Rozdział 67

235 62 61
                                    

HUNTER

Co za paradoks, całkiem niedawno nie chciałem nawet nic słyszeć na temat rodzeństwa, a teraz jestem w stanie myśleć tylko o tym, żeby fasolce w brzuchu mojej mamy nie stało się nic złego. W międzyczasie zdążyłem się już oswoić z myślą, że będę mieć rodzeństwo i kiedy dziś uświadomiłem sobie, że mogę je stracić, zajebiście spanikowałem. Zaraz po tym, jak pogotowie zabrało mamę do szpitala, a ja zostałem w domu sam, rozsiadłem się na schodach i płakałem prawie godzinę, zanim wróciła Harper.

Spoglądam kątem oka na siostrę, a moje kąciki mimowolnie wędrują ku górze. Kaiden gładzi ją po włosach i od czterdziestu minut nawet nie drgnął, żeby tylko było jej wygodnie. Skąd ja to znam... Kilka razy przeszło mi przez myśl, żeby napisać do Natalie, ale w końcu zrezygnowałem z tego pomysłu. Sam nie wiem, czy po wczorajszym, życzyłbym sobie tutaj jej obecności.

Siedzimy w poczekalni od dobrych kilku godzin, nie wiedząc co z mamą ani maluchem. Mam już wstać, żeby poszukać kogoś, kto mógłby udzielić nam jakichkolwiek informacji, ale z sali wychodzi facet w średnim wieku. Ma na sobie biały kitel oraz stetoskop, zakładam więc, że to lekarz prowadzący. Podchodzi do nas, obrzucając każdego z nas po kolei przelotnym spojrzeniem.

– Wszyscy jesteście rodziną? – pyta bezbarwnym głosem. Na jego piersi zauważam tabliczkę z imieniem „Jim".

– Tak, jestem narzeczonym Rose, a to są jej dzieci. – Mike wskazuje na mnie i Harper. – Co z nią... i z dzieckiem?

– Oboje mają się dobrze, ale pana narzeczona dostała silnego krwotoku, przez co straciła sporo krwi. Będziemy musieli zrobić pani Rose więcej badań, żeby ustalić, co było tego przyczyną, dlatego zostanie u nas przez najbliższe dwa tygodnie.

Wszyscy oddychamy z ulgą na tę wiadomość. Napięcie, które towarzyszyło mi, odkąd przekroczyłem próg szpitala, rozpłynęło się momentalnie w powietrzu.

– Możemy zobaczyć się z mamą? – wyrywa się Harper, zanim sam zdążę o to zapytać.

– Oczywiście, ale nie siedźcie u niej zbyt długo. Wasza mama potrzebuje odpoczynku. – Kąciki lekarza unoszą się delikatnie ku górze, po raz pierwszy od rozpoczęcia rozmowy. – Pierwsze drzwi na prawo.

Dziękuję mu skinieniem głowy i podążam za Harper, która zdążyła już wystrzelić do przodu, jak z procy. Gdy wchodzimy do sali, do moich nozdrzy od razu dociera delikatny metaliczny zapach. Mama siedzi pod kołdrą, oparta o wezgłowie. Jest poprzypinana do aparatury monitorującej akcję serca. Z jej twarzy zniknął cały koloryt, a mimo to pogodnie się do nas uśmiecha. Przełykam rosnącą w gardle gulę i siadam na krześle znajdującym się tuż przy jej łóżku. Harper staje za mną, opierając ręce na moich barkach.

– Narobiłyście nam z fasolką niezłego stracha. – Posyłam mamie krzywy uśmiech, po czym chwytam ją za bladą jak ściana dłoń. – Jak się czujesz?

– Z fasolką? – Mama odpowiada mi gromkim śmiechem.

– Dopóki nie znamy płci dziecka, to po prostu fasolka.

Siostra przewraca oczami i kręci z niedowierzaniem głową, ale mam to w dupie.

– Właściwie, to poznałam dziś płeć dziecka przy okazji jednego z badań – odzywa się po chwili, na co rozszerzam tylko oczy.

– Żartujesz?! – Siostra piszczy tuż przy moim uchu, wystawiając na próbę moje bębenki. – Mów, mamo! Umieramy z Hunterem z ciekawości.

– To chłopczyk. – Jej błękitne oczy błyszczą ze wzruszenia. – Będziecie mieć brata.

Don't Deserve You Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz