miłość jest całkowitym przeciwieństwem logiki. Zakochany człowiek popełnia straszne głupstwa, byleby tylko znów poczuć motyle w brzuchu, przyśpieszony oddech i to dziwne ciepło w sercu, które czuje się za każdym razem, kiedy widzi się swoją drugą połówkę.

Dlatego pomimo całego gniewu, który odczuwam w stosunku do Kaidena w tej chwili, pierwszym, co czuję, gdy widzę go opartego o swojego Jeepa, jest to cholerne ciepło rozlewające się po całym moim ciele. Minęły dwa tygodnie. Czternaście dni, w czasie których nie raczył odezwać się do mnie słowem.

Z daleka dostrzegam bukiet kwiatów w jego dłoni. W drugiej ręce trzyma niewielkie pudełko obwiązane wstążką. Biorę trzy głębokie wdechy, a następnie przybieram obojętny wyraz twarz. Usiłuję jak najszybciej dotrzeć do swojego samochodu. Niestety, Kaiden jest szybszy ode mnie. Odrywa się od swojego auta w zawrotnym tempie, po czym blokuje mi drogę. Moje nozdrza momentalnie wypełniają się jego piżmowo-cytrusowym zapachem, co z kolei sprawia, że na moment brakuje mi oddechu.

– Harper, pogadajmy – zaczyna niepewnie, przygryzając wnętrze policzka.

I właśnie wtedy coś we mnie pęka. W ciągu tych dwóch tygodni, podczas których przeżyłam istne piekło, nie uroniłam przez niego ani jednej łzy. Na początku byłam za bardzo zaślepiona złością, potem zbyt zajęta martwieniem się, czy coś mu się stało. Jednak, gdy teraz stoi przede mną cały i zdrowy, mam ochotę go spoliczkować, obrzucić obelgami, a potem wsiąść do swojego samochodu i odjechać bez słowa. Może gdybym zamilkła na kilka tygodni, w końcu poczułby na własnej skórze, jak to jest.

– Zejdź mi z oczu, Kaiden – odpowiadam wypranym z emocji głosem. – Jesteś ostatnią osobą, z którą mam ochotę rozmawiać.

– Poświęć mi tylko pięć minut, proszę.

– Nie.– Kręcę energicznie głową, próbując go bezskutecznie wyminąć. – Nie zasługujesz nawet na dziesięć sekund mojego czasu. Poza tym śpieszę się, mam jeszcze mnóstwo pracy przed jutrzejszym balem.

– Pomogę ci – nie daje za wygraną. W jego głosie słychać desperację, a we mnie budzi się zupełnie nowa fala gniewu.

– Nie potrzebuję twojej pomocy, Kaiden! Niczego już od ciebie nie chcę, nie rozumiesz? To się musi skończyć, jak najszybciej, inaczej przez ciebie stanę się pierdolonym wrakiem człowieka! – Wbijam w niego najbardziej lodowate spojrzenie, na jakie mnie stać.

– Nie mów tak, Harps. Nie waż się mówić, że ze mną kończysz. – Na twarzy Kaidena maluje się panika, gdy słowa wypływają z jego ust. – Przyjechałem prosto z lotniska, żeby cię przeprosić. Zachowałem się jak skurwysyn, wiem. Dotarło to do mnie zaraz po tym, jak zatrzasnęły się za tobą drzwi, ale było już za późno. Nie powinienem był się odzywać do ciebie w taki sposób, przepraszam. Zachowałem się wtedy jak swój własny ojciec, którym tak bardzo gardzę, ale... – Zaczyna szarpać się za włosy. – Po prostu gniew przyćmił wtedy całą resztę i niepotrzebnie wyżyłem się na tobie.

Wzdycham, próbując zmusić swoje ociężałe kończyny do ruchu. Nie mogę tego słuchać, muszę jak najszybciej dotrzeć do swojego samochodu. Rozmowa z nim sprawia, że balansuję na cienkiej granicy. Każde wypowiedziane przez niego zdanie rozmiękcza mój mocno zakorzeniony gniew. Muszę wykorzystać całą swoją silną wolę, żeby ruszyć przed siebie w kierunku samochodu. W pierwszym momencie Kaiden wydaje się być w całkowitym szoku, jednak ta reakcja bardzo szybko zostaje zastąpiona zdecydowaniem.

Po raz kolejny zastępuje mi drogę, wręcza mi kwiaty, a następnie chwyta mnie za nadgarstek. Jego uścisk jest na tyle mocny, że nie potrafię się z niego wyrwać.

– Harper, nie zachowuj się tak. – Jego głos jest bliski płaczu. – Pozwól mi wyjaśnić...

Wpatruję się w bukiet czerwonych róż, który trzymam w dłoni. Kilka sekund później przenoszę wzrok na Kaidena i wybucham histerycznym śmiechem. Chłopak rozszerza oczy, zastanawiając się zapewne, co mi odwaliło. Biorę zamach, po czym z całej siły ciskam w niego kwiatami, raniąc sobie przy tym rękę.

– Czekaj, niech zgadnę – mówię ociekającym drwiną głosem. – Nie odzywałeś się do mnie, bo uznałeś, że wolisz porozmawiać ze mną osobiście, poleciałeś gdzieś ze swoim ojcem, ale nie możesz powiedzieć gdzie. Będę musiała ci zaufać, bo robisz to wszystko dla mojego dobra, czyż nie?

Obserwuję, jak mina mu rzednie, a z zielonych oczu znika pewność. Wpatruje się we mnie z malującym się bólem na twarzy. Otwiera kilkukrotnie usta, zupełnie jakby starał się złapać powietrze.

– Tak myślałam – dodaję z szyderczym uśmiechem na ustach. – Wypchaj się tymi swoimi kwiatami i niedorzecznymi wymówkami.

– A bal? Przecież mieliśmy iść na niego razem.

– Nie odzywałeś się do mnie przez dwa tygodnie, nie wiedziałam nawet, czy wrócisz, więc znalazłam sobie innego partnera. Moja propozycja jest już nieaktualna. To koniec, Kaiden.

Moje słowa wstrząsają nim do żywego. Do jego oczu napływają łzy, ale nie zamierzam na to patrzeć. Odchodzę pośpiesznie, idę do samochodu i nie odwracam się za siebie. Całą swoją uwagę poświęcam oddychaniu. Im jestem bliżej swojego auta, tym trudniej jest mi nad sobą zapanować. Cała się trzęsę, zalewa mnie nieopisane zimno. Serce wypełnia niewyobrażalna pustka, a pod powiekami czuję wzbierające łzy. Rozstania są trudne, zwłaszcza gdy wiesz, że nigdy więcej nie spotka cię takie uczucie. Niestety, rozstania są też konieczne, w szczególności, gdy osoba, z którą jesteś, w ogóle na ciebie nie zasługuje.

Wsiadam do środka i zanim zdążę odpalić silnik, po raz ostatni spoglądam na Kaidena. Klęczy na ziemi, chowając swoją twarz w dłoniach. Jego ciało drży. Wiatr rozwiewa mu włosy na wszystkie strony, a po parkingu walają się pojedyncze czerwone róże ze zniszczonego bukietu, którym w niego rzuciłam.

Widok jest tak bolesny, że ledwo jestem w stanie go znieść. Odpalam samochód i odjeżdżam z piskiem opon, a przez całą podróż ze szkoły do domu, zalewam się gorącymi łzami.

Bo tym razem jest inaczej... Tym razem to naprawdę koniec.

Don't Deserve You Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz