Rozdział 39

270 67 10
                                    

HARPER

Wybiegam na zewnątrz, rozglądając się gorączkowo we wszystkie strony, ale przy drzwiach dostrzegam jedynie całującą się parę i grupkę dziewczyn, które obrzucają mnie dziwnymi spojrzeniami. W sumie nie ma się im co dziwić, w tym całym pośpiechu zapomniałam o płaszczu, przez co mam na sobie tylko sukienkę na ramiączkach. Nie jest to raczej odpowiedni strój na końcówkę listopada, ale nie dbam o to teraz. Moją uwagę przyciąga ktoś na drugim końcu parkingu. Właściwie nie ktoś, a Kaiden, który mocuje się z zamkiem drzwi samochodu. Przyśpieszam kroku, licząc, że zdążę go jeszcze zatrzymać, zanim wejdzie do swojego jeepa. Podchodzę do niego od tyłu, ale jest tak zaaferowany próbą otwarcia drzwi, że nawet nie zwraca na mnie uwagi.

– Wybierasz się dokądś? – pytam nieco ostrzejszym tonem, niż chciałam.

Kaiden odwraca gwałtownie głowę w moją stronę, unosząc brwi ze zdziwienia.

– Czego chcesz? – bełkocze, wracając do czynności, którą mu przerwałam.

– Chyba nie zamierzasz w takim stanie prowadzić? – dopytuję kpiącym tonem, krzyżując ręce na piersi.

Słyszę, jak Kaiden demonstracyjnie wzdycha, a po chwili odwraca się do mnie całym ciałem. Opiera się o drzwi samochodu z lekceważącą miną.

– Myślę, że nic ci do tego. – Nie widziałam go dotąd tak pijanego. Oczy nabiegły mu krwią, ma mętny wzrok i zaczerwienione policzki. – Wracaj lepiej do swojego chłopaka. – Jego głos ocieka jadem.

– Luke nie jest moim chłopakiem. – Staram się mówić spokojnie. – Do niczego między nami nie doszło, przyjaźnimy się tylko – zapewniam go szczerze.

– Wiem, co widziałem – warczy w moją stronę, wbijając we mnie swoje wściekłe, zielone tęczówki.

Biorę trzy głębokie wdechy, bo czuję, że zaczyna wzbierać we mnie gniew. Do tego jest mi bardzo, ale to bardzo zimno, a kłótnia z Kaidenem jest ostatnią rzeczą, na jaką mam teraz ochotę i siłę.

– Przyznaję, mogło to wyglądać dwuznacznie. Zapewniam cię jednak, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Poza tym sam kazałeś mi trzymać się od ciebie z daleka.

– Gdybyś zechciała ze mną porozmawiać przez ostatnich kilka dni, zrozumiałabyś, że wcale tego nie chcę! – Szarpie się za włosy, po czym klnie cicho pod nosem. – Ale teraz to i tak nie ma znaczenia.

Odwraca się do mnie plecami, na powrót próbując otworzyć drzwi. Tym razem mu się jednak udaje, już ma wchodzić do samochodu, ale w ostatniej chwili szarpię go za kurtkę.

– Puść mnie – mówi, zrzucając sobie z ramienia moją rękę.

– Nie pozwolę ci prowadzić w takim stanie! – podnoszę głos, tracąc powoli cierpliwość. – Jesteś pijany.

– I co z tego? – Obdarza mi drwiącym uśmiechem. – To nie twoja sprawa, nie udawaj, że cię to martwi.

Wyrywam mu z dłoni kluczyki, na co Kaiden prycha wyraźnie wkurzony. Mierzymy się oboje wzrokiem, czekając, aż w końcu któreś z nas odpuści. Ja w każdym razie nie zamierzam, mimo że z nerwów mam ochotę krzyczeć i płakać jednocześnie. Ten człowiek doprowadza mnie do skrajnych emocji, wydobywając ze mnie najgorsze cechy, takie, o których nawet nie miałam pojęcia, że istnieją.

– Odwiozę cię do domu. – Staram się, aby mój głos brzmiał spokojnie, mimo że w środku wszystko we mnie buzuje. – Nie możesz wsiąść za kółko w takim stanie, Kaiden.

– Chyba kpisz. – Patrzy na mnie z niedowierzaniem. – Nie pozwolę ci prowadzić mojego samochodu.

– Dobrze, w takim razie pojedziemy Uberem. – Nie daję za wygraną. Robi mi się coraz zimniej, więc obejmuję się ramionami, próbując jakoś się rozgrzać.

Mogłabym pójść po swój płaszcz, ale boję się, że gdy wrócę, Kaidena już tu nie będzie. Napisanie do Luke'a, żeby mi go podrzucił, też nie wydaje się najlepszym pomysłem, zważywszy na to, co myśli sobie o nim Kaiden. Chłopak wpatruje się we mnie przez chwilę, bacznie mnie obserwując. W końcu parska zrezygnowany. Ściąga swoją kurtkę i opatula nią ciasno moje ramiona. Nawet ten krótki dotyk wywołuje u mnie dreszcz. Obchodzi dookoła samochód i bez słowa zajmuje miejsce pasażera. Nieświadomie wtulam twarz w kurtkę, zaciągając się jego zapachem, którego tak bardzo mi brakowało.

– Zmieniłeś zdanie? – pytam, wsiadając do auta.

Przysuwam sobie fotel i dopasowuję pod siebie lusterka. Piszę esemesa do Luke'a, żeby się o mnie nie martwili, po czym odpalam silnik.

– Nie zostawię tu swojego wozu – rzuca oschłym tonem, bawiąc się sygnetem na małym palcu. – Poza tym i tak z tobą nie wygram.

Uśmiecham się pod nosem na jego słowa. Przez większość drogi się do siebie nie odzywamy, uświadamiam sobie, że po raz pierwszy jednak mi to przeszkadza. W powietrzu aż skrzeczy od napięcia. Kaiden tylko od czasu do czasu mówi mi, gdzie mam jechać. Po piętnastu minutach docieramy na jego osiedle. Wychodzi z auta jak poparzony, gdy tylko gaszę silnik.

– Dzięki za kurtkę. – Podaję mu ją, kiedy stoimy przed samochodem. Miałam mu do powiedzenia tyle rzeczy, a teraz czuję się, jakby wszystkie moje myśli wyparowały. – Kaiden, ja...

– To z nim byłaś na randce, prawda? – przerywa mi w pół słowa, a w jego oczach dostrzegam ból.

– Z nikim nie byłam na randce. Hunter cię okłamał. – Zerkam na Kaidena i widzę, jak unosi z konsternacją brew. – Powiedział ci, że poszłam na randkę, bo chciał mnie chronić, po tym jak się wobec mnie zachowałeś.

– Przepraszam, Harper. – Chwyta mnie delikatnie za łokcie. – Ja po prostu... Kurwa, chciałem dobrze, naprawdę. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze.

– Zachowujesz się idiotycznie... Najpierw mówisz, że się we mnie zakochujesz, potem mnie odpychasz, a teraz znowu jesteś zazdrosny o Luke'a. Zdecyduj się, czego chcesz. To zaczyna być frustrujące, Kaiden.

– Wiem, przepraszam, naprawdę... – Wzdycha i chowa twarz w dłonie. – Przysięgam, że to się już nie powtórzy.

– Nie składaj obietnic, jeśli nie jesteś pewny, czy zamierzasz ich dotrzymać. – Kiedyś przeczytałam ten cytat w którejś z książek Nicolasa Sparksa. Wydaje się idealnie pasować do tej sytuacji oraz zachowania Kaidena.

Spogląda na mnie z miną zbitego psa. Choćbym nie wiem, jak chciała, nie jestem w stanie być dłużej na niego zła, kiedy widzę go takiego zranionego.

– Masz rację, nie będę niczego obiecywać. Udowodnię ci, że mogę być facetem, jakiego pragniesz. Nie chcę cię stracić, malutka.

– Jesteś facetem, jakiego pragnę! – podnoszę głos, chcąc, żeby w końcu pojął to, co jest tak oczywiste. – Przestań sobie wmawiać, że na mnie nie zasługujesz i odpychać mnie za każdym pieprzonym razem, kiedy zaczyna być między nami dobrze!

Patrzę na niego z poważną miną, ale gdy Kaiden uśmiecha się do mnie nieśmiało, ukazując swój uroczy dołeczek, od razu mięknę.

– Pragniesz mnie? – dopytuje, oblizując wargi. – Bo ja ciebie pragnę tak bardzo, jak nikogo nigdy wcześniej. Pragnę cię mniej więcej tak, jak Jack pragnął Rose.

Co z nim jest, do cholery nie tak?! Dosłownie chwilę temu emanował złością i smutkiem, a teraz zachowuje się, jakby wszystko było między nami w najlepszym porządku.

– To nie jest dobry moment na żarty, Kaiden – mówię zrezygnowanym tonem.

– Nie żartuję, chodźmy do mnie. Nie będziemy rozmawiać na parkingu. – Zatacza kciukiem okręgi na moim nadgarstku.

Rozpływam się pod jego delikatnym dotykiem. Przełykam głośno ślinę, po raz kolejny tocząc z powodu Kaidena wewnętrzną walkę. Wiem, że to bardzo zły pomysł, ale prawda jest taka, że przez ostatnie dni strasznie za nim tęskniłam. Unoszę wzrok i napotykam jego desperackie, błagalne spojrzenie. Kolor jego oczu jest najpiękniejszym odcieniem zieleni, jaki kiedykolwiek widziałam. Mogłabym w nich utonąć. Ujmuję jego dłoń i bez słowa pozwalam mu się zaprowadzić do jego mieszkania.

Don't Deserve You Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz